Historia pokazuje, że ze wszystkich superbohaterów najbardziej pociągający potrafią być ci, którzy są z pozoru najmniej „super”, bez tego całego splendoru, połyskującej zbroi, wiatru we włosach i bieli zębów. Moja prywatna definicja herosa zawiera w sobie niedoskonałość jako cechę konstytutywną. Oczywiście nie chodzi o przetarty kombinezon czy brak odporności na wybrany pierwiastek. Bohater z krwi i kości to ten, który posiada słabości prawdziwie ludzkie – trudny charakter, skomplikowaną przeszłość, kontrowersyjny kodeks postępowania. W ogromnym uniwersum DC znajdziemy kilka przykładów tego typu niekryształowych herosów. Mnie to właśnie Batman zawsze wydawał się postacią najbardziej intrygującą. Autorzy nie poddali go niepotrzebnej idealizacji i nie przyprawili mu sztucznych anielskich skrzydełek. "He's just one man! One man dressed like a lunatic and armed to the teeth" – mówi o nim w jednym z monologów Joker. Nie wiem czy się ze mną zgodzicie, ale zawsze uważałam, że wybitne postacie zasługują na wybitne gry. Batman: Arkham Asylum studia RockSteady to bez wątpienia gra wybitna...
Na wstępie przyznaję, że do tej pory raczej omijałam tytuły z super heros w roli głównej. W ostatnich latach na rynku pojawiały się przede wszystkim gry akcji tworzone przy okazji premier kolejnych filmów sygnowanych przez Marvel. W moim odczuciu – typowy zapełniacz półek, jakich wiele po premierach "Władców Pierścieni" i "Harry Potterów". Śledzenie poczynań kolejnych deweloperów przyniosło smutną konkluzję – gry o bohaterach to średniaki i nieprędko się to zmieni. Dziś z radością stwierdzam, że jednak da się zrobić pełnokrwistą produkcję z nieprzerysowaną postacią na pierwszym planie.
Welcome to the madhouse, Batman! I set a trap and you sprang it gloriously!
Batman: Arkham Asylum na pierwszy rzut oka wygląda jak kolejna przeciętna gra akcji. Takie wrażenie znika jednak już w kilka chwil od momentu uruchomienia trybu fabularnego. Graczy wita częściowo interaktywny wstęp, który jest doskonale przygotowany zarówno od strony storytellingu, jak i oprawy wizualnej. Zaraz po nim rozpoczyna się akcja właściwa i od razu daje się zauważyć, że fabuła jest zdecydowanie najmocniejszą stroną Batman: Arkham Asylum.
Opowiedziana w grze historia zaczyna się od mocnego uderzenia i wciąga obietnicą coraz większych wyzwań, które przed głównym bohaterem stawia Joker – główny arcywróg tej produkcji. Pokonywanie kolejnych epizodów fabularnych przypomina szybki bieg po rozwijającym się miarowo kolorowym perskim dywanie. Nie dość, że pod dostatkiem tu pięknych wzorów to towarzyszy temu dodatkowo niezwykły klimat.
Zbudowanie odpowiedniej atmosfery w grach akcji to zazwyczaj nie lada wyzwanie. Tutaj wszystko opiera się na genialnym i zarazem prostym pomyśle. Każdy ruch naszego bohatera, śledzony jest przez Jokera i komentowany zależnie od sytuacji. Ta narracja towarzyszy nam przez całą grę i jest jednym z najmocniejszych elementów gry. W rolę Jokera wcielił się Mark Hamill – aktor, który wcześniej użyczał już głosu tej postaci w filmach animowanych (a jeszcze wcześniej zagrał Luke’a Skywalkera). W Arkham Asylum Hamill wykonał kawał dobrej roboty, co jest to kluczowe dla podtrzymywania motywacji gracza, który ani na chwilę nie traci wroga „z oczu”. Cudzysłów jest tutaj uzasadniony, bowiem przez 90% gry Joker objawia się tylko werbalnie, komentując każde posunięcie człowieka nietoperza.
Hi-diddle-diddle, time for a riddle?
Głos Jokera nie jest jednak jedynym, który towarzyszy nam podczas gry. W miarę przemierzania obszarów Asylum słyszymy też głos Riddlera, który stawia przed graczem kolejne wyzwania. W sumie jest ich w grze ponad 200, a o ich jakości niech świadczy fakt, że niejednokrotnie były dla mnie równie albo i bardziej zajmujące niż główny wątek. Receptą na sukces okazuje się tu być bardzo zgrabne i logiczne wplecenie ich w samą rozgrywkę. Riddler uwolniony przez Jokera postanawia rzucić Batmanowi wyzwanie, aby potwierdzić swój status wielkiego detektywa. Jego komentarze dodają grze smaku i zmuszają do wnikliwej obserwacji i dokładnego penetrowania każdego pomieszczenia. Co ważne – w ogóle nie przeszkadza to, że zadania w kolejnych obszarach częściowo się powtarzają. Zagadki stanowią bardzo dobre dopełnienie fabuły a rozwiązywanie kolejnych zadań jest satysfakcjonujące i przy okazji odblokowuje masę dodatkowej treści.
Co ciekawe Asylum pokazuje także, że świat gry wcale nie musi być rozległy, aby mógł sprawiać takie wrażenie. W produkcji RockSteady działa mechanizm podobny do triku powiększania pomieszczeń za pomocą umieszczania w nich luster, z tą różnicą, że w grze rolę luster pełni perspektywa. Wyspa wydaje się znacznie większa niż jest w istocie, bo wielokrotnie przychodzi nam oglądać ją z dużej wysokości. Ponadto kilka razy trafiamy też na specjalnie spreparowane skaliste lokacje, w których wrażenie przestrzenności jest niemal namacalne.
Note to self, need more henchman, good ones this time.
Sądzę, że pod względem konstrukcji twórcy Batman: Arkham Asylum zdecydowali się na chyba najlepszy możliwy krok – świat gry zbudowany jest do podstaw a historia nie powiela znanych z filmów schematów i jednocześnie zawiera w sobie wszystko to, za co fani kochają skrzydlatego nocnego mściciela. W głównym wątku fabularnym produkcji RockSteady pojawia się wiele mniej i bardziej znanych łotrów nękających Gotham, w tym między innymi Victor Zsasz, Harley Quinn i Poison Ivy. Co ważne każda z z nich jest szczegółowo dopracowana pod względem animacji i gry aktorskiej. Mimo iż wielu „złych” i „dobrych” postaci z uniwersum Batmana z oczywistych względów nie możemy spotkać w Asylum to i tak w ten lub inny sposób istnieją oni w grze. Na znanych fanom komiksów złoczyńców trafiamy przy okazji zbierania taśm, wypełniani kolejnych zagadek i przemierzania kolejnych lokacji na wyspie. W grze znajdujemy cele więzienne, plakaty z podobiznami i poukrywane w gablotach i szybach wentylacyjnych ślady bytności łotrów wszelkiej maści. Wykonywanie zadań Riddlera pozwala nam dodatkowo odblokować życiorysy poszczególnych postaci. To wszystko razem powoduje, że świat wydaje się być uniwersum pełnym i kompletnym. Pomieszczenia nie są kwadratowymi klockami z nałożoną teksturą. Większość z nich opowiada swoją własną historię i bezpośrednio zazębia się z bogatym światem znamy fanom z komiksów i filmów.
Dużym plusem jest także fakt, że pokonanie kolejnych epizodów i bossów ma wpływ nie tylko na nasze doświadczenie, lecz także na zmiany w środowisku gry. Przykładem są tutaj gigantyczne rośliny, które całkowicie zmieniają wygląd wielu pomieszczeń. W podobny sposób zmieniają się też przeciwnicy. Na początkowych etapach gry są to przede wszystkim nieuzbrojeni pomagierzy Jokera. Z czasem, wśród nich pojawiają się szaleńcy wypuszczeni z oddziału intensywnej terapii, a także trujące rośliny.
Oooh! What did you sneak in, Bats? Batarangs? Batclaws? Batsnacks?
W ten sposób dość płynnie przechodzimy do ciosów i wyposażenia, jakie oddane zostało w ręce gracza. Generalnie z przeciwnikami walczymy wręcz bądź przy użyciu kilku najbardziej typowych zabawek Batmana, które możemy dodatkowo upgrade’ować. Po blisko 30 godzinach gry musze przyznać, że mimo wszystko odczuwam na tym polu lekki niedosyt. Brakowało mi zwłaszcza możliwości samodzielnego pokierowania Batmobilem. Poza tym wydaje mi się, że twórcy nieco lepiej mogli też rozwiązać kwestię walk z pomniejszymi bossami. Dla podniesienia poprzeczki w grze musimy pokonać ich przy pomocy określonej sekwencji ruchów. Poza nielicznymi wyjątkami polega ona na oślepieniu Batarangiem, odskoczeniu, zajściu od tyłu i wskoczeniu na plecy. Taki schemat pojawia się przy wszystkich potyczkach nie licząc walki finałowej oraz potyczek z Poison Ivy i Croc’em. Ta ostatnia poprzedzona została na dodatek najsłabszą w moim odczuciu sekwencją w całej grze, w której to Batman dość długo krąży po drewnianych pomostach w poszukiwaniu potrzebnych do sporządzenia antidotum składników.
Wracając jeszcze do innych możliwości, które dostępne są w grze, pochwalić należy tryb detektywistyczny, a zwłaszcza ciekawe osadzenie tej funkcjonalności kombinezonu w samej fabule. Poza tym całkiem nieźle prezentuje się wachlarz ruchów Nietoperza: latanie, glide kicki, opuszczanie się na linie, zachodzenie wrogów od tyłu i tradycyjne przemieszczanie się przy użyciu liny.
Hey Bats, go easy on him, hm? For me...? Oh hell, why do I care? Do your worst!
Tak naprawdę większość wymienionych wyżej wad to bardziej czepianie się szczegółów niż faktyczne wyliczanie braków produkcji studia RockSteady. Twórcy stworzyli przebogaty i klimatyczny świat, w którym oprawa graficzna stanowi dopełnienie znakomitej fabuły. Elementy przerywnikowe z rodzaju platformowej "walki" ze Scarecrowem pojawiają się w odpowiednich momentach i wraz z zagadkami i encyklopedią postaci stanowią doskonałe dopełnienie głównego wątku fabularnego. W Batman: Arkham Asylum znaleźć można właściwie wszystko, czego oczekuje gracz: ciekawą historia, po mistrzowsku napisane, pełne humoru dialogi, świetną oprawę i dużo ingame’owej treści, zarówno w fabule jak i dodatkowych trybach z rodzaju Challenges. Polecam! Nawet tym najbardziej zatwardziałym przeciwnikom gier akcji.
Oracle: What now? Two Face? Riddler? Some giant Joker robot?
Batman: Unfortunately nothing that simple.