Wybuchające Beczki miały być książką, która odważnie zdekonstruuje i podda krytyce obecny stan branży elektronicznej rozrywki. Wedle obietnic autora mieliśmy się z niej dowiedzieć, dlaczego pewne gry są przez nasz umysł postrzegane, jako dobre (a inne wręcz przeciwnie), oraz jakie są składowe naszego odbioru gier wideo. Czy to się udało? Owszem! I to jeszcze jak!
Content, czyli treść Wybuchających Beczek
Gdy otworzymy pierwsze wydanie literackiego debiutu Krzysztofa Gonciarza i przekartkujemy książkę aż do samego końca, naszym oczom ukaże się strona z podziękowaniami. Wśród wielu bliskich, przyjaciół i mentorów autora, którzy go zainspirowali i wspomogli proces powstawania Beczek znalazło się miejsce i dla Ciebie czytelniku. Tak właśnie! Największą czcionką autor dziękuje nam wszystkim – Graczom. I nie jest to tylko ładnie wyglądające hasło, które po prostu zwykło się umieszczać w książkach. Autor wybuchających pisze bowiem przede wszystkim do gracza i to jego chce skłonić do działania.
Na wstępnie poznajemy dwa wyjściowe założenia Wybuchających Beczek. Pierwsze to właśnie mobilizujące do działania i samodoskonalenia aparatu pojęciowego, twórcze: "Znajmy się, badajmy, analizujmy gry wideo." Drugie to manifest mający na celu ukazanie, że tradycyjny aparat krytyczny stosowany w recenzjach gier jest niepoprawny. Jak słusznie zauważa autor "nie mamy w Polsce kultury "znania się" na grach. Ba nie mam jej nawet na świecie, jeśli mówimy o szerszej świadomości społeczeństwa."
Na pewnych płaszczyznach sytuacja ta jest podobna do istniejącej na gruncie współczesnej krytyki kina manii znawców do określania filmów nic nieznaczącymi przymiotnikami w rodzaju: nudny, wtórny, płytki, ciekawy. Choć film i gry wideo to dwa zupełnie odrębne światy i trzeba wystrzegać się nieustannych porównań, to akurat na gruncie krytyki cierpią na podobną chorobę. Ślizganie się po tafli uproszczeń i wygodnych frazesów z rodzaju: ładna grafika, ciekawa fabuła (w przypadku filmu: zdjęcia, scenariusz) jest mocno niewskazane. Książka stawia sobie bardzo ambitny cel – zmienić ten stan rzeczy, spowodować, że spoglądanie na gry przestanie kręcić się wokół wytartych schematów, pustych haseł i nic nieznaczących przymiotników. Autor chciałby "żeby ludzie marzyli o znaniu się na grach – za cel przyjmując sobie umiejętność ich analizy (…)."
Droga do realizacji tego celu wiedzie przez 17 rozdziałów, w których Krzysztof Gonciarz bierze na warsztat całe spektrum mechanizmów i narracyjnych chwytów a także pokazuje na żywych przykładach jak jesteśmy wciągani w wir fabuły. Wybuchające Beczki pełne są kluczowych dla poznania i zrozumienia gier zjawisk. Na kolejnych stronach książki pojawiają się hasła takie jak: emergencja, immersja, narracja przez otoczenie, level design, tunelowość, narracyjne chwyty deweloperów, podejmowanie wyborów poprzez gameplay, sterowanie kontekstowe, quick time eventy, porcjowanie rozrywki, poczucie stawki, rola bohatera, cykl życia gry, poziomy trudności, tutoriale, mikrotransakcje, achivementy, trofea, osiągnięcia, poziomy nagradzania, rozgrywka steamlinowe’a, mikroleaderboardy, horyzont celów, pacing, checkpointy, modderzy, co-op asymetryczny. Mało? Nie martwicie się! W książce jest o wiele więcej.
Oprócz tego w Wybuchających Beczkach subtelnie rozprawiono się też z kilkoma mitami, wciąż jeszcze często funkcjonującymi w świadomości wielu graczy. Nieliniowość, jako grzech minionej epoki? Niekoniecznie! Może to być także wentyl bezpieczeństwa, tarcza na gracza, który sam z siebie nie chce poddać się narzuconej przez twórców konwencji danej produkcji. Więcej konkretów z obszaru treści nie przytoczę. Nie zrobię tego przez szacunek dla potencjalnego czytelnika.
Jeśli chodzi o moje wątpliwości dotyczące treści to są one przede wszystkim związane z dość jednoznacznym postawienia granicy między krytyką gier i recenzją. Na ile jednak rozumiem przesłanie, chodzi tu jednak nie tyle o to, że recenzent nie może być krytykiem gier, ile o oddzielenie głębi analitycznej od płycizny tekstów z jedno lub dwucyrowymi ocenami na końcu i stereotypowym zestawem haseł służących ocenie. Jeśli się mylę - proszę o sprostowanie.
Gameplay, czyli jak się to czyta?
Z recenzowaniem książek jest troszkę jak z krytyką gier – nie można popadać w banał i utarte formułki. Samo stwierdzenie, że Wybuchające Beczki właściwie czytają się same nie wystarczy. Wypadałoby bowiem wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje. Podstawowym czynnikiem decydującym o poczytności tej publikacji jest niewątpliwie dobry warsztat autora. Książka jest napisana lekko, przystępnym językiem z uwzględnieniem mowy potocznej. Jednocześnie nie brak tu naukowej terminologii, która tam gdzie jest to najbardziej potrzebne, zostaje z miejsca objaśniona. Właściwy balans między poszczególnymi składnikami stylu i treści jest tutaj kluczem do sukcesu. Całość dopełnia jeszcze forma tekstu. Zbiór kilkunastu krótszych tekstów zebranych w jedną książkę to dla mnie strzał w dziesiątkę. Proza życia – do poczytania na wykładzie, w autobusie i tramwaju, w domu i w pracy (ciii!). Poza tym koniecznie trzeba zwrócić uwagę na dobór przykładów (gier) służących uwidocznieniu pewnych zjwisk. Czy mam pewien niedosyt jeśli chodzi o produkcje mniej popularne? Tak, ale gdyby książka była pełna odniesień do japońskich slasherów i nikomu nieznanyh produkcji, mało kto zorzumiałby przesłanie i publikacja nie mogłaby pełnić swojej roli. No bo czy przewodnik może oprowadzić nas po katerze jeśli najpierw zasłoni nam oczy...? Słowo podsumowania na temat "gameplay'a": Wybuchające Beczeki to danie podzielone na lekkostrawne i sycące porcje, a całość podlana naukowym sosem. Dla mnie mniam!
Technologia, czyli papier okładka i cała reszta
W przypadku książek wydanych w formule zakładającej koncentrację na tekście forma ma zwykle drugorzędne znaczenie. Nie znaczy to jednak, że nie należy jej tutaj poświecić miejsca. Warto zacząć od tego, co budziło najwięcej kontrowersji, czyli od okładki. Jeśli o mnie chodzi to sam projekt od początku nie budził moich zastrzeżeń a koncepcja graficzna bardzo mi się podobała (nawet ta wstępna z zielonym tłem). Potwierdzam, słowa autora – żeby docenić projekt trzeba mieć trochę wyobraźni graficzno-projektowej. Do tego dodam, że zawsze trzeba brać pod uwagę, na czym okładka zostanie wydrukowana. W tym przypadku mamy dominujący mat z lakierowanymi elementami. Jedno z drugim współgra jak należy i w moim odczuciu Magdalenie Kani – autorce tej koncepcji należą się duże brawa. W ocenie formy należałoby jeszcze uwzględnić papier, skład i korektę. O ile te dwa pierwsze są bez zarzutu, Ppapier ekologiczny to dodatkowy atut wydania, książka jest lekka, w sam raz na wakacyjne wojaże, o tyle korekta miejscami zaspała. Przykład? Nadprogramowe odstępy lub ich brak na stronach: 15, 80, 132, 149. Oprócz tego kilka literówek i jeden błąd graficzny. I tak nieźle jak na tak szybki proces powstawania książki. Ja co prawa tego typu błędów w publikacjach drukowanych nie lubię, ale na dobrą sprawę można równie dobrze tę kwestię przemilczeć.
Koniec końców, czyli czy warto przeczytać?
Na koniec powiem po swojemu lakonicznie i konkretnie – tak! Wybuchające Beczki to książka inspirująca do zmiany paradygmatów poznawczych, które towarzyszą ocenie i krytyce gier wideo. Skłaniająca do dekonstrukcji mechanizmów, zwracania uwagi na detale i elementy pozornie nieistotne. Cel – rozumieć, wiedzieć i przekładać tę wiedzę na działania zmierzające do uczynienia gier lepszymi. Pominięcie Beczek w swoich literackich wyborach to świadoma rezygnacja z możliwości stania się dojrzałym, świadomym odbiorcą gier wideo. "Znajmy się, badajmy, analizujmy gry wideo. W tym jest przyszłość."
Ja z radością podejmę wyzwanie. A Wy?