Studio Supergiant Games nie tak dawno sprezentowało światu swoje dzieło, Bastion. Tytuł zebrał bardzo pochlebne recenzje i zdobył rzeszę fanów. Wielu czekało na tradycyjne w dzisiejszych czasach DLC. Autorzy powiedzieli jednak, że takowego nie wydadzą.
Według nich Bastion jest grą kompletną, w którą włożyli mnóstwo pracy i którą dopracowali do maksimum. Dali konsumentom wszystko to, co chcieli. Nic nie wycięli, nic nie pozostawili na później. Zamknęli pewną historię, wykorzystując wszystkie nadające się do jej przedstawienia projekty. I zaoferowali to w jednym pakiecie, za piętnaście dolarów.
Mała siedmiosobowa ekipa zapisała się w ten sposób w moim prywatnym rankingu ludzi, których warto cenić. Mogli łatwo zarobić na setkach spragnionych wrażeń. Mogli nawet spróbować sprzedać dodatkową godzinę gry za kilka złoty. Zdecydowali się jednak zagrać w starym stylu. Wydać na rynek produkt kompletny. Samochód z kołami, kierownicą i silnikiem, a nie ładnie wyglądającą atrapę, do której trzeba jeszcze „kilka” rzeczy dokupić. Może byłoby to mniej ważne, gdyby nie informacje o graczach czekających na jakiekolwiek dodatki. Takie doniesienia na pewno dotarły do uszu odpowiednich osób z firmy, a mimo to nie zmieniło to jej podejścia i końcowej decyzji.
Przeciwnicy mogą powiedzieć, że zagrali pod publiczkę. Rozczarowani fani Bastionu mogą być źli na brak DLC. Ja jestem z chłopaków i dziewczyn dumny i zamierzam od tej pory śledzić ich dokonania na rynku. Przy okazji dowiem się, czy był to jednorazowy „wybryk”, czy oznaka idealistycznego podejścia. Oby to drugie, bo w dzisiejszych czasach, gdy coraz więcej rzeczy jest wycinanych, coraz więcej kopiowanych i sprzedawanych później, takich twórców rynkowi gier bardzo potrzeba.