Co można zrobić, gdy dzięki pewnemu zbiegowi okoliczności (pozdrawiam) w ręce wpada koszmarne kupsko w postaci jednej z najgorszych gier, jakie na oczy widziano? Można o niej od razu zapomnieć, ale można też wziąć się za bary z tym tytanem beznadziei, a w następstwie wzięcia - napisać tekst. Nie będę się jednak pastwił wprost, wszak dużo zabawniej jest napisać "recenzję" jadowicie pochwalną. Zapraszam zatem - City Bus Simulator 2010 to przejażdżka jedyna w swoim rodzaju.
Gra zabiera nas do magicznego świata Nowego Jorku dając możliwość wejścia w interakcję z milionem mieszkańców tego cudownego miasta. GTA, mówicie? Nie, lepiej. Tam tylko hasasz i wysadzasz. Tutaj zaś prowadzisz autobus, zatrzymujesz się na przystankach, ach - uruchamiasz hamulec postojowy i opuszczasz rampę dla niepełnosprawnych pasażerów! Dreszcze emocji targają mym wątłym ciałem nawet w trakcie pisania tego tekstu. Co możemy robić w CBS2010NY? A czego nie możemy? Jazda dowolna to cała masa przystanków do zaliczenia - miasto staje się twą piaskownicą (cosik ograniczoną powierzchniowo, ale zawsze). Misje? Jasna sprawa. Dzień Niepodległości? Kupa ludzi na mieście. Jakiś konwent? Kupa ludzi. Trzeba rozwieźć inwalidów? Trzeba. Ale, ale... Jest i kampania. Najpierw samouczek, potem zaś szereg rozwalających czachę wyzwań powiązanych ekscytującym wątkiem fabularnym. Moja dusza śpiewa!
Przejdźmy do konkretów. Sterujesz Carlosem, który z Latynosa ma w sobie jedynie koszulę, pod warunkiem, że wcześniej nosił ją jakiś Latynos. Podczas samouczka poznajesz Jacka, który mówi Ci co i jak. Wyzwania związane z prowadzeniem maszyny to jednak nie wszystko - zdradliwe bywają powierzchnie parkingów czy maski aut. Wpaść można do środka, uwięzionym zostając aż do momentu wczytania zapisu lub rozpoczęcia nowej gry. Ba! Nawet Jack okazuje się wciągającym mężczyzną, który wynosi naszego bohatera na piedestał.
Gra uczy pokory i jednocześnie pokazuje, jak ważną jesteś personą. Czad! A napisałem już, że podczas samouczka nie udało mi się uruchomić silnika wozu? Na szczęście w misjach już się udało, ale niestety z jakiegoś powodu nikt do mego autobusu wsiąść nie chciał. Może dlatego, że wszyscy mieszkańcy Nowego Jorku to nieruchome kukły? Fenomenalny zabieg - tylko tak możemy podziwiać bogactwo detali, jakimi okraszono każdą postać. A pojazdy? Ach, maestria ich ruchu, połyskliwe powierzchnie... Brakuje mi klawiatury, by w pełni oddać im sprawiedliwość. Podobnie ma się sprawa z poruszaniem się naszym bohaterem. Tak! Albowiem zapisano w kodzie możliwość opuszczenia pojazdu i spacerowania. Mało tego - Carlos ma chałupkę z telewizorem, posiada także nadludzką umiejętność podkurczonej lewitacji i odbierania telefonu komórkowego. Jest przy tym niesamowicie kulturalnym mężczyzną, który zawsze powie "dzień dobry" niezależnie od sytuacji. Nie jestem godny, panowie twórcy. Słowom wymyka się opis CBS2010NY, więc pozwolę sobie wrzucić filmik autorstwa kogoś tam, który pięknie podsumowuje grę.
A tak zupełnie poważnie - oceny nie wystawię, bo "grałem" w sumie z półtorej godziny. Śmiałem się, płakałem, ale zagłębić się w tytuł rady nie dałem. Brzydkie to, toporne i nie działa tak, jak powinno. Ja rozumiem, że budżetówka, ale bez jaj... Nawet te 10 czy 20 złotych można wydać lepiej np. W JAKIKOLWIEK INNY SPOSÓB. Dosłownie. Ach - jedna rzecz jest fajna. Tak jakby. City Bus Simulator korzysta z systemowego zegara, więc obrazek miasta w menu wieczorem jest wieczorny, w ciągu dnia "dzienny" etc. Ot, taka landrynka na górze wzdętych foczych trucheł zjadanych przez zmutowane szczury. Polecam.