Gemini Rue fajnym jest - recenzja - Pita - 7 października 2011

Gemini Rue fajnym jest - recenzja

Cyberpunkowa przygodówka z pikselowatą grafiką odwołująca się do klasyków gatunku? Ojejku, marzenia się spełniają!

Gemini Rue to wspaniały przepis na cyberpunk. Jest tutaj deszcz, dreszcze, wielkie korporacje, detektyw, tajemnica oraz kosmos. Jest miasto nocą i walka o człowieczeństwo. Ta produkcja to przygodówka wyciągnięta z czasów świetności Sierry i LucasArts,  za to z nowoczesnym interfejsem i świetną retro-oprawą. To pokaz możliwości gatunku i dowód na to, że PC wciąż posiada wiele asów w rękawie. Nie tylko lepszą wersję Battlefielda 3 ;).

Niezależna gra w zapomnianej konwencji to dla mnie niesamowite zaskoczenie, które udowadnia jak jeszcze wiele miejsca na rynku jest na tytuły niepozorne i małe, należące do rzekomo „martwych” gatunków. Na szczęście Gemini Rue pokazuje, że owe pogłoski o zgonie przygodówek okazują się mocno przesadzone. Jak to czasami z nekrologami bywa.

Historia zaczyna się niepokojąco, przekształca się w wielką tajemnicę i kończy się w wielkim stylu. Zdradzanie jej byłoby straszną zbrodnią, dlatego wszystko pozostawię chętnym graczom, których czeka sporo czytania, słuchania oraz myślenia. Gdyby chociaż jedna piąta tak zwanych gier „AAA” posiadała tak dobrą fabułę, to byłbym bardzo, bardzo szczęśliwym człowiekiem. Dzięki Gemini Rue w sumie i tak jestem.

Atmosfera łącząca w sobie film noir i cyberpunkowe dzieła Dicka oraz Gibsona została dopełniona przez niecodzienne, szczególnie jak na grę wideo, postaci w rękach gracza. Bo pomimo całej otoczki, to bohaterowie grają tutaj pierwsze skrzypce. Z jednej strony mamy bystrego bohatera przypominającego trochę typowego detektywa skrzyżowanego z „facetem z problemem”, jakiego często spotykamy w klasykach gatunku, z drugiej ofiarę straszliwych eksperymentów próbującą wydostać się ze swojego piekła. Oczywiście obaj są ze sobą powiązani…

Rozgrywka to w sumie klasyka gatunku, nie odbiegająca niczym od wielu innych gier. Wciąga za to historia, logika, bardzo udana uprawa i sporo drobnych elementów. Sprawdzają się też momenty pełne akcji, gdzie musimy działać błyskawicznie celem uniknięcia śmierci, nie tylko strzelając, ale również działając zgodnie z zasadami McGuyvera.

Nie chcę jednak dać porwać się szałowi – nie jest to najlepsza przygodówka ostatnich lat, ani jakiś przełom. Wciąż z ostatnich dokonań preferuję prześwietne 999 oraz Theresię (obie na NDSa), lecz to mroczne dzieło stworzone w głównej mierze przez jednego człowieka to gra stojąca nieskończenie wyżej od średnio w moim przekonaniu wskrzeszonych Sama & Maxa, czy Monkey Island. Mroczna, brutalna, bardziej logiczna, a zarazem luźna i „growa” tam, gdzie tego trzeba.

Muszę też wspomnieć, że pikselowata grafika wraz z piękna animacją mordują. Rozpływałem się przed monitorem bardziej niż przy Crysisie 2, bo ta gra ma coś czego wiele technicznie pięknych gier nie posiada. Styl. Własny, niepowtarzalny styl, dzięki któremu nie sposób przeoczyć pieczołowitych szczegółów, wspaniałych teł oraz fenomenalnie ruszających się postaci. A są jeszcze smaczki i odwołania! I klimatyczna muzyka! I niskobudżetowo podłożone głosy!

Gemini Rue wygląda doskonale i przechodzi się doskonale. Ponownie jest to jedna z tych gier, która dzięki swojej specyficznej oprawie nie zestarzeje się, podczas gdy gracze nie będą mogli patrzeć na większość tytułów obecnej generacji. Chwała takim projektom, powiadam chwała.

Ocena: 75%

PS: Gra posiada demo, które powinno rozwiać wszelkie wątpliwości niepewnych opłacalności zakupu.

Pita
7 października 2011 - 15:45