Przed Arkham City to cykl mini-recenzji pełnometrażowych filmów o przygodach Człowieka-nietoperza, jednego z najpopularniejszych bohaterów uniwersum DC Comics. Z tekstów dowiecie się, które tytuły warto sobie przypomnieć (lub obejrzeć po raz pierwszy), a które odpuścić, by nie zszargać sobie nerwów. Za nami staroć (Batman z 1966 roku) oraz era Tima Burtona (1989 i 1992). Kolejny film o przygodach Nietoperza to...
Batman Forever (1995)
Reżyseria: Joel Schumacher
Scenariusz: Akiva Goldsman + 4 innych panów
W rolach głównych:
Val Kilmer jako Batman/Bruce Wayne
Tommy Lee Jones jako Two Face
Jim Carrey jako Edward Nygma / The Riddler
Michael Gough jako Alfred
Nicole Kidman jako Chase Meridian
Chris O'Donnell jako Dick Grayson / Robin
Drew Barrymore jako Sugar
-------------------------------------
O co chodzi:
Znany przestępca o ksywie Dwie Twarze postanawia się zemścić na Batmanie za swoje kalectwo. Tworzy więc drużynę z Riddlerem - odrzuconym z firmy Wayne'a naukowcem - , który wynalazł urządzenie do kradzieży myśli i fantazji pod pozorem udanego seansu 3D, skoordynowanego z telewizją. Bruce Wayne ma problemy ze swoją osobowością oraz uroczą panią doktor, która sama nie wie z kim pójść do łóżka - z facetem w kostiumie i masce, czy z szarmanckim oraz przystojnym multimiliarderem. Bruce przyjmuje ponadto do swojej posiadłości osieroconego chłopaka, który robił za akrobatę w cyrku.
-------------------------------------
Jakie to jest:
Zmiana na stołku reżyserskim odbiła się czkawką na jakości filmu. Joel Schumacher wywalił to, co stanowiło o sile obrazów Burtona - stonowane barwy, mrok, tajemnicę, motywacje bohaterów. W zamian wrzucił własne, odjechane wizje na granicy kiczu. Batman Forever świeci się jak nocny neon - w poszczególnych scenach atakuje Nas feria jaskrawych barw i filtrów wywołujących niemały ból głowy. Ciężko znaleźć fragment, który wygląda po prostu normalnie. Kuleje także cała historia, pełna niepotrzebnych scen oraz przeciwnicy Batmana, którzy zachowują się tak jakby łyknęli jakieś prochy i popili syropem na rozwolnienie. Motyw rozdwojenia osobowości u Two Face'a praktycznie nie istnieje bo Jones w takim, czy innym wcieleniu zachowuje się tak samo. Psychologia Wayne'a jest zaś tak głęboka jak kałuża, a ostatni tekst Batmana do Riddlera to największy banał jaki mogli zaserwować twórcy. Małym nieporozumieniem jest także Robin. Side-kick głównego bohatera bardziej przeszkadza niż faktycznie pomaga, no ale to można akurat zwalić na karb pierwszych kroków w walce z zorganizowaną przestępczością. Mimo tego w jednym elemencie obraz Schumachera przyfarcił i to ostro. Otóż Forever reklamowały dwie fantastyczne piosenki, które stały się ponadczasowymi hitami - mowa o Kiss from a rose Seala oraz Hold Me, Thrill Me, Kiss Me, Kill Me zespołu U2.
-------------------------------------
Kto dzieli i rządzi:
Z przykrością stwierdzam, że nikt. Każdy ma swoje niezłe momenty, ale w większości zawodzą nie tyle aktorzy, co postacie, któe są nakreślone nijako, bez klasy i krzty oryginalności.
-------------------------------------
Najlepszy tekst:
Batman: I see without seeing. To me, darkness is as clear as daylight. What am I?
The Riddler: Please! You're as blind as a bat!
Batman: Exactly.
-------------------------------------
Najlepsza scena:
Riddler rozwalający jaskinię Batmana i Batmobil:
-------------------------------------
Warto obejrzeć?:
Raczej nie, chociaż film nie miał jako takich miażdżących recenzji na zachodzie. Większość krytyków znalazła w nim nawiązania do starego Batmana z 1966 roku, gdzie camp i prostota po prostu działały. Tutaj podobne potraktowanie tematu nie zadziałało w ogóle, być może poprzez zbyt duże efekciarstwo.
-------------------------------------
Jaka ocena?
W skali szkolnej - 2+
W skali batmanowej - 2/6 nietoperzy
W skali poważnej - 3/10
W skali "chcę się pośmiać" - 5/10 (trochę humoru jednak jest)