Co jakiś czas w różnych miejscach kraju organizowane są nocne maratony filmowe. Zwykle grane są po cztery filmy, zawsze przyświeca im jakaś tematyka. Bywały noce poświęcone konkretnym gatunkom – komedie czy horrory, twórcom – np. maraton filmów Woody’ego Allena, seriom – choćby Zmierzch, czy inne – jak noc oscarowa. Świecką tradycją w pobliżu 1 listopada (lub 31 października - Halloween) również i w tym roku będzie miał miejsce nocny maraton filmowy. Zarówno Enemef, jak i sieć kin Helios organizują w nocy z 28 na 29 (Enemef także 29 i 31, ale tylko w Warszawie) października maraton pod znakiem (grozy i) horrorów. Wśród tysięcy ludzi, którzy w tym czasie zasiądą w kinowych fotelach w całej Polsce, będę i ja.
To będzie mój trzeci maraton, ale pierwszy w którym wszystkie filmy wchodzące w skład repertuaru będę widział po raz pierwszy. Na poprzednich dwóch zawsze znalazł się film który już widziałem (Zapowiedź, a później Kac Vegas na nocy komedii). Tym bardziej jest to dla mnie korzystny interes. Maratony filmowe mają swoje wady i zalety, jak wszystko. Cena biletu za cztery filmy, to równowartość jakichś 1,5, może 2 normalnych seansów, w zależności od tego jakie zniżki nam przysługują - z ekonomicznego punktu widzenia jest to dobry biznes. Tym razem w kinach Helios w całym kraju (w moim przypadku - w Kielcach) zostaną zagrane: Naznaczony, Krzyk 4, Pozwól mi wejść, oraz premierowy Dom snów. Na ten ostatni film i tak chciałem się wybrać, jest to zatem jakaś atrakcja. Tytuły nie powalają na kolana, ale mnie bardziej chodzi o event sam w sobie, który przecież nie zdarza się codziennie. Ja akurat nie jestem maniakiem horrorów i wolałbym noc komedii, ale nic to. Ważne jest fajne, ciekawe, niecodzienne spędzenie wieczoru (i nocy, od 23 do 7) w grupie znajomych, w domyśle dobrze się bawiąc. Wreszcie na koniec, na drugi dzień jestem zmęczony w ten przyjemny sposób ;)
Co do wad. Zanim ludzie zostaną wpuszczeni do sal, liczba osób na metr kwadratowy może przyprawić o ból głowy niejednego amatora filmów, o ile jego tolerancja na takie zaludnienie nie jest wysoka (według moich szacunków na taki maraton – przynajmniej w Kielcach – przybywa bez mała 1000 osób). Niestety zawsze znajdzie się jakaś grupa, która pomyli kino z jakimkolwiek barem i stara się łączyć przyjemności, które w konsekwencji są nieprzyjemnością dla całej reszty widzów. Nie powiem, też lubię te rozrywki, ale po co do licha brać je do kina? Później taki rozentuzjazmowany fan trunków powiadamia wszystkich obecnych, że bawi się przednio – bo przecież każdy tym faktem jest wielce zainteresowany. Zazwyczaj ci ludzie po jednym czy dwóch upomnieniach spuszczają z tonu, niemniej jednak przyjemniej by było, gdyby takie incydenty wyeliminować. Poza tym, kolejki do łazienki zwykle są przynajmniej kilkumetrowe. Akurat tu nie będę kręcił nosem. To panie są tutaj bardziej poszkodowane, ale i one szybko radzą sobie z tym problemem – zaczynają korzystać także z męskiej toalety. Mogę to zrozumieć. Tyle przywar, choć mogłem coś pominąć.
Podsumowując, mimo pewnych wad i incydentów, które zawsze towarzyszą tak dużej grupie ludzi, uważam, że warto wybrać się na tego rodzaju wydarzenie. Przynajmniej raz, by zobaczyć, jak to jest. Ja po dwukrotnym obcowaniu z tym zjawiskiem mam o nim pozytywne zdanie. Jak jest z Wami? Bywaliście już na maratonach filmowych? Jakie macie wspomnienia? Wybieracie się na najbliższy? Czy może taka forma rozrywki Wam nie odpowiada? Chętnie poznam Waszą opinię. Być może po piątkowym maratonie napiszę jakiś wpis z wrażeniami. O ile jakieś będą. Ale wierzę, że tak.