Tego należało się spodziewać. Po wielu tygodniach ciszy i dziennikarskich śledztwach Robert Kubica zabrał wreszcie głos na temat stanu swojego zdrowia. Polak przekazał zespołowi Lotus Renault GP smutną wiadomość – zawodnik nie będzie gotowy na początku sezonu 2012. Krakowianin zapewnia, że rehabilitacja przebiega pomyślnie, a jej efekty zaskakują wszystkich, jednak dojście do pełnej sprawności zajmie jeszcze trochę czasu.
W tym momencie fani Kubicy mogą poczuć się zawiedzeni. Wielki powrót po ciężkim wypadku w rajdzie należy odłożyć w kalendarzu na później i czekać na kolejne wieści od menadżera, który dosłownie wczoraj zapewnił włoskie media, że Robert już w styczniu rozpocznie jazdę w bolidzie Formuły Renault. Plan ten jednak mogą pokrzyżować czynniki naturalne, w tym spowolniony proces odzyskania pełnego czucia w dłoni i zwinności palców. Wiadome jest, że dłoń Roberta nie będzie już taka sama jak przed wypadkiem, ale wierzę, że facet zrobi wszystko, aby opanować choćby podstawowe ruchy potrzebne do obsługi kierownicy w bolidzie.
Moim zdaniem dłuższa przerwa może wyjść Kubicy „na zdrowie”. Przyśpieszony powrót okraszony medialnym okrzykiem mógłby wpłynąć na niego demobilizująco w sytuacji, gdyby otrzymał na przykład słabszy bolid. Robert jest wciąż gorącym kierowcą w stawce i na pewno w trakcie sezonu ustawi się po niego kolejka chętnych. Inna opcja mówi, żę Polak mógłby spokojnie zaczekać, aż któreś z miejsc w zespołach typu Sauber/LRGP/Force India/Williams zwolni się ze względu na słabsze wyniki. Nie miałby nad sobie wówczas presji oraz ciśnienia ze strony szefostwa (podobnie jak Bruno Senna, który wszedł za Heidfelda). Co więcej – Kubica pełniłby rolę zawodnika, który bardziej od walki o punkty ceni rozwój bolidu, a w tym fachu jest znakomity.
Bardziej fascynująco zapowiada się za to następny rok. W sezonie 2013 nie zobaczymy raczej Felipe Massy, a to otwiera Kubicy furtkę do Ferrari. Romans między tymi dwoma podmiotami trwa od dawna co w sumie nie powinno dziwić – Włosi traktują Krakowianina jak swojego człowieka. Gdyby Robert w okolicach najbliższego lata wskoczył do nawet średniego zespołu, urwał kilka punktów, albo po prostu pokazał, że po kontuzji nie ma śladu - Ferrari miałoby naprawdę potężny ból głowy. Tak czy siak przed Bobby K potężna, tytaniczna praca, ale również nieźle zarysowane perspektywy.