Niech pierwszy rzuci padem ten, kto nigdy nie obraził drugą osobę w trakcie gry sieciowej. Chyba każdy, kto choć raz spróbował gry przez internet, spotkał się z tym zjawiskiem, nierzadko samemu go tworząc. Bo nie da się ukryć, że na serwerach wprost buzuje od emocji, ale czy jest to pożądane, i zasadniczo skąd w ogóle bierze się ten cały hate?
Anonimowość w internecie wielu dodaje skrzydeł. Osoby dotąd skryte mogą wyszaleć się w cyberprzestrzeni wiedząc o braku konsekwencji i robią to, na co nie odważyliby się w rzeczywistości. Zjawisko nienawiści nie ominęło oczywiście trybów wieloosobowych, gdzie dowiemy się jak bardzo ssiemy, jakim to „noobem” jesteśmy, że ten headshot to tylko czysty fart, a nasza matka para się w rzeczywistości innym zawodem. Oświecenie następuje w szczególności, gdy potknie nam się noga, jako członkowi drużyny, i obarczani jesteśmy winą za przegrany mecz. Bo to tylko i wyłącznie nasza wina. Wygodne.
Zjawisko to podzieliłbym zasadniczo na dwa rodzaje: pierwszy to ten, w którym dopiero rozpoczęliśmy swoją przygodę z tytułem, albo wręcz przeciwnie: zjedliśmy sobie na nim zęby, a nasze umiejętności są mylone z interwencją zewnętrznych aplikacji, a nienabytych na drodze samozaparcia.
Wyzywanie nowych jest dziwne i pozbawione podstaw, bo nikt nie rodzi się z umiejętnościami potrzebnymi do gry, a wiedzy nie czerpie z powietrza. I każdy kiedyś był takim początkującym, ale widać pewnie wspomnienia z czasem ulegają wymazaniu. Uważam, że ludziom dopiero, co się uczących, kierujących się udzielanymi przez nas wskazówkami, którym widać, że zależy, należy się odrobina dopingu, a nie bezustanne mieszanie z błotem, skutkujące w ostatecznym rezultacie wyjściem z serwera i psuciem atmosfery.
Z zupełnie innymi problemami mierzy się osobnik z kolei zbyt ogarnięty, który odczuwa już pewnie znużenie bezustannymi zarzutami na temat stosowania aimbotów, czy innych czitów. Poza tym jest powszechnie nienawidzony przez swoich oponentów, i jeśli tylko mają odpowiednie ku temu narzędzia, starają się o jego usunięcie za sprawą głosowania, bądź podsuwają adminowi pewne spiskowe teorie.
Słowem – nie dogodzisz. Nazbyt często zapominamy po prostu cieszyć się grą i pamiętać, że jeśli nawet przez kolegę z drużyny przegraliśmy mecz, to nie zrobił tego na pewno celowo, a w przyszłości wyciągnąć wniosek: „ok, musimy uważać, by to się więcej nie powtórzyło. Byliśmy o włos od zwycięstwa, walka była zacięta i satysfakcjonująca. GG dla przeciwnego teamu i chłopaków z drużyny. Dzięki wszystkim za fajną grę!”
Wiem, science-fiction. A jednak można, co sam staram się udowadniać, nawet w takich tytułach, w których najmniejsze uchybienia są szybko zauważane i tępione jak w L4D. Dobre zagrywki pochwalam, przy słabych pocieszam [ok, próbowałeś, to nie koniec świata, to tylko gra]. W dobrej atmosferze znacznie przyjemniej spędza się czas, bo nie po to zasiadam do sieci, by mierzyć się na najbardziej wymyślne obelgi. Zresztą, co ciekawe i dobrze ilustrujące tezę, że osoby dojrzałe tego nie robią, są najbardziej elitarne tytuły. Takie, które przyciągają pasjonatów [ARMA, Operation Flashpoint], a kultura na serwerach jest zwyczajnie dużo wyższa, analogicznie do wieku osób w nie grających. Nie wiem, czy kiedykolwiek się to zmieni, a ESRB przestanie przypominać odpowiednim komunikatem, że nie bierze odpowiedzialności za to, co może się wydarzyć podczas zabawy online. I doskonale ich, niestety, rozumiem.