Na tegoroczne święta postanowiłem się przemóc i w końcu kupić sobie Xboxa. Jako że moje dotychczasowe doświadczenia z tego typu urządzeniami ograniczały się do okazyjnych partyjek Mortal Kombat u znajomych, świat gier konsolowych był mi niemal całkiem obcy. Wynikało to nie tyle z jakiejś mojej niechęci do konsoli, co raczej z braku środków na jej zakup. Dlatego też, skoro mam już za sobą operację rejestracji na Xbox Live i kilkadziesiąt godzin grania, mogę się już chyba podzielić swoimi pierwszymi wrażeniami z obcowania z nowym obiektem kultu. Zaznaczam przy tym, że nie mam tu na celu żadnego hejtowania. Chcę tylko opisać swoje odczucia – a więc zatwardziałego (jak dotąd!) pecetowca.
Rzut okiem
To, co pierwsze rzuca się w oczy, to bardzo estetyczne wykonanie konsoli. Xbox 360 Slim naprawdę może się podobać – niewielkie gabaryty, połączone z ładnym designem i czarno-zieloną kolorystyką bardzo ładnie komponują się z wystrojem każdego wnętrza. Również w czasie działania konsoli wrażenia są pozytywne – maszynka jest stosunkowo cicha. Niestety pewnym problemem jest podłączenie konsoli do reszty elektroniki w domu. Gdybym posiadał telewizor, nie byłoby o czym dyskutować, ale już podłączenie do monitora to dość kosztowna impreza. Aby wszystko działało, trzeba wyposażyć się w dodatkowe kable lub przejściówki, których w pudełku z konsolą oczywiście się nie znajdzie. Nie ma również możliwości, by podłączyć całość do głośników 5.1, o ile te nie są naprawdę nowoczesne i nie dysponują wejściem optycznym. Jeśli nie jest się więc dość bogatym, o dźwięku przestrzennym można zapomnieć.
Uruchomienie i rejestracja
Proces rejestrowania się w usłudze Xbox Live trochę trwa, ale na szczęście jest to operacja jednorazowa. Bardzo dużym minusem jest tu niestety to, że aby móc grać przez sieć ze znajomymi, trzeba zapłacić stosunkowo drogi abonament. Co się za to otrzymuje? Poza dostępem do sklepiku (z absurdalnie drogimi grami) oraz rozgrywką wieloosobową, głównie możliwość stworzenia swojego spersonalizowanego avatara. To ostatnie jest w zasadzie pierdółką, ale całkiem sympatyczną – sam spędziłem z pół godziny projektując swoje elektroniczne alter ego. Oczywiście tutaj również kryje się haczyk – aby dokupić nowe stroje dla postaci, trzeba znowu zapłacić. Casualowych graczy o kolekcjonerskim zacięciu może to nawet bawić, ale mnie nieszczególnie – swoją przygodę z awatarem już zakończyłem i to, jak przypuszczam, definitywnie.
Kontrola
Nie ma się co oszukiwać – pad sprawdza się w grach akcji dużo lepiej, niż klawiatura. Wygodne rozłożenie przycisków i ergonomiczny kształt to oczywiste zalety, z miłym zaskoczeniem przyjąłem też pewne sztuczki związane z wibracjami (np. kiedy postać ledwo żyje, pad wibruje w rytm tłukącego się w piersi serca). Rozbawiło mnie też to, że po kilku godzinach nieprzerwanej gry zacząłem czuć… zakwasy w mięśniach. Gry stały się więc rozgrywką nie tylko bardzo wciągającą, ale na swój sposób wyczerpującą (w pozytywny sposób). Jest to o tyle przyjemne wrażenie, że podłączę jednego pada do komputera i będę z niego często korzystał (zakupiony przeze mnie model umożliwia taką operację). Gdybym miał narzekać, wspomniałbym tylko o tym, że pady są domyślnie bezprzewodowe, przez co trzeba wymieniać w nich baterie lub akumulatorki. Osoby przyzwyczajone do myszki (jak ja) mogą też mieć problemy ze sterowaniem kamerą, ale przypuszczam, że jest to wyłącznie kwestia wprawy.
Gry
Głównym powodem, dla którego kupiłem konsolę, są oczywiście gry. Najważniejsze są tu exclusive’y, których na komputerze nie uświadczę pewnie nigdy. Gdyby wszystkie gry z konsol posiadały port na PC, nie byłoby większego sensu w kupowaniu konsoli (zwłaszcza, że pad można podłączyć do komputera). Dlatego też idea exclusive’ów jest mistrzowskim zabiegiem ze strony marketingowców – zmuszają oni w ten sposób graczy do zakupu swoich produktów. Sprawa jest prosta – „nie kupisz konsoli, nie pograsz”. Twórcy co prawda mogliby skonwertować dowolną grę (i mocno w to wierzę), ale nie jest to w ich interesie.
Jak zaś przedstawiają się same gry? Bardzo dobrze, zwłaszcza, jeśli lubimy wartką akcję. Na PC rzadko można spotkać bijatyki i slashery, których na konsoli jest przecież w bród. Konsola posiada też tę zaletę, że można ją wygodnie wziąć pod pachę i zanieść do znajomych, by tam pograć w kilka osób. Gra na jednym telewizorze przy użyciu padów sprawia znacznie większą frajdę, niż znane pecetowcom LANparty czy zabawa przez Internet. Konsola jest więc bardzo dobrym pretekstem, dla którego można zrobić udaną imprezę. Nie ma też problemu, by pograć we dwoje z ukochaną osobą. Na tym polu należy więc podkreślić pewną przewagę konsoli nad PC.
PC czy konsola?
Na powyższe pytanie mogę odpowiedzieć tylko w jeden sposób: jedno i drugie. Każda z platform ma swoje wady i zalety, każda jest również nieco inna. Nie żałuję zakupu Xboxa, ale wydaję mi się, że nadal będę preferował PC jako narzędzie swej pracy i zabawy. Jeśli jednak najdzie mnie ochota na coś bardziej szalonego, albo po prostu będę chciał zagrać ze znajomymi na imprezie, zdecydowanie wybiorę konsolę. Możliwość swobodnego wyboru wydaje mi się być tutaj kluczowa, dlatego też nie widzę żadnego sensu w hejtowaniu i wojnie międzyplatformowej. Życzę więc każdemu, aby mógł wybrać swoją platformę, a najlepiej cieszyć się kilkoma na raz.