Vae Victis! - Pita - 25 grudnia 2011

Vae Victis!

Pośród niezliczonych Świątecznych promocji w Sieci, pośród ogromnej konkurencji ze strony obniżek na Steam oraz Good Old Games kryje się jedna, niepozorna gra na konsole. Blood Omen jest dostępny obecnie za 10 zł na PlayStation Network. Nawet nie ma sensu pytać czy warto.

Pierwsza podróż wampira Kaina, to najbardziej dopracowana i najbardziej intrygująca odsłona tej wielkiej serii. Stworzona przez Silicon Knights w 1996 wspaniale wygląda, rusza się, brzmi i co najważniejsze – gra – po dziś dzień. Jeżeli lubicie dobre historie i dobre gry to jest spora szansa na to, że pokochacie Blood Omen.

 

"Vae Victus -- suffering to the conquered. Ironic that now I was the one suffering. Not anything as pedestrian as physical pain. Rather the cruel jab of impotent anger -- the hunger for revenge. I didn't care if I was in Heaven or Hell -- all I wanted was to kill my assassins. Sometimes you get what you wish for. The Necromancer Mortanius offered me a chance for vengeance. And like a fool, I jumped at his offer without considering the cost. Nothing is free, not even revenge"

 

Kain jest jednym z najlepiej wykreowanych (anty)bohaterów w historii gier wideo. Charyzmatyczny, opanowany, inny. Autorzy mieli spore ambicje, uderzając w rynek na którym zdawałoby się nie było miejsca na podobne gry. Silicon Knights stworzyło wariację na temat Legend of Zelda, wrzucając ją jednak do tajemniczego Nosgoth oferując nad wyraz dojrzałą historię pełną brutalnych treści, lecz również poważnym problemów natury moralnej. Nie tylko obserwujemy skutki zemsty Kaina, ale także przemiany psychiczne zachodzące w nowo narodzonym wampirze oraz spełnianie się wielkich przepowiedni dotyczących całej krainy.

 

W efekcie mamy bezkompromisową produkcję o wspaniałej narracji – narracji bardzo "growej", ale wcale nie ustępującej książce czy filmowi. Grę, która nie chce być filmem, czy książką. Pozycję, która zdaje się być dumna z używania swojego medium. Co prawda Blood Omen jest "tylko" hack&slashem/przygodówką akcji/action-RPG (jak zwał tak zwał), wychodzącą z założeń przygód Linka, ale przenoszącą je w niezwykłe realia.

 

Nosgoth, jedna z najciekawszych krain fikcyjnych kryje więcej niż widać na pierwszy rzut oka, zaś rola Simona Templemana jest dla mnie szczytem aktorstwa w grach wideo. Blood Omen kryje władzę, kryje tajemnicę i kryje wspaniałą historię. Kryje wyborne dialogi oraz monologi Kaina, który wyruszając pochopnie przeciw swoim oprawcom najpierw staje się pionkiem w wielkiej grze, aby wreszcie stać się jednym z jej głównych graczy. Arogancki, wykształcony, okrutny, lecz nade wszystko szczery wampir to nie tylko dobrze rozpisana postać. To prawdziwa analiza istoty o wielkiej mocy, istoty która zapragnęła wyzwać przeznaczenie. Uwielbiam ten tytuł.

 

Troszeczkę niesprawdzonym mitem stało się jakoby wersja na PlayStation jest zepsuta – to bzdura. Gra wygląda świetnie zarówno na HDku oraz PSP, ma niesamowicie dobrą animację, brzmi przednio. Jedyną techniczną wadą są loadingi przy wejściach do menu, ale sama gra jest zaprojektowana sprytnie. Wyprzedzając swoje czasy – ponieważ nie wymaga nieludzkich wysiłków, inteligentnie podpowiada graczowi dalsze kroki i oferuje częste save'y.

 

W Blood Omen wciąż się bardzo dobrze gra - rozgrywka polega na mieszance umiarkowanej ilości walk, rozwiązywaniu zagadek oraz włóczeniu się po całej krainie, wraz z lochami. Nie ma ani ostatecznego typu broni, ani ostatecznego czaru, natomiast Kain wciąż musi wysysać krew z wrogów i niewinnych ofiar. Nie możemy bezmyślnie siekać - ponieważ spora część przeciwników pokona nas w bezpośredniej walce, ale od czego jest magia? Zastosowano tutaj strukturę zwaną Metroidvanią - nowe umiejętności (choćby forma wilkołaka) pozwalają nam dostawać się we wcześniej niedostępne miejsca. Stąd masa sekretów i dodatków dla szperaczy. Generalnie rozgrywka jest bardzo świeża i dzisiejsza, nie nastawiona ani zbytnio na walkę, ani na zagadki. 

Grafika to dwa wymiary na poziomie gier z Infinity czy pierwszego Diablo, co przy bardzo dobrej animacji odpowiada mi dzisiaj niesamowicie. Po chwili przyzwyczajenia doceniłem klimatyczne projekty, świetną architekturę, ładne obiekty i pieczołowite wykonanie świata oraz wrogów. Ta gra jest ładna, chociaż nie zadowoli zapewne wielu obecnych graczy. Ale piękne odwzorowuje ponury klimat umierającej powoli krainy, zmienne warunki atmosferyczne oraz dzień i noc, również wpływające na rozgrywkę.

 

Przypominam również tym, którzy zapomnieli, piszę to tym którzy tego nie wiedzą – gry z pierwszego PlayStation kupowane w PSStore działają zarówno na PSP oraz PlayStation 3, nie trzeba kupować oddzielnych wersji. Więc nawet jeżeli uważacie (niesłusznie, ma się rozumieć), że "PSP haz no gamez" to warto je odkurzyć choćby dla takich klasyków. Przy okazji pragnę dodać, że nie przemawia przeze mnie nostalgia – wstyd pisać, ale Blood Omena ograłem pierwszy raz dopiero w tamtym roku, na pożyczonej kopii zawsze uważając go za niedorobionego przodka Soul Reavera. Powiedzieć, że myliłem się to powiedzieć za mało.

 

Miałem napisać tylko newsa, a wyszła malutka notka. Niedawno zapowiedziałem wspomnienia z PSXa. Nie tak dawno napisałem całkiem duże artykuły o Planescape Torment oraz Looking Glass Studios. Nie wiem kiedy, ale na pewno w przyszłym roku potraktuję podobnie serię Legacy of Kain. Serię, która prezentowała niezwykłe cechy rozgrywki oraz fabuły w czasach kiedy przeciętny użytkownik konsoli był zapatrzony tylko w japońskie gry. Serię, której powrotu wyczekuję.

 

A tymczasem będę się rozkoszował Blood Omenem. 10 zł? Za taką grę? Zbrodnią byłoby nie spróbować.


 

Facebook pikselowego potwora

 

Twitter pikselowego potwora

Pita
25 grudnia 2011 - 18:07