Jamestown jest doskonałym wstępem do podgatunku shumpów nazywanego „bullet hell”. Jako gra niezależna oferuje typowe dla takich produkcji świeże podejście, jako shooter niewiele odstaje od dzieł takich firm jak Cave, jako mały tytuł sprawdza się idealnie jako przerywnik od większych gier.
Legenda Marsjańskiej Kolonii
Jamestown to przede wszystkim pozycja skierowana do nowych w gatunku graczy, która ze względu na swoje dodatkowe zadania i tryby nie zawiedzie również oddanych fanów gier Cave lub innych dziełek gatunku. Autorzy stworzyli ciekawą, steampunkową grę, w której wcielamy się w obrońców XVII-wiecznej brytyjskiej kolonii… na Marsie. Tak, takie potraktowanie historii może kojarzyć się z Guwnage czy co najmniej kilkoma dziełami literatury oraz komiksu, a tutaj sprawdza się naprawdę przyjemnie.
Scenariusz przedstawiany za pomocą stylizowanych na starsze przygodówki, realistycznych, lecz pikselowych plansz jest interesujący, nawet jeżeli mamy go niewiele. Dramatyzm odczuwamy dzięki kilku prostym zabiegom oraz fantastycznej muzyce Francisco Cerda, pełnej mrocznych elementów, które kojarzą się ze ścieżkami spod pióra Sakimoto.
Generalnie historia bierze siebie na poważnie, jest mroczna i dramatyczna, oferując spory kontrast dla radosnej rozgrywki, przynajmniej dopóki nie odpalimy trybu farsy. Tak, farsa. Autorzy bawili się nieźle przy grze, ponieważ za kupę złota można w sklepiku kupić tryb, w którym historia bierze siebie znacznie mniej poważnie.
Zresztą w sklepie przygotowano także kupno dodatkowych trzech statków, dodatkowych wyzwań i kilku utrudniaczy życia. Za to za prawdziwie pieniądze możemy kupić DLC z czterema nowymi statkami, odwołujący się do wielkiego spisku prochowego (tak jest, „remember, remember the fifth of November…”).
Co w tym fajnego?
Jeżeli próbowaliście kiedyś shumpów i zniechęcił Was wysoki poziom trudności nie obawiajcie się – Jamestown jest bardzo prostą grą w trybie kampanii, nawet na najwyższym poziomie trudności. Najlepiej świadczy o tym fakt, że na bardzo tanim i dziadowskim padzie ukończyłem ją w niecałe 2 godziny, a uwierzcie mi, nie jestem mistrzem gatunku. To dobre wprowadzenie do niego, które nie wymaga za wiele od gracza, a zarazem bardzo miła rozgrywka w trybie historii.
Nie muszą czuć się rozczarowani jednak fani tych trudniejszych perełek bullet hell, ponieważ o nich także zadbano. Primo – gra oferuje kilkanaście niejednokrotnie diablo trudnych challenges, gdzie panuje prawdziwe nabojowe piekło. Po drugie – dostępny jest tryb Gauntlet, gdzie przechodzimy całą grę na ściśle ograniczonej liczbie kredytów, co w przypadku wyższych poziomów trudności nie jest łatwe. Wreszcie – achievementy.
Jeżeli ktoś ma ambicje scalakować grę, to musi liczyć się z doprawdy niesłychanymi trudnościami. Przebicie się przez całość na najwyższym poziomie trudności? Ukończenie gry bez żadnej śmierci? Zaliczenie trybu Gauntlet nie będąc ani razu trafionym?
Podoba mi się struktura tej gry – oferuje sporo dla różnych typów graczy, nie będąc przy tym pozycją w stylu „dla wszystkich i dla nikogo”. Dlatego cenię sobie bardzo rynek gier niezależnych, ponieważ widać po nich, że w małym zespole lepiej dba się o komunikację, sprawia ona mniej problemów, dzięki czemu do gier łatwiej dorzucić gro dodatkowych elementów.
Super rozwiązano sprawę ze sterowaniem w grze: można grać na klawiaturach, gra wykrywa prawie wszystkie pady, Dual Shocka 3 ze sterownikiem, mysz, arcade sticki, pada od Xboxa 360… praktycznie dowolne urządzenie podłączane pod USB, dzięki czemu możemy bawić się nawet w czterech graczy naraz bez problemów. O ile kilka lat temu nie byłoby to tak niezwykłe, tak dzisiaj mocno ogranicza się ilość obsługiwanych kontrolerów w podobnych grach (vide – z padów tylko ten od XO).
Jak się w to gra?
Generalnie gatunkowo jest to sztampa – statek, strzał, special, bossowie na końcu etapu. Tym co poprowadzono świetnie jest różnorodność statków, przez którą różnice pomiędzy rozgrywką poszczególnymi maszynami od razu rzucają się nam w oczy. Przykładowo – podstawowy statek używa zwykłych strzałów oraz ogromnych promieni, podczas gdy bombowiec pozwala na wysadzanie swoich pocisków. Każdy statek to inny poziom wyzwania, inne sposoby zdobywania punktów oraz poprawiania własnych wyników. Jamestown hołduje także wycofaniu się z dodatkowych dopałek – jedyna to special, nie zmieniamy typów uzbrojenia w czasie walki, przez co jesteśmy skupieni na wykorzystaniu maksimum umiejętności naszego statku.
Czeka nas pięć etapów. Walczymy z Marsjanami. Walczymy z konkwistadorami (nigdy nie mogę tego wymówić poprawnie) w aztecko-marsjańskich podziemiach. Pokonujemy ogromne potwory na bagnach przywodzących na myśl Demon’s Souls. Przemierzamy niebiosa nad kolonią, gdy w tle toczy się wielka bitwa. Oraz tradycyjnie dla shumpów walczymy też z pociągiem (autorzy gatunku chyba musieli jechać kiedyś naszymi PKP, że posiadają taką nienawiść do kolei…).
Autorzy zastosowali tutaj starą szkołę podobnych rozwiązań, gdzie przechodzenie do późniejszych etapów jest możliwe tylko przez ukończenie pierwszych na wyższych poziomach trudności, ale to wcale nie przeszkadza. Dobra arcade’owa gra jest dobra (a ja nie lubię rozmawiać z ludźmi z którymi nie lubię rozmawiać).
Jamestown to także multiplayer na czterech graczy na jednym PC. Być może w dzisiejszych czasach brak możliwości grania w Sieci zdaje się wadą, ale dzięki fajnemu mykowi z kontrolerami jest to dla mnie intrygujące rozwiązanie – bo zmusza nas do zabawa kanapowej, zabawy z ludźmi których fizycznie czujemy. Być może nie jest to gra dla przeciętnego posiadacza PC – ale właśnie takich gier potrzeba na zachodzie, żeby udowadniać jak bardzo to ciekawa platforma. Wreszcie – brak pudełkowego wydania w niczym nie przeszkadza, bo gra idealnie pasuje do cyfrowej dystrybucji.
Jak to wygląda?
Graficznie to prawdziwy cukierek. Pod tym względem gra przypomina oczywiście niezastąpione Metal Slugi w wersjach z Neo- Geo (o 6 i 7 lepiej z litości zapomnieć), co stało się niejako już przekleństwem autorów. Ta retro oprawa z pięknymi pixel-artami skusi niejednego zjadacza podobnych tytułów. Powiem więcej – pomimo braku HD uważam Jamestown za jedną z najpiękniejszych gier w dwóch wymiarach jakie kiedykolwiek powstały.
Pieczołowicie zaprojektowane animacje, drobne szczegóły na drugim planie, wspaniałe tła i bardzo interesujące projekty środowiska oraz maszyn to piękne połączenie. Ostatni raz jarałem się tak podobną pixelowatą grafiką przy Metal Slug 3, czyli kawał czasu temu.
Czy warto?
Nie będę kłamał, że to najlepszy shump w tym roku, albo najlepszy shump na Peceta. Dzieła Cave, Treasure, czy kilka innych wschodnich pozycji wciąż są lepsze, ale również kilka razy droższe, mniej przystępne i trudniejsze. Jamestown być może przeciera szlak dla dystrybucji cyfrowej tych gier na PC, a może nawet dla zwiększenia ilości tych gier na usługi sieciowe konsol.
Jeżeli posiadacie PC i chcecie takiej gry – bierzcie ją! Posiadacze Xboxa 360 mają oczywiście sporo gier gatunku od Japończyków, ale nawet oni powinni rozważyć zakup. Oczywiście jeżeli ktoś jest hardcorowcem, a jakimś cudem ominął na PC Touhou Project, to niech wybierze je, jednak… wątpię w istnienie takiego scenariusza. Jamestown jest dla mnie jednym z growych zaskoczeń roku, cichą perełką, która została niesłusznie troszeczkę przyćmiona.
Legend of the Lost Colony warto zakupić za pełną cenę, jeżeli wiemy na co się decydujemy. Jest to soczysta gra, pełna klimatu arcade’ów i jeden z nielicznych takich tytułów wydanych na zachodzie na PC. Jeżeli czegoś mi w niej brakuje to tylko dodatkowych etapów, stateczków, muzyki… Oraz wersji na konsole ;).
Bo po prostu czuję niedosyt. [8]
Plusy:
- oprawa audio-wizualna
- dynamika
- multiplayer na czterech graczy
- tematyka
Minusy:
- drogie DLC
- brak gry w Sieci
- relatywnie krótki czas rozgrywki (jeżeli ktoś nie jest zainteresowany masterowaniem gry)
Życzenia!
Dużo pikseli i nisz-gierek!!
Dodatkowo życzę Wam wszystkiego najlepszego, świetnego Sylwestra, mocy gier, książek, filmów, sukcesów oraz czego tam tylko sobie życzycie ;)
Nie potrafię składać życzeń, ale naprawdę, dziękuje że jesteście. Oby nadchodzący rok należał do nas.