Możliwość kreacji lub dowolnego kształtowania swojego bohatera jest często mile widziana przez graczy. Nawet w takich produkcjach jak Devil May Cry, gdy po prostu zwiększamy umiejętności herosa, wykupując kolejne ataki lub przydatne zdolności.
W przypadku pierwszej części tej świetnej serii od Capcom za wiele różnych rzeczy do odblokowania nie ma, ale i tak nie starcza punktów, aby przy jednym ukończeniu gry zrobić z Dantego niepokonanego herosa. Fajnie więc wydaje się czerwone orby na poszczególne nowe ataki i obserwuje jak demony mają coraz większe problemy ze zrobieniem nam krzywdy.
Wśród dostępnego oręża są bronie palne, których nie możemy niestety usprawniać i bronie białe, które jak najbardziej możemy ulepszać. Tak naprawdę do wyboru dostajemy tylko dwie, ale specjalnie to nie przeszkadza, jeśli pamięta się o dacie premiery i skupia na systemie walki, a nie liczbie dostępnych opcji. Jest więc miecz i specjalne płonące rękawice.
Nie wiem, co gracze wybierają częściej, ale domyślam się, co polecają twórcy. Dla nich podstawową bronią jest długi miecz, który często widywaliśmy choćby na grafikach i filmikach promujących Devil May Cry. Potwierdza to także, niestety, końcowy etap gry, gdy w pewnym momencie jesteśmy zmuszeni zacząć go używać.
Ja jednak od czasu zdobycia rękawic właśnie z nimi biegałem po zamczysku i właśnie w ich rozwijanie inwestowałem zdobywane orby. Gdy więc okazało się, że podczas walki z finałowym bossem MUSZĘ używać miecza to poczułem się lekko oszukany. Musiałem szybko poznać ataki inną bronią, nauczyć się z niej korzystać i przy okazji nie dać się zabić potężnego oponentowi. Niby dało się to wszystko jakoś usprawiedliwić fabularnie, ale jednak pewien niesmak pozostał. Na szczęście nie odbiło się to jakoś znacznie na poziomie trudności walki i nawet bez tych wszystkich wykupionych ulepszeń dla miecza dałem przeciwnikowi radę.
Takie rozwiązanie spotkałem pierwszy raz od bardzo dawna i trochę popsuło to odbiór Devil May Cry. Muszę przyznać, że zabranie graczowi ulubionej broni, z którą się żżył i którą konsekwentnie wzmacniał przez kilka godzin jest dziwnym zagraniem. Powinno to być chociaż jakoś zaznaczone wcześniej, aby można się było przygotować na taką zagrywkę twórców. Spotkaliście się z czymś podobnym podczas swojej zabawy z jakimś tytułem?