A Dance with Dragons godna kontynuacja legendy - Pita - 8 stycznia 2012

A Dance with Dragons, godna kontynuacja legendy

Piąty tom Pieśni Lodu i Ognia nie rozczarowuje. Martin, chociaż ciężko w to uwierzyć, wciąż wiąże to wielkie uniwersum w jedną, sensowną całość, nie zawodząc ani wątkami (z pozoru!) głównymi, ani tym bardziej historiami pobocznymi. I chociaż pewne motywy węszy się już nosem z odległości trzech akapitów (;p!) to A Dance with Dragons zdumiewa. A także zapowiada największe i najciekawsze wydarzenia z całej serii.

Uwaga, uwaga – w tekście nie pojawiają się jako takie spoilery, ale np. wspominam o nowych narratorach, więc jeżeli to może Cię zaboleć – NIE CZYTAJ!

A Dance with Dragons nie odstaje od reszty wielkiej sagi Martina. To co dzieję się w Westeros oraz poza Westeros przybiera coraz większą skalę, staje się coraz ciekawsze i wydaje mi się, że autorowi udaje się już powoli nakreślać końcówkę pewnych wątków, które rozpoczęto jeszcze w Grze o Tron. Niewolnicze miasta szykują się do wojny. Stannis podnosi swoje sztandary. Młody Stark dociera do Trójokiej Wrony. Jon Snow zaś nadal stara się dochować swoich ideałów… z trudem. A do gry wkracza jeszcze jeden, bardzo ważny gracz.

Po bardzo ryzykownym (ale w moim przekonaniu bardzo udanym) zabiegu z nowymi narratorami z czwartej części Sagi, piątka wita nas ponownie ulubieńcami w postaci Tyriona oraz Jona Snowa. Jednak nowi narratorzy, a w szczególności jeden nowy-stary narrator sprawdzają się wyśmienicie. Znajdzie się wśród nich pewien zapomniany lord, pewna piękna Czerwona Kapłanka, pojawia się niepewny siebie syn, a także pewien oddany, lecz już stary rycerz. Nawet Prolog, ze znanym już nam bohaterem, okazuje się kończyć w lekko zaskakujący sposób.

Szczególnie spodobał mi się wątek nowego Fetora, czyli Theona Greyjoya, któremu co nieco się zwariowało pod delikatnym i ciepłym dotykiem bastarda Boltona. My name is Reek, it rhymes with freak. Szaleństwo zmaltretowanego, pobitego, okaleczonego i wykastrowanego Theona przedstawiano bezbłędnie i naprawdę gościa szkoda. Dowiadujemy się też sporo nowych informacji o Starszym nad Szeptaczami, handlarzu serem, czy Złotej Kompanii.

Niemniej, bardzo interesowało mnie to co się dzieje za Murem, na Murze, u Dany, w Westeros, czy Królewskiej Przystani. Książka toczy się na raz z czwartym tomem, aby następnie przedstawiać wydarzenia ułożone chronologicznie później. Nie zabrakło świetnego humoru Tyriona, nie zabrakło tajemnic, nie zabrakło bogatych opisów świata. I masy mocnych wrażeń.

Polskie wydanie, niestety ponownie podzielone na dwie części.

Martin to geniusz. W Pieśni Lodu i Ognia jest romans. Jest epos rycerski. Jest powieść drogi. Jest klasyczne fantasy i świetne political ficition. Chociaż kilka zabiegów autora jest przewidywalnych (oczywiście - dopiero po tylu tomach) to nie przeszkadza to w zabawie, ale także podziwianiu całej włożonej pracy. Pieśń uwielbiam także za całą akcję, która dzieje się na drugim i dalszym planie, za wszystkie informacje, przekazy, spiski i małe historie, które ukryto między wierszami, nie bezpośrednio rzucając nimi w twarz czytelnika.  

Co ważne – w Tańcu Smoków* pojawiają się także największe emocje od czasów pewnego nieudanego ślubu, pewnych krwawych zaręczyn i pewnego pojedynku Żmii, na którą spadła Góra. Jaram się. Mam wypieki. I zabieram się za całość ponownie.

Nie jest to stricte recenzja – bo po prostu nie chcę: A) spoliować, B) pisać o tym o czym pisać nie trzeba – że Pieśń jest świetna i że trzyma poziom. Uwielbiam ją od dawna i uwielbiać ją będę. Bo (tak, tak wychodzi ze mnie nerd-gracz) obok gier Yasumiego Matsuno to moim zdaniem najlepsze fabuły osadzone w fantasy. Po prostu i aż.

Skracając - jestem zarówno po całym, anglojęzycznym oryginale, jak i polskim tłumaczeniu obejmującym połowę książki. Tłumaczenie polskie tradycyjnie stoi na wysokim poziomie (szczególnie brawa za przetłumaczone rymy Fetora), pomimo kilku potknięć, ale jeżeli możecie – czytajcie w oryginale. Tak jest lepiej oraz taniej.

Kniga jest gruba, fantastycznie napisana, trzymająca w napięciu i powodująca wypieki na twarzy. Polecam z całego serca.


Twitter Pikselowego Potwora

Facebook Pikselowego Potwora 


* Preferuję takie tłumaczenie, ponieważ IMO bardziej odnosi się do kontekstu, niż Taniec ze Smokami. Ale jeżeli bardzo się mylę to proszę o komentarze ;) 

Pita
8 stycznia 2012 - 20:32