Dziewczyna z Tatuażem okiem świeżaka - fsm - 14 stycznia 2012

Dziewczyna z Tatuażem okiem świeżaka

Mówią, że powyższa czołówka nie pasuje klimatem do filmu, bo jest zbyt dynamiczna i efekciarska. Ja mówię, że dajcie spokój. Mistrzostwo wcielone z perfekcyjnym coverem w tle, które fantastycznie nastraja na kolejne 2,5 godziny spędzone w kinie.

Małe wyjaśnienie: książkowe Millenium poznałem własnoocznie czytając części 2 i 3, pierwszej natomiast nie tknąłem (a najważniejsze wątki i ostateczne rozwikłanie sprawy z Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet wyłapałem z kontektstu i dialogów), nie znam też zupełnie szwedzkiej adaptacji książek Larssona. Z tego też powodu moja recenzja będzie pisana z nieco innej perspektywy, niż to wczoraj zrobił eJay. Chociaż obaj lubimy Finchera chyba w takim samym stopniu :)

Dziewczyna z Tatuażem to kryminał. Fabułę wszyscy zainteresowani doskonale znają (zapewne lepiej, niż ja), więc wymienię tylko podstawy: rodzina Vangerów jest bardzo bogata i bardzo pokręcona. Nastoletnia Harriet Vanger została zamordowana w 1966 roku, a jej morderca pozostaje na wolności. Henrik, jeden z seniorów rodu wynajmuje do pomocy świetnego dziennikarza śledzczego (Blomkvist), który ma rozwiązać zagadkę sprzed lat. Dziennikarz ma prawne kłopoty, bo nie wybronił w sądzie sprawy przeciwko innemu bogaczowi. Dziennikarzowi pomaga genialna, lekko aspołeczna hackerka (Salander). I już. To rdzeń tej dziejącej się w mroźnej Szwecji historii. Rdzeń, który najlepiej odkryć samemu. A wrażenia...?

Bardzo dobre. Fincher świetnie czuje się w niewygodnych dla widza, pokręconych i mrocznych klimatach i zrobił film w duchu swoich poprzednich produkcji - Zodiaka i Siedem. Wiem, że to lekko naciągana opinia, ale skoro wszędzie są mordercy, to uznałem, że mi wolno. Hierarchia byłaby taka: Zodiak > Dziewczyna z Tautażem > Siedem. Ale zostawmy przeszłość. Nowy film Amerykanina to (podobno) bardzo wierna adaptacja książki, momentami wręcz lustrzane odbicie szwedzkiej produkcji. Pierwsza godzina jest spokojna i na zmianę pokazuje dwa wątki. Mikael Blomkvist najpierw ma problemy sądowe, potem wyjeżdża do mroźnego Hedestad i pomału poznaje ludzi i otoczenie, w którym przyjdzie mu szukać rozwiązania tajemnicy morderstwa. Lisbeth Salander zaś prezentowana jest w taki sposób, byśmy dobrze wiedzieli, że a) jest piekielnie inteligentna i doskonale radzi sobie z elektroniką, b) niespecjalnie lubi ludzi i swoje otoczenie, c) jeśli ktoś jest dla niej w porządku, ona się odwdzięczy. Akcja toczy się spokojnie, dokładnie wprowadzając widza w historię. Film rozpędza się w drugiej godzinie, a Fincher pokazuje pazury. Chociaż w porównaniu z Rooney Marą, to są raczej pazurki. Ta dziewczyna to prawdziwa gwiazda tego przedstawienia i jest w roli Salander, jak to lubią mówić Amerykanie, fucking awesome. Nominacja do Złotego Globu zasłużona, nominacja do Oscara nie będzie zaskoczeniem. Doskonałe wyczucie ze strony reżyseria i wielkie pokłady talentu oraz odwagi drzemiące w tej niewielkiej istocie. Oklaski! Wtórujący jej Daniel Craig "robi robotę" - to aktor z doświadczeniem i talentem, sprawdził się bardzo dobrze, ale - jak już wspomniałem - show nie należy do niego. Cała reszta zdolnych ludzi dzielnie wspiera główny duet i naprawdę nie można się absolutnie do niczego przyczepić. Ciekawostka - siedzibę firmy ochroniarskiej, z którą współpracuje Lisbeth, zagrał biurowiec znanej Wam firmy DICE :)

Strona techniczna Dziewczyny z Tatuażem również stoi na bardzo wysokim poziomie (choć nie mogłem się nie zaśmiać, gdy nawet w tak mocno osadzonym w rzeczywistości filmie, niektóre komputery muszą wydawać odgosy... no, ale może ja się nie znam na hackingu :P), a sfilmowane bez specjalnego wstydu słynne sceny gwałtu bez wątpienia wykrzywią twarze niektórych widzów. O muzyce do filmu pisałem w osobnym tekście i teraz mogę tylko dodać, że rewelacyjnie współgra z obrazem i w tym przypadku druga nominacja do Globu również jest jak najbardziej na miejscu. Czyli co? Czyli kawał bardzo dobrej roboty, która zyskuje po jakimś czasie od obejrzenia (czyli: dzisiaj rano film podoba mi się bardziej, niż tuż po wyjściu z kina) i najwyraźniej bardziej przemawia do tych, którzy oryginału specjalnie nie znają. Mam wielką nadzieję, że Fincher nakręci pozostałe dwie części trylogii i wyjdzie mu to jeszcze lepiej.

fsm
14 stycznia 2012 - 11:17