Zaprezentowany niedawno tablet Razera wywołuje mieszane uczucia. Nowy sprzęt przedstawiła już w swoim wpisie Koona. Z jednej strony nie sposób nie zachwycić się możliwościami tego gadżetu, który pozwala nawet grać w Skyrima z ustawieniem wysokich detali, z drugiej, jakoś to wszystko wydaje się takie pozbawione sensu.
Fajnie, że ktoś przygotował dla maniaków i bogaczy tablet, który pozwoli im w spokoju delektować się najnowszymi tytułami, które powstały w studiach deweloperskich. To zawsze odpowiedź na zapotrzebowanie pewnej grupy odbiorców, która miała prawo narzekać na swoje mało wydajne gadżety. Teraz dostanie to co chciała.
U mnie jednak dzieło Razera specjalnego entuzjazmu nie wywołuje. Obejrzałem z zaciekawieniem film prezentujący to urządzenie w akcji i nie widzę w tym rewolucji, ani też kolejnego etapu ewolucji. To bardziej skazana na ślepy zaułek odnoga, która znajdzie uznanie w oczach kolekcjonerów gadżetów i osób nie wiedzących jak spożytkować pieniądze. W obecnej erze miniaturyzacji stworzenie nawet najbardziej potężnego sprzętu nie robi wrażenia, gdy odstaje on wielkością od konkurentów. Z jednej strony to racjonalne postępowanie ze strony twórców, bo odpowiednio duży ekran będzie pewnie potencjalnym nabywcom potrzebny. Z drugiej jednak strony, cały projekt nie wydaje się specjalnie ergonomiczny i sprawia, że z tabletu będzie pewnie można korzystać w jednym z 73 pokoi rezydencji lub w ogrodzie w domku na Lazurowym Wybrzeżu. Na tramwaj, autobus czy przystanek linii podmiejskiej nie ma szans.
Z czym tablet Razera będzie konkurował, nie wiem. Konsole przenośne i smartphone’y biją się w tym momencie o użytkowników, którzy cenią sobie mobilność i chcą je zabierać wszędzie bez konieczności dodatkowego obciążania się torbą lub plecakiem. W domach mamy coraz mocniejsze laptopy i zapewniające komfort konsole. Gdzie mielibyśmy korzystać z tabletu Razera? W przerwach pomiędzy partią na X360, a rozgrywką na naszym nowym laptopie?
Komentarze osób, które widziały ten pomysł są utrzymane w tym tonie. Projekt Fiona wygląda ciekawie, ale mało kto jest zainteresowany kupowaniem zbędnego urządzenia za duże pieniądze. W tym momencie tak naprawdę nie ma już niszy, gdzie gry nie trafiły. Możemy bawić się w podróży handheldami, a jeśli trwają one krótko to mamy smartphone’y. W domu obok konsol są i potężne komputery. Jeśli chcemy się poruszać i mieć dostęp do najnowszych tytułów to wybieramy klasowego notebooka. W podróży, w domu, w przerwach mamy już okazję, aby pograć. W tym temacie nic więcej się nie da wymyślić.
Miło, że Razer dał dodatkową opcję konsumentom. Wyróżnienie People’s Voice Award na CES 2012 sugeruje, że odbiorcy jego pracę zauważyli. W ewolucji elektroniki jednak to żaden krok do przodu, a raczej skok w bok. Takie pewnie też są potrzebne. Podobnie jak chybione pomysły w stylu N-Gage’a.