Historia z epickim rozmachem - Podsumowanie #2 - Goozys - 24 stycznia 2012

Historia z epickim rozmachem - Podsumowanie #2

Half-Life to bardzo wyjątkowy twór, jeśli chodzi o branżę gier wideo. Można nawet rzec, że jest wielkim komputerowym dziełem na miarę XXI wieku. Niestety polityka firmy Valve jest dla Nas bardzo niezrozumiała, a kontynuacji wydarzeń z części drugiej jak nie było, tak nie ma. I nie zanosi się, aby w najbliższym czasie coś w tej kwesti miało się zmienić. Mimo to, na przestrzeni wielu lat, nic nie stanęło na przeszkodzie, by gra z dnia na dzień urosła do rangi gry kultowej, a w pewnych kręgach nawet gry legendarnej. Można się z tym zgodzić lub też nie, jednak z mojego osobistego punktu widzenia właśnie tak jest. Świadczyć o tym może chociażby bardzo aktywna i silna społeczność graczy, skupiona wokół serii, która nie pozwala, aby o tej grze zapomniano. To fakt. Jednak nie w społeczności internetowej drzemie siła przebicia wspomnianej serii, a w samej grze. W poprzedniej części rozpisałem się na temat oprawy audiowiuzalnej oraz warstwy fabularnej, które w znaczącym stopniu świadczą o wyjątkowym charakterze gry. Natomiast dziś będzie zupełnie z innej beczki. Głównym tematem jest sylwetka Gordona Freemana, która przez niektórych uważana jest za płytką i bez wyrazu. A także troszeczkę o tym, czy nietaktem jest lub też nie jest, stawianie przygód doktora na jednej półce wraz z legendarnymi Mario i Tetrisem.

Dr Freeman - jedna z najbardziej rozpoznawalnych sylwetek w branży gier komputerowych.

Jak powszechnie wiadomo i to nie od dziś, gry fabularne charakteryzują się obecnością tak zwanego Protagonisty. Aby dla wszystkich było jaśniej, poniżej króciutka definicja z Wikipedii.

Protagonista (z greckiego (πρωταγωνιστής) – główny aktor w teatrze starożytnej Grecji, najwybitniejszy aktor w teatrze, który prowadził dialog z chórem i innymi aktorami występującymi w sztuce. W teatrze późniejszych epok określano tym mianem osobę, wokół której toczy się akcja, która jest jej głównym motorem, a także której przemiana jest opisywana. Protagonista w tym ujęciu nie musi być osobą graną przez jakiegokolwiek aktora w dramacie.

Czyli jednym słowem mamy tu do czynienia z kimś, kto tak naprawdę gra pierwsze skrzypce w przedstawieniu. Z Protagonistami wielu szanujących sie tytułów, tych obecnych i tych z zamierzchłych czasów, bywało różnie. Jedni potrafili wkomponować się w panujący wówczas kanon i ogromne rzesze graczy po dziś dzień znają ich chociażby z imion. Inni natomiast zatracili się gdzieś w odmętach i przepastnych głębinach setek tysięcy, jak nie milionów, przeróżnych gier komputerowych i słuch o nich zaginął. Inaczej było z postacią Gordona Freemana. Małomówny, ba niemy, a może i głuchoniemy, bez wyraźnie zarysowanej sylwetki o nieznanym bliżej charakterze, materiał na szybkie zapomnienie. A jednak wbrew pozorom stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci w branży gier wideo.

Fizycznie Gordon Freeman nie istnieje. Gdyby nie fakt, że jego sylwetka pojawiła się na ekranie wczytywania pierwszego poziomu gry Half-Life, właściwie nikt by nie wiedział, jak wygląda. Jedyne co byłoby nam znane, to wygląd jego przedramion oraz kombinezon HEV. Szczątkowe informacje o jego wieku oraz pozycji zawodowej musiały wystarczyć Nam na długie lata. A dziś i tak nic więcej na jego temat nie wiemy. Generalnie nie byłoby to jakimś wielkim problemem, jednakże dzisiejsze gry oferują w tym temacie zdecydowanie więcej, a tym samym Nasz ulubieniec wybada na ich tle bardzo ogólnikowo. Tak więc na czym polega fenomen Gordona? Albo inaczej. Co sprawiło, że gdy za każdym razem jego nazwisko pojawia się gdziekolwiek w internecie, milionom graczy na całym świecie serca zaczynają bić zdecydowanie szybciej? Odpowiedź jest bardzo prosta, a można ująć ją w jednym słowie - immersja. W żadnej innej grze, z mojego punktu widzenia oczywiście, nie doświadcza się tak silnej immersji, jak w Half-Life. Może nie w pierwszej części, ale w drugiej już na pewno. I duża w tym zasługa właśnie Gordona Freemana. To on tak naprawdę był/jest siłą napędową serii. Przez jego "niewidzialność" gracz mógł w pełni wczuć się w odtwarzaną rolę, a tym samym jeszcze bardziej przeżywać wydarzenia rozgrywające się na ekranie monitora. Immersja w grach komputerowych zakłada, iż "w pewnym momencie nasz mózg przestaje postrzegać środowisko gry jako sztuczne i bierze je za prawdziwe". Niezliczoną ilość razy doświadczałem tego uczucia podczas grania w Half-Life 2. A gdy po kilku latach odświeżyłem sobie część pierwszą, to uczucie nadal towarzyszyło mojej osobie. Gordon Freeman swoim jestestwem zakrzywił moje spojrzenie na wirtualny świat, dotychczas uznawany przeze mnie jako niegroźne medium, które w późniejszym czasie stało się ogromnym, wciąż narastającym uzależnieniem. Zazwyczaj jest tak, że to gracz kieruje poczynaniami głównego bohatera, lecz w przypadku Half-Life było zupełnie inaczej. Czułem jakbym to właśnie ja był kierowany przez Freemana, całkowicie przejął moją osobowość. Programistom z Valve udało się osiągnąć bardzo ciekawy efekt, w którym tak naprawdę cechami Gordona stały się charakter oraz mentalność gracza. Przyznajcie się. Ile razy było tak, że w momencie gdy któryś z pobocznych bohatrów zadawał pytania, Wy odruchowo poruszaliście myszką przytakując lub negując? Ile razy zdarzyło się Wam odpowiadać na pytania, mimo iż bardzo dobrze wiedzieliście, że te kwestie powinien wypowiadać Freeman? Mnie zdarzało się to naprawdę często. Być może tylko ja w jakiś nietypowy sposób przeżywałem to wszystko, ale cieszę się, że miałem ku temu sposobność. Nieprawdą jest pisanie, jakoby Gordon był postacią płytką, bez wyrazu i nudną. Wtedy każdy gracz z osobna musiałby być takim człowiekiem. A tak, Valvelowski Protagonista przywdział setki tysięcy twarzy i dzięki temu stał się kimś wyjątkowym. Zamieszkał w umysłach niezliczonej ilości ludzi młodych i starszych. Stał się ikoną gier FPP.

I jak to wszystko wygląda w zestawieniu z wielkimi tytułami z branży gier wideo? Czy mimo względnie krótkiego stażu na "scenie" można mówić, że Half-Life jako seria stał się grą kultową, a być może i legendarną? Kultową jak najbardziej. Mało która gra wywołuje tak wielkie poruszenie w internecie, w związku z opublikowaniem na jej temat chociażby szczątkowych informacji. Mniemam, że gdyby wrzucono Gordona w rozpikselowany świat rodem z Super Mario Bros lub Tetrisa, miałby równie dużą siłę przebicia. Na swój sposób oczywiście. W jednym z tematów na forum Gry-Online, którego już znaleźć nie potrafię, opublikowana została wypowiedź, w której porównano Freemana i Mario. Że niby ten drugi jest rozpoznawalny przez prawie każdą osobę w różnym wieku, nie mającą nawet styczności z grami wideo. Ciekawe spostrzeżenie. Ja poszedłem jeszcze odrobinkę dalej i przeszedłem się po centrum Hannoveru, zadając przypadkowym przechodniom w różnym wieku dwa pytania - "Kim jest Mario?" oraz "Kim jest Gordon Freeman". Przepytałem równe 100 osób. Wynik był zaskakujący, bo aż 47 osób wiedziało kim jest Freeman. 22 osoby bezbłędnie wskazało kim jest Mario. Natomiast 31 osób oscylowało w obrębie lekarzy piosenkarzy, aktorów z Hollywood i patrzyło na mnie, jak na idiotę. Być może gdyby liczba przepytanych wynosiła 1000, to i wyniki byłyby zdecydowanie inne, ale te 100 osób udowodniło, że Gordon Freeman żyje w świadomości ludzi i ma się bardzo dobrze. Z kolei odpowiadając na pytanie "czy Half-Life jest grą Legendarną?", trzeba stanowczo napisać, że nie. Jeszcze nie. Na ten tytuł pracuje się długimi latami, a po ich upływie wypadałoby stanowić nadal dochodową markę, jak chociażby wcześniej wspomniany hydraulik. Half-Life ma sporą szansę stać się jedną z takich gier. Ma ku temu znakomite predyspozycje z punktu widzenia oprawy audiowizualnej i fabularnej. Ważne jednak, aby Valve nie pozwoliło graczom zacząć w to powątpiewać. Pytanie tylko, czy będzie nam kiedyś dane przejść przez otwarte drzwi?

Goozys
24 stycznia 2012 - 18:30

Najlepszy był...

Half-Life Uplink 0,7 %

Half-Life 18,8 %

Half-Life: Opposing Force 1,4 %

Half-Life: Blue Shift 1,4 %

Half-Life 2 58 %

Half-Life 2: Episode One 0,7 %

Half-Life 2: Episode Two 18,8 %