Soulcaster I & II - recenzja perełek tower defense/action-RPG - Pita - 12 lutego 2012

Soulcaster I & II - recenzja perełek tower defense/action-RPG

Dylogia Soulcaster, która zadebiutowała na Xbox Live Independent Games, a od niedawna jest obecna także na PC to bardzo ciekawa mieszanka klasycznego RPG akcji oraz gry typu Tower Defense stylizowana na produkcje z konsol 8 i 16-bitowych*. Co w tym takiego fajnego? Hmm, w zasadzie to chyba wszystko.

Soulcastery wrzucają nas w rolę czarnoksiężnika, który może przyzywać obrońców z trzech klas – łucznika, rycerza, grenadiera. Każda klasa postaci oferuje inne ataki, inne statystyki i posiada inne zastosowania. Chociaż chłopaki i dziewczyny mają niezły zasięg rażenia to są niemobilni. W momencie kiedy ich przywołujemy do siebie, lub giną należy odczekać chwilę zanim znów możemy skorzystać z ich usług. Oczywiście można sobie przyzwać np. kilku rycerzy lub nawet rozbudować sloty przyzywania, więc mamy ogromną ilość potencjalnych taktyk.

A stworów wszędzie pełno. Dlatego należy po prostu planować. Stawiać rycerza na moście, ukrywać łucznika, wykorzystywać sensownie magie. W starciach z potworami jesteśmy uzbrojeni jedynie w limitowane scrolle, zatem bez swojej ekipy długo nie przetrwamy, a etapy są ciekawe, pełne skarbów i momentami lekko przypominają labirynt. Co więcej czasami atakujemy, czasem bronimy się, a czasem musimy po prostu uciec – jak na tytuł tego typu ilość zadań jest duża.

Rozwala mnie również design etapów – od dużych miast, po labirynty pełne przełączników; od zamków, po wyschnięte rzeki; od lochów po las. Każdy etap wymaga innego podejścia i ma swój własny klimat.

Za kasę ulepszamy naszą ekipę, a towarzyszy nam świetna muzyka przywodząca na myśl wczesną Castlevanię oraz Ysa. Nie dajcie się zwieść screenom – gry wyglądają lepiej w ruchu, a sterowanie zarówno na XO jak i PC jest bardzo wygodne. W przypadku wersji na komputery osobiste możemy sterować Xboxowym padem, klawiaturą lub myszą, dlatego każdy znajdzie coś dla siebie.

W zasadzie planowanie opiera się nie tylko na odpowiednim rozmieszczaniu postaci (i umiejętności uciekania jak szalony kiedy chaos ogarnia etap), ale także rozbudowywania obrońców za złoto – przyda nam się lepszy łucznik, czy slot na dodatkowe obrońcę? Wolimy wytrzymalszego rycerza (aka tanka), czy jednak dodatkowe czary dla postaci sterowanej przez nas?

Soulcastery są nad wyraz przyjemne. Obie gry mają masę etapów i chętnie zaczyna się je od początku – to tytuły po prostu żywotne, fajne, inne. Pokazują potęgę gier niezależnych, a w szczególności tych z Xbox Live, bo obok takich tytułów jak Breath of Death VII i Cthulhu Saves the World to kolejna stylizowana na retro, grywalna i tania parodia gatunku szeroko pojętego cRPG. Na dodatek z tych gier najbardziej zasługująca na uznanie.

Niemalże jak każdy dobry Tower Defense tak również Soulcaster jest mieszanką gry akcji oraz gry logicznej; ale prawdziwym smaczkiem jest setting rodem z najstarszych RPGów akcji od Falcoma, lub turowych gier na Goldenboxie. Do tego możliwość bezpośredniego poruszania się czarodziejem daje sporo zabawy i pomaga w planowaniu – a zbieranie skarbów i bonusów jest ogromnym motywatorem. Przygotowano także specjalne wyzwania po skończeniu głównych misji, więc jest co robić.

Słowem – warto. Te gry przypominają mi NESa i Amigę, a czy trzeba czegoś więcej do szczęścia? [8]



Przyznam, że najnowsze Indie Royale jest fajne nie z powodu Zeno Clash, ale właśnie tych dwóch gierek, które są warte tych 15 zł. Sama muzyka lecąca w czasie naszych wojaży jest moim zdaniem odpowiednią motywacją do kupna. Zatem jeszcze przez kilka dni znajdziecie je TUTAJ. Gry są także dostepne na XBLIG oraz serwisie Desura


*Tak, wiem, że określenia bitowe konsol były propagandą

Pita
12 lutego 2012 - 10:08