Dawno, dawno temu, gdy użytkownicy Gameplaya żyli jeszcze ze sobą w pokoju i nie kłócili się o wyższość Dragon Balla nad Naruto, ani o zasadność wprowadzenia pewnych niejasnych ustaw, obiecałem niektórym, że zacznę pisać częściej i więcej niż dotychczas. Wrodzona złośliwość uczelni sprawiła jednak, że znów niespodziewanie na mej drodze stanęła sesja (pozdrawiam wszystkich studentów i łączę się w bólu z tymi, którzy nadal z nią walczą). Tak więc z pewnym niewielkim opóźnieniem (od ostatniego wpisu minęły zaledwie dwa miesiące ;)) wrzucam kolejny tekst i znów obiecuję, że będę pisał regularnie. No i że napiszę na wszystkie obiecane tematy. Tymczasem zaś zapraszam do lektury na temat gry, o której zamierzałem napisać od bardzo dawna. W dzisiejszym odcinku Klasyków ze SNES-a... Chrono Trigger!
Historia opowiedziana w grze może z początku wydawać się niemal pretekstowa – ot, pod naszą kontrolę dostajemy młodego chłopaka imieniem Crono, biegającego z drewnianym mieczem, który w ciągu pierwszych kilku minut zabawy ma okazję nie tylko spotkać na swej drodze księżniczkę na gigancie, ale też zgubić ją, odnaleźć i pobiegać z uzbrojoną w miecz, gadającą żabą u boku... Uprzedzając pytanie - tak, grę tworzyli ci sami ludzie, którzy odpowiadają za hordy agresywnych żelków w kolejnych odsłonach Final Fantasy, czyli spece ze Squere (wtedy jeszcze nie Squere-Enix).
Dla tych, którzy po ostatnim akapicie uważają, że nie mają czego tu szukać, mała uwaga – nie oceniajcie książki po okładce (w tym przypadku: jRPG po pierwszych godzinach gry). Fabuła gry dość szybko wychodzi na "prostą" (za chwilę zrozumiecie użycie cudzysłowu), raz po raz pojawiają się nowe postacie (zarówno możliwe do zwerbowania do drużyny, jak i ważne dla rozwoju opowieści NPC), a kolejne zwroty akcji śledzi się przy pierwszym podejściu z rozdziawioną paszczęką i nieodmiennie nasuwającą się myślą: "Kto to wysztko pisał?...".
O czym więc jest Chrono Trigger? Najprościej rzecz ujmując: o podróżach w czasie i ratowaniu świata. To drugie to akurat growy standard, pierwszy element pojawia się natomiast rzadziej, a nawet jeśli, to nie z takim rozmachem. W CT rozpiętość chronologiczna to, bagatela, 65 000 000 lat – od czasów, gdy przodkowie ludzi żyli w dość trudnej koegzystencji z dinozaurami ("unnatural selection"), przez średniowiecze, aż po zaawansowaną technologicznie przyszłość. A wierzcie mi – jeśli scenarzyści ze Squere zabierają się do roboty, to robią to naprawdę na najwyższym poziomie. Próba ogarnięcia życiorysów niektórych bohaterów może przyprawić po prostu o ból głowy. Jedna z najważniejszych postaci w grze urodziła się w roku 12 000 p.n.e., dorastała w roku 600 p.n.e., w wieku dorosłym znów wróciła do roku 12 000 p.n.e., gdzie uratowała samą siebie z dzieciństwa, po czym w roku 2300 n.e. doprowadziła do śmierci swojej matki. A to tylko wierzchołek góry lodowej – wykonanie wątku głównego, wraz ze wszystkimi zadaniami pobocznymi, to zabawa na minimum 50 godzin. Jednorazowo, a gra ma przecież 12 oficjalnych zakończeń...
Chrono Trigger wyróżniał się swego czasu również pod względem mechaniki. W tej grze po prostu każdy element był rozbudowany do granic możliwości: umiejętności "zwykłe" (techniki), zdolności "magiczne", techniki drużynowe, przedmioty specjalne... Tej gry trzeba było się długo uczyć. Szczególnie na późniejszych etapach, gdzie bez umiejętnie dobranej i wyćwiczonej w atakach zespołowych drużyny nie było co nawet marzyć o zwycięstwie – pierwszy lepszy boss z łatwością mógł posłać nasze postacie do piachu.
Kolejnym ciekawym elementem wykorzystanym w Chrono Trigerze było rozwiązanie kwestii walk – przede wszystkim zrezygnowano z losowych starć. Większość przeciwników była doskonale widoczna w czasie eksploracji lokacji i tylko od nas zależało czy będziemy walczyć, czy może spróbujemy uniknąć konfrontacji. Oczywiście, druga opcja nie dawała punktów doświadczenia, ale liczy się fakt, że było to możliwe.
Same walki korzystały z systemu Active Time Battle 2.0, stworzonego na potrzeby Final Fantasy IV – mieliśmy więc do czynienia z systemem quasi-turowym, gdzie każda z postaci miała własny, indywidualny licznik "gotowości". To już było, podobnie jak możliwość modyfikowania szybkości jego ładowania się. Nowością w Chrono Triggerze byli natomiast przeciwnicy, którzy nie stali już nieruchomo, lecz cały czas się przemieszczali, w efekcie czego, długo wyczekiwany atak zespołowy mógł zostać wyprowadzony w miejsce, z którego wrogowie zdążyli już uciec. Na temat szukania słabych punktów przeciwników pisać chyba nie trzeba – trudno o większy standard w RPG.
Mało jest gier, które starzeją się z równie wielką gracją jak Chrono Trigger – oprawa graficzna to nadal śliczne, choć może nieco pikselowate już dziś 2D, a brzdękająca w tle 16-bitowa muzyka to wciąż zbiór jednych z najlepszych utworów na SNES-a. Złożoność fabularna poraża – 12 możliwych zakończeń, multum postaci i możliwość ukończenia gry nawet, z fabularnie martwym głównym bohaterem. Do tego wszystkiego jeden z najlepszych systemów turowych z jakimi spotkałem się w jRPG-ach i niesłabnąca do dziś popularność tytułu. Jeśli jesteś fanem japońskich gier fabularnych i nigdy nie miałeś do czynienia z Chrono Triggerem, to lepiej się do tego nie przyznawaj. Jeśli w CT grałeś przed laty – włącz go ponownie. Świetna zabawa gwarantowana!