W ostatnich dniach miałem okazję obejrzeć nowy odcinek OVA do serii Dragon Ball Z, pt. Episode of Bardock, będący bezpośrednią kontynuacją odcinka specjalnego Bardock. Father of Goku. Wrażenia? Mówiąc szczerze - dość mieszane...
Głównym bohaterem 20-minutowej animacji jest, jak łatwo się domyślić, Bardock. Zapytacie pewnie, co on tu robi? Przecież w poprzednim odcinku zabił go Frieza, niszcząc wraz z nim całą Vegetę! Otóż, jak się okazuje, nie zabił. Tajemniczym sposobem, potężna kula energii posłana prosto w ojczystą planetę Sayian poturbowała jedynie niepokornego wojownika, jego samego rzucając wstecz o tysiąc lat, do momentu gdy Vegeta nazywała się jeszcze Plant i zamieszkana była przez pocieszne, fioletowe stworki. Wyleczony przez nie Bardock zaczyna kombinować gdzie się znajduje, gdy tymczasem... planeta Plant zaatakowana zostaje przez kosmicznych piratów, którym przewodzi łudząco podobny do Friezy Lord Chilled!
Widząc screeny zdobiące tekst, nie trudno będzie Wam zapewne domyślić się dalszego biegu wydarzeń. Bardock, przekonany że naprzeciw niego stoi Frieza, rzuca się do walki, przegrywa i wściekły przemienia się w Super Sayianina. Tak. W TEGO Super Sayianina - legendę o której w serialu wspominał Vegeta. Bardock pokonuje Chilleda i wyrzuca go w przestrzeń kosmiczną, gdzie ten odnaleziony zostaje przez załogę swego statku. Umierając, rozkazuje żołnierzom przekazać swojej rodzinie informację o tajemniczej rasie Sayian, która potrafi się transformować w blond-monstra. The End.
Z jednej strony wszystko jest okej - OVA, choć nie poraża artyzmem, trzyma przyzwoity poziom. Kreska jest bardzo ładna (co zresztą widać na screenach), odświeżona w stosunku do oryginału i bardziej zbliżona do nowego Plan of the Eradicate the Sayians. Grafice wtóruje przyjemna, nieźle dopasowana do akcji muzyka (świetny motyw towarzyszący transformacji Bardocka!). Nawet fabuła, choć nieco naiwna, daje radę.
Problem leży wg mnie w innym miejscu - jak długo jeszcze Japończycy będą uprawiali swoją dotychczasową politykę wobec Dragon Ball Z? Seria teoretycznie została zakończona przed ponad szesnastu laty, Toriyama-san porzucił swoje złotonośne źródełko, a tymczasem wszyscy na boku kombinują, jak tu uszczknąć trochę ze znanej marki. Tutaj jakiś odcinek specjalny, tutaj jakaś OVA dodana do nowej gry... Efekt jest mniej więcej taki, że kolejne tytuły z serii ogląda się z kołaczącym się po głowie pytaniem: po co? W jakim celu (poza pieniędzmi, oczywiście) tworzyć raz na kilka lat nowe, niewiele wnoszące do fabuły odcinki specjalne, zamiast zabrać się za zupełnie nową serię? Zarówno Kai, jak i świetnie sprzedające się bijatyki z logiem Dragon Ball pokazują, że marka nadal jest popularna, a fani czekają na więcej. A może się mylę? Może na nowego Dragon Balla nie czeka już nikt, poza wierną garstką ludzi, dla których nie opłaca się wyprodukować nic więcej, niż 20 minut animacji? Jak sądzicie?