Powrót do przeszłości: Baldur's Gate - evilmg - 6 kwietnia 2012

Powrót do przeszłości: Baldur's Gate

Jakiś czas temu zapowiedziano reedycję i techniczne odświeżenie kultowych „Wrót Baldura”, zaś studio za to odpowiedzialne wymamrotało coś o trzeciej części sagi, ale jak się okazuje wielu graczy nawet nie wie dlaczego w internecie zapanowało z tego powodu swego rodzaju ożywienie. Stare fora znów przyciągają ludzi, w komentarzach pod newsami w tej sprawie ciągną się niekończące linie tekstu w których „jacyś dziadkowie” przekonują innych „dziadków” do swojego zdania. Jedni upatrują tutaj skok na kasę, a inni z nadzieją w oczach czekają na kolejne wieści. Tymczasem okazuje się, że młodsze pokolenie graczy nie ma zielonego pojęcia o co biega. Dla nich cRPG zaczęły się w czasach „Morrowinda”, „Gothica 2” czy jeszcze później... i właśnie dla nich jest ten tekst. Zapraszam.

 

Jesteśmy w 1998 roku (albo '99 jeśli chodzi o polskie wydanie). Gry cRPG są w dobie kryzysu, od dłuższego czasu nie wydano niemal niczego ciekawego... prócz „Fallouta” :P. Jednak nie wszystkim odpowiada post-apokaliptyczny klimat tego ostatniego. Wtedy właśnie pojawił się „Baldur's Gate”! Gra z miejsca uzyskała status kultowej i wytyczyła nowe standardy gatunku, którym niektóre współczesne produkcje nie potrafią już sprostać. Nie mały udział w tym miała świetna polska lokalizacja przy której pracowali znani aktorzy (min. Wiktor Zborowski i Piotr Fronczewski).

 

Akcja „Baldur's Gate” rozpoczyna się w twierdzy Candlekeep położonej na Wybrzeżu Mieczy. Nasz bohater (lub bohaterka) jest wychowankiem mędrca Goriona. O swojej przeszłości niewiele wie, a nieustannie podpytywany Gorion unika tego tematu. Pewnego dnia wszystko się zmienia, opiekun głównego bohatera niemal zmusza go do pakowania i panicznej ucieczki pod osłoną nocy, jednocześnie odmawiając udzielenia żadnych informacji... aż do śmierci w zasadzce zorganizowanej przez naszych prześladowców. Główny bohater zostaje sam w dziczy (no, prawie sam), nie wie dlaczego ktoś dybie na jego życie ani nawet co się właściwie dzieje. Tak zaczęła się legenda...

 

No dobrze, ale kim właściwie jest główny bohater? To już zależy od was! Podczas tworzenia postaci możecie wybrać spośród 5 ras (ludzie, elfy, pół-elfy, gnomy i krasnoludy) i kilkunastu profesji (w tym wieloklasowców). Niestety nie każda rasa ma dostęp do wszystkich zawodów i tak, na przykład, krasnolud nigdy nie zostanie magiem. Czym są wieloklasowcy? W skrócie są to profesje hybrydowe łączące w sobie do trzech profesji podstawowych. Zaletą takiej postaci jest jej wszechstronność, a wadą wolniejsze zdobywanie kolejnych poziomów gdyż doświadczenie przez nią zdobywane jest dzielone pomiędzy wszystkie jej specjalizacje (w każdej awansuje osobno). Ciekawą opcją jest też dwuklasowość. Ludzie, co prawda, nie mogą zostać wieloklasowcem, ale w trakcie przygód mogą porzucić profesję startową i zająć się czymś innym, oczywiście tylko jeśli statystyki takiej postaci pozwalają na rozpoczęcie kariery w nowym zawodzie.

 

Każda postać opisana jest przy pomocy 6 cech głównych (siła, zręczność, kondycja, inteligencja, mądrość i charyzma) z których każda ma duży wpływ na rozgrywkę np. postać z niską charyzmą ma trudności z komunikacją, a co za tym idzie nie uda się jej przyłączyć niektórych postaci do drużyny, wykonać części zadań, a na domiar złego kupcy będą jej sprzedawać towary po wyższych cenach. Dlatego podczas losowania cech warto chwilę pomyśleć i rozsądnie wydać wylosowane punkty... Zaraz jak to wylosowane?! Tak! W sadze „Wrót Baldura” cechy postaci są losowane. Na szczęście nie taki diabeł straszny jak go malują – jeśli ilość wylosowanych punktów nie jest satysfakcjonująca można powtórzyć rzut, a wylosowane punkty dowolnie dodawać i odejmować od poszczególnych statystyk.

 

W „Baldur's Gate” jest nam dane prowadzić drużynę złożoną z maksymalnie 6 bohaterów, których rekrutować można spośród 25 bohaterów niezależnych (dziesięć pań i piętnastu panów). Każda z tych postaci ma własny charakter, światopogląd i upodobania, co sprawia, że nie każda będzie chciała podróżować na przykład ze świątobliwym paladynem. Część NPC ma także własne zadania, których wykonanie jest konieczne jeśli chcemy ich zatrzymać na dłużej. Wszystko to sprawia, że utrzymanie drużyny w upragnionym składzie jest trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Zwłaszcza, że przy wyborze towarzyszy trzeba jeszcze kierować się ich klasą postaci... drużyna bez złodzieja daleko nie zajdzie! Każdy bohater niezależny przyłączony do ekipy znajdzie się pod naszą bezpośrednią kontrolą, po awansie możemy rozdać mu punkty według własnego uznania, zamieszać w księgach czarów, a nawet zmienić domyślny skrypt określający ich zachowanie w boju. Skrypty te sprawiają, że postać nie będzie stała bezczynnie czekając na śmierć nawet jeśli zapomnimy jej wydać rozkazów.

 

Co czeka was na szlaku? Masa potworów, inni poszukiwacze przygód, bandyci, najemne zbiry chcące ukatrupić naszego protagonistę i sporo pułapek. Bardzo fajnie rozegrany jest tutaj motyw „od zera do bohatera”, o którym tak często mówi ROJO. Poziom trudności świetnie się skaluje, a gra przez cały czas stanowi wyzwanie. Nie twierdzę, że „BG” jest upiornie trudne, ale na pewno jest wystarczająco trudne by utrzymać przy sobie gracza i nie zanudzić go kolejnymi żałosnymi przeciwnikami. Z drugiej strony nie natraficie nigdy na sytuację, w której przeciwnik będzie nie do pokonania! Sama walka odbywa się w czasie rzeczywistym, ale z opcją aktywnej pauzy. Jak to działa w praktyce? Podczas walki można nacisnąć spację co zatrzymuje czas gry i wydać spokojnie rozkazy członkom drużyny. Rozkazy te zostaną wykonane zaraz po zwolnieniu pauzy.

 

Wspomniałem o zadaniach i wypadałoby od razu uprzedzić o kilku rzeczach z nimi związanych. Po pierwsze wymagają one mózgu! Tekst zadania trzeba przeczytać i zrozumieć w przeciwnym wypadku najprawdopodobniej nie uda się ich wykonać, a jeśli już uda to ich efektem może być coś innego niż byście się spodziewali. Tutaj nikt gracza za rączkę nie poprowadzi, autorzy wyszli z założenie, że jeśli gracz jest, za przeproszeniem, debilem to niech się męczy. Jeśli nie przeczytamy gdzie dane zadanie można wykonać (podczas rozmowy albo później w dzienniku) to będziemy latać na ślepo, bo tutaj nic na mapie nie zacznie migotać.

 

Od strony technicznej niestety nie jest już tak kolorowo. „Wrota Baldura” zostały mocno nadgryzione zębem czasu, grafika potrafi przestraszyć z uwagi na niską rozdzielczość w jakiej jest wyświetlana (640x480), a której... nie da się zmienić w ustawieniach. Na szczęście w sukurs przychodzą moderzy, którzy opracowali modyfikacje dzięki którym taka zmiana jest możliwa i gra nie będzie straszyć nawet na największych monitorach i w HD.

 

Oprawa dźwiękowa zniosła te kilkanaście lat znacznie lepiej. Wszystko jest na swoim miejscu: podczas walk towarzyszą nam odpowiednie odgłosy, okrzyki bojowe i odgłosy wydawane przez rzucane zaklęcia. Niestety tutaj pojawia się mały zgrzyt, każda postać rzucająca czary używa tego samego zestawu inkantacji co sprawia, że dwie różne postacie rzucając zaklęcie mówią tym samym głosem...

 

Muzyka towarzysząca rozgrywce to zupełnie inna para kaloszy tutaj nadal wszystko brzmi świetnie. Ścieżka dźwiękowa jest świetnie dopasowana do sytuacji i możemy być pewni, że będzie trzymać klimat. Wiele lokacji ma własny zestaw utworków i tak inna muzyka przygrywa nam w świątyniach, inna na ulicach miast, lochach, podziemiach, ruinach, polach, karczmach, podczas bitew itd.

 

Wypadałoby powoli zmierzać ku końcowi więc czas na podsumowanie. Pierwsza część „Baldur's Gate” to nadal gra świetna. Ba! Wybitna! W kilka chwil po odpaleniu wciąga jak bagno i nie puszcza do samego końca. Mnogość zadań, świetna fabuła i intrygujący bohaterowie sprawiają, że „Baldur's Gate” to nadal jedna z najlepszych gier w swoim gatunku. Taka ocena tej produkcji niesie ze sobą gorzkie refleksje: co do cholery robią twórcy gier skoro nadal nie udało im się zrobić lepszych cRPG?!

evilmg
6 kwietnia 2012 - 23:15