Dark Souls pojawi się na pecetach – to pewne. Wystarczy zajrzeć na youtubowy kanał Namco Bandai i rzucić okiem na stosowny zwiastun (ułatwię sprawę – jest poniżej). Ten trailer wzbudził we mnie nowy zapał do gry studia From Software (dzięki genialnej muzyce), mimo, że przy jej konsolowej wersji spędziłem ponad 100 godzin (pisząc poradnik, nagrywając filmy).
W tym miejscu gratuluję ludziom, którzy wspierali sprawę, bo chociaż facebookowy mur nie upadł, głos graczy został usłyszany. Tak twierdzą sami producenci, którzy nie planowali pecetowej edycji Dark Souls, ale zmienili zdanie. Mam nadzieję, że From Software podejdzie do sprawy poważnie, bo, nie oszukujmy się, Dark Souls przydałoby się parę szlifów.
Poza tym, nie wszystko w zapowiedzi konwersji jest pozytywne. Wiecie o czym mówię, prawda?
Coś nowego
„New content” – to słowa, które chyba każdy fan Dark Souls chciałby usłyszeć. W zasadzie rozszerzenia zawierające dodatkowe lokacje pasowały bardziej do Demon’s Souls, gdzie przenosiliśmy się do różnych światów z centralnego Nexusa (więc pojawienie się nowego miejsca nie byłoby niczym szczególnie dziwnym). Świat Dark Souls jest jednak na tyle ciekawy, że można go bez problemów rozwinąć. Tym bardziej, że w grze jest kilka takich miejsc, które ewidentnie nie są tak dopieszczone jak inne. Przynajmniej w kwestii „zawartości”, bo przykładowe Ash Lake, moje ulubione miejsce, jest może pustawe, ale robi piorunujące wrażenie (ten motyw muzyczny sprawił, że przy pierwszej wizycie w Ash Lake gapiłem się przez trzy minuty w „niebo”).
W pecetowym Dark Souls pojawią się nowe motywy – From Software nie ujawniło dokładnie jakie, ale na zwiastunie widać parę z nich. Mamy więc zejście do podziemi, którego nie kojarzę. Jest ułamek sekundy walki z gigantyczną łapą. Jest olbrzymi czarny smok, do którego już teraz czuję szacunek. Jest mantykora, którą zidentyfikował Asmodeusz w komentarzu do mojego newsa na gry-online.pl (potwór widnieje zresztą w artbooku z gry). I to na razie wszystko. Aha, jeszcze kompozycja przygrywająca w trailerze, która mam nadzieję znajdzie się w samej grze.
Pytanie brzmi, na ile poważne są te dodatki. Czy to tylko bossowie wrzuceni do znanych lokacji? A może pełnoprawne minikrainy z nowymi pułapkami i pomniejszymi przeciwnikami? Niestety, na razie trudno dać odpowiedź. Lepiej nie nastawiać się przesadnie optymistycznie i założyć, że From Software da nam coś pomiędzy tymi skrajnościami – małe przejścia ze znanych miejsc, prowadzące do niedostępnych wcześniej zakamarków, bronionych przez kolejne przerażające bestie.
No i pytanie szczególnie ważne dla posiadaczy konsol, którym wersja pecetowa nie jest potrzebna do szczęścia. Czy nowi bossowie pojawią się jako płatne lub darmowe DLC?
Poprawiając stare
From Software da nam nowych bossów, ale zastawiam się, czy weźmie na warsztat parę starszych pomysłów. Dark Souls to gra rozbudowana, a japoński deweloper zwykle skupia się na rzeczach najważniejszych, lekceważąc mniejsze problemy (zapewne wynika to z jego ograniczonego budżetu). Z tego względu, konsolowa wersja produkcji do dzisiaj ma parę niedociągnięć technicznych, glitchy i bugów. Część z nich pozostawiono w grze niejako z premedytacją (autorzy dali nawet błogosławieństwo osobom, które chcą skorzystać z małych oszustw). Niektóre, jak np. problemy z płynności w Blighttown oraz paru innych lokacji, ewidentnie wykraczały poza możliwości przerobowe From Software i bebechów konsol.
Przy dłuższym obcowaniu z Dark Souls świat gry odkrywa prawdziwą naturę – to upiększony i sprytnie skrojony Frankenstein. Na pierwszy rzut oka, wszystko jest w porządku. Kiedy jednak przyjrzymy się szczegółom, wyłażą szwy. Zrobisz jeden krok do wnętrza budynku, obiekty w tle na zewnątrz znikają. Cofniesz się, kilkudziesięciotonowy smok nagle wyskakuje z pustki. Większość miejsc straszy obskurnymi teksturami i pustotą. Nie żeby w czymkolwiek to przeszkadzało, bo gra i konstrukcja uniwersum są świetne. Mówię tylko, że gdyby ktoś chciał, miałby sporo rzeczy do poprawiania. Czy From Software w ogóle na tym zależy?
Japończycy na pewno mogą poprawić płynność gry i skorzystać z możliwości komputerów uzbrojonych w sprzęt, przy którym konsole wpadają w popłoch. Nie wydaje mi się jednak, żeby było to wielkim priorytetem dla twórców Dark Souls. W końcu to ludzie, którzy zapytani o konkretne przycinanie animacji w niektórych miejscach, odpowiadają, że cieszą się z tego, co udało im się osiągnąć. Z tego odczytuję następujące rozumowanie: mieliśmy niewiele kasy, porwaliśmy się na Everest i dobrnęliśmy prawie na szczyt – jesteśmy zadowoleni. Nie spodziewałbym się więc rewolucji, czy kompleksowej operacji plastycznej, a jedynie stonowanego liftingu.
Niewykorzystane pomysły
Tym co interesuje mnie najbardziej, jest to, czy Hidetaka Miyazaki, producent Dark Souls, pokusi się o zmiany w samej rozgrywce. W wielu wywiadach ludzie z From Software wspominają o tym, że nie wszystko udało się rozwinąć tak, jak planowano. Rzeczywiście gra czasami sprawia wrażenie niedokończonej lub uproszczonej z braku funduszy. Takie odczucia miałem np. w Demon Ruins, gdzie zamiast rozbudowanej lokacji, trafiłem na hektar wulkanicznej ziemi i kilkunastu wrogów stojących jeden obok drugiego. Oczywiście można wpisać to w samą treść gry – zobaczenie takiego obrazka powoduje rozdziaw szczęki i typowe dla Dark Souls refleksje (zaczynające się od słowa na „k”, a kończące zapytaniem „serio?”). To umiejętność From Software. Deweloper potrafi brać byle jakie elementy i zamieniać je w zalety.
Jeśli twórcy Dark Souls mieli czas nie tylko na dopracowanie konwersji, ale też modyfikowanie jej, być może pokusili się o parę zmian. Ponownie nie spodziewałbym się wiele – raczej małych szlifów i dodatków, niż poważnego rozbudowania rozgrywki. Bardzo często autorzy mieli ambitne i szalone pomysły, ale nie mogli lub nie potrafili do końca ich zrealizować. Sam Miyazaki mówił o paru takich przypadkach. Może teraz uda się dopiąć do końca chociażby jeden z nich? Dla mnie to już będzie coś, bo przechodząc ponownie grę, trafię na nowe wyzwanie.
Weźmy przykładowego Gwyna, ostatniego bossa z gry. Założenie było takie, aby stworzyć przeciwnika, którego da się pokonać przy wykorzystaniu stylu danej postaci – na wiele sposobów i metod. Czy można zmodyfikować działanie tego wroga, aby osiągnąć ten cel? Chyba byłoby to trudne. Przerażającą koncepcją jest za to uwolnienie przeciwników z nadanych ich ram „geograficznych”. From Software zamierzało wprowadzić Black Knightów, którzy wałęsają się po świecie gry (podobny patent chciano zastosować w Demon’s Souls). To oznacza, że mogliby zaskoczyć gracza w niemal każdym momencie. Genialne i mrożące krew w żyłach.
Nie wiem, czy uda się poprawić jakiegokolwiek ze słabszych bossów. Liczę na jedno: małe utrudnienia i powrót do kilku nienormalnych pomysłów (nawet małych i niezauważalnych dla laika). Może brzmi to jak masochizm, ale niektóre walki w konsolowym Dark Souls były zdecydowanie za łatwe i zbyt przewidywalne. Z drugiej strony, może o to chodziło – aby dać graczowi chwilę wytchnienia i przeciwnika, którego pokona przy pierwszym podejściu.
Games for Windows LIVE, czyli Prepare to Die?
Zgrzytem w zapowiedzi Dark Souls na PC jest fakt, że gra będzie korzystała z Games for Windows LIVE. Naprawdę nie mam nic do Microsoftu i lubię firmę za to, że pozwoliła zaistnieć paru ważnym grom indie na Xbox LIVE (Braid, Limbo, Super Meat Boy). Kiedy jednak myślę o pecetowej usłudze, robi mi się słabo i marzę o kolejnej petycji. Najlepiej zawierającej słowo Steamworks.
(petycja już powstała – widocznie nie tylko ja mam wątpliwości odnośnie GfWL)
Problem polega na tym, że save-y z Dark Souls są dla mnie cenniejsze od całej zawartości mojego dysku. W zasadzie mam trzy kopie z zapisem mojej głównej postaci - na wszelki wypadek i w celach użytkowych (backup przy nagrywaniu filmów z gry). O Games for Windows LIVE krążą legendy. Według jednej z nich, zapisane stany gry w tej usłudze nie są bezpieczne. Inną sprawą jest to, że w Dark Souls warto grać online – w ten sposób jest zabawniej i ciekawiej. Spotykamy dodatkowych przeciwników, mamy możliwość wezwania innych graczy lub udzielenia pomocy, odczytujemy i zostawiamy napisy z podpowiedziami, angażujemy się w rozgrywkę PvP, itd. Mówiąc inaczej, jest to integralna część rozgrywki, podobnie jak w niedawnym i całkowicie innym Journey.
Nie grywam regularnie w gry z GfWL, ale moje dotychczasowe spotkania z tą platformą nie były najlepsze. Problemy z logowaniem, powolny interfejs, błędy – tak było kiedyś. Być może teraz usługa działa lepiej, chociaż z tego co wiem, nie jest ona szczególnym priorytetem dla Microsoftu. Domyślam się, że w zamian za spodziewane problemy nie ma co liczyć na rozgrywkę międzyplatformową, ale to już raczej nie wina LIVE-a, co ogólny „standard”.
Jednak – Dark Souls na PC!
Pecetowa edycja Dark Souls na pewno będzie miała parę problemów, które były obecne na konsolach i których nie da się usunąć w tak krótkim czasie. Do tego dochodzi Games for Windows LIVE i jego zła sława (może niesłuszna?). Nie zmienia to faktu, że pojawienie się gry From Software na komputerach jest ważnym wydarzeniem. Zarówno dla indywidualnych graczy, którzy marzyli o tej produkcji, jak i dla japońskiego dewelopera.
Sukces pecetowego Dark Souls, który miejmy nadzieję wspólnie wypracujemy, może na stałe zapewnić dopływ nowych gier From Software na PC. Wierzcie mi, że jako fani gier erpegie chcecie ich na swojej platformie. Japończycy z tego studia, cokolwiek by nie mówić o ich nie-nadążaniu-za-Zachodem, tworzą produkcje bezpardonowe, bezkompromisowe i niezapomniane. Dla mnie te cechy są tym atrakcyjniejsze, im mniej deweloperów je posiada.
Suplement – co nowego II
Jako, że pisząc wczoraj ten tekst byłem ewidentnie w amoku (o czym świadczą jego rozmiary, wystarczyło napisać: Dark Souls na PC? Fajnie), nie dotarłem do oficjalnej informacji na temat nowości w grze. Na szczęście Pita miał nocne czuwanie i wyręczył mnie w komentarzach. Tak więc, w Prepare to Die Edition dostaniemy co następuje:
Wygląda więc na to, że From Software szykuje konkretne i namacalne dodatki, a nie małe zmiany – tym bardziej cieszę się z tego, że powstała jakaś tam głupia petycja lub firma Namco zrobiła badanie rynkowe (bo tak naprawdę nie dowiemy się raczej co było pierwsze).