Pierwszy kontakt z "Bitwą o Śródziemie" zaliczyłem jakoś w okolicach jej premiery - nie będę kłamał, że dane było mi się z nią zapoznać tuż po jej wydaniu, ale z pewnością nie był to długi odstęp czasu. Pamiętam, że gdy zobaczyłem u kolegi fragment gry, wpadłem w osłupienie, z którego przez długi czas nie mogłem się otrząsnąć. "Jak ta gra wygląda! A jaka fenomenalna muzyka! A... a te wszystkie zasady strategiczne! I... i to wszystko w ogóle!" - ot, typowa reakcja na kontakt z hitem. Jakiś czas później dane mi było w "Bitwę o Śródziemie" zagrać osobiście. I mój zachwyt jeszcze bardziej się pogłębił. A potem przyszły inne tytuły i z grą nie miałem do czynienia aż do tego roku, gdy przypadkiem znajomy ze studiów przebąknął, że ma i może pożyczyć. Wziąłem, odpaliłem i... głowy może nie urywa, ale po 8 latach to nadal kawał świetnego RTS-a, który w 2012 r. nadal spokojnie się broni!
Oczywiście, nie jest już tak wspaniale jak te kilka lat temu. Przede wszystkim mocno zestarzała się grafika - miłośnicy RTS-ów może i nie są przyzwyczajeni do fotorealistycznej grafiki, ale np. kolejne gry z serii "Total War" zrobiły swoje. Przy kamerze ustawionej na standardowej wysokości (czyli jedynej, przy której da się rozsądnie grać) jest jeszcze przyzwoicie, ale jeśli maksymalnie przybliżymy obraz to... No, powiedzmy, że gra zdecydowanie wygląda wtedy na swoje lata.
Na tym jednak z grubsza kończy się moje narzekanie na "Bitwę o Śródziemie". Cała reszta - oprawa muzyczna, konstrukcja kampanii i swobodnych potyczek, miks RTS-a i RPG-a - prezentuje się w zasadzie równie dobrze, jak przed ośmiu laty, a czasami nawet lepiej (zapewne ze względu na sentyment do produkcji).
Pierwszym, wartym odnotowania plusem "Bitwy..." jest umieszczenie jej akcji w czasie wydarzeń opisywanych przez samego Tolkiena. Pewnie, w miarę rozwoju kampanii pojawia się coraz to więcej nieścisłości (szczególnie gdy gramy Siłami Zła i zabijamy Froda), jednak zasadniczo wiemy na czym stoimy i nie mamy wrażenia, że ktoś bardzo brzydko odcina kupony od znanej marki (witaj, "dwójeczko"!). Po raz kolejny dane nam więc jest przeżyć oblężenie Helmowego Jaru, szturmować Entami Isengard oraz desperacko walczyć o uratowanie Minas Tirith. I wściekle miotać myszką po całej mapie, starając się ogarnąć totalny chaos, jaki powoduje szturm przeciwnika posiadającego przewagę tak liczebną, jak i technologiczną.
Drugi plus wędruje pod adresem samej mechaniki. Dzisiaj może nie wzbudza to już takich sensacji, stając się wręcz regułą, ale przed ośmiu laty zaimplementowanie pomysłu, że w grze nie będzie pojedynczych jednostek, a całe oddziały, zdecydowanie był małą rewolucją (chociaż pojawiał się już i w innych tytułach). Podobnie, jak wprowadzenie punktów doświadczenia do prawie każdego elementu zabawy - awansują więc bohaterowie, awansują zwykłe jednostki, awansują budynki (sic!), a nawet awansujemy w pewnym sensie my sami, bo za całokształt naszych poczynań otrzymujemy specjalne Punkty Mocy, które przeznaczamy na czary i umiejętności dodatkowe wspomagające nas w bitwach.
Co można kupić za Punkty Mocy? Hmm... A czego potrzebujecie? Szybszy przyrost surowców? Już się robi. Dodatkowe oddziały? Proszę bardzo: oto Enty, Rohirrimowie, Elfy, a nawet sam Balrog, w swej majestatycznej postaci! Do tego dochodzi możliwość zaslonięcia Słońca oparami i ciemnymi chmurami (co daje ogromny bonus do potencjału bojowego sił Isengardu i Mordoru), czy zwiększenie liczby zadawnych obrażeń przez Gandalfa i Aragorna. Kompletowanie umiejętności z drzewka Mocy to zabawa na długie godziny, a i tak nikt nie daje Wam pewności, że wykupicie je wszystkie.
Do dziś świetnie sprawdza się również rozwiązanie warstwy, że tak powiem, taktycznej. Tu nie ma sytuacji, że wyprodukuje się kilka oddziałów super-jednostek i zmiecie w proch siły przeciwnika. Nie, tu trzeba cały czas kombinować i sprawnie koordynować działania różnych typów oddziałów. Kilka oddziałów konnicy może i jest świetnym sposobem na stratowanie wielokrotnie silniejszych sił przeciwnika, ale wystarczy że między nimi ukryje się kilka oddziałów pikinierów, żeby po naszej wspaniałej kawalerii nie został nawet ślad. Nasze trolle bojowe zmiatają z powierzchni ziemi kolejnych piechurów wroga? A czy wiecie, że ten śmieszny oddział łuczników na wzgórzu to aż za dużo, żeby się ich pozbyć? I że kilka ognistych strzał wystarczy, aby mumakile wpadły w popłoch i zaczęły miażdżyć wszystkich dookoła, włącznie z naszymi oddziałami?
Ktoś może powiedzieć, że w tym wszystkim jest sporo przesady z mojej strony. I pewnie tak jest, przynajmniej jeśli chodzi o niższe poziomy trudności. Bo gra w "Bitwę o Śródziemie" na poziomie trudnym, to naprawdę ogromne wyzwanie, gdzie nie możemy pozwolić sobie na żadną dowolność i wszystko musimy od początku do końca zaplanować. Świetnym przykładem może być jedna z rozgrywanych przeze mnie misji kampanii, w której przez trzy godziny (!) próbowałem opuścić żołnierzami główny swój obóz i wyprowadzić kontratak, ale przez cały czas byłem zalewany nowymi hordami wrogów. Przez kolejne dwie godziny (!) wydzierałem z łapsk komputera kolejne fragmenty mapy i zakładałem warowne obozy, żeby wreszcie przystąpić do oblężenia jego głównej bazy, na co też zeszło mi jakieś dwie godziny. 7 godzin na jedną mapę, a tych jest tu kilkadziesiąt! Pewnie, nie wszystkie są aż tak długie, a na niższym poziomie trudności da się w tym czasie zaliczyć tak z 1/3 kampanii, ale nie da się ukryć, że na wykonanie jednej misji potrzeba tutaj czasami więcej czasu, niż na ukończenie współczesnego FPS-a.
Ciekawym zabiegiem ze strony twórców było również zrezygnowanie z dowolności w stawianiu przez graczy budynków. W "Bitwie o Śródziemie" nie założymy obozu w pierwszym lepszym miejscu - tu musimy znaleźć na mapie odpowiedni punkt, gdzie da się wznieść warownię, która następnie otoczona zostaje przez pola, na których można postawić budynki. Im większy obóz, tym więcej pól do dyspozycji, a i sama baza staje się lepszym punktem do obrony, bo zostaje otoczona np. murami (Rohan, Gondor), lub dodatkowymi wieżami strzelniczymi (Isengard, Mordor). System genialny w swojej prostoście, sprawiający że bazy graczy nie wyglądają jak koszmar urbanisty, prezentują się w sposób wdzięczny dla oka, a zarazem zmuszają ich do starannego planowania rozbudowy.
Podsumowując: "Bitwa o Śródziemie" jest do dziś produkcją wartą uwagi. Posiada ciekawą mechanikę, świetną, filmową ścieżkę muzyczną oraz zapewnia długą, minimum 40-godzinną rozrywkę. Do tego kosztuje dziś grosze, a swoim ogólnym rozmachem przewyższa niektóre współczesne gry. No i jest, przynajmniej w mojej opinii, tytułem znacznie bardziej złożonym i ciekawszym niż część druga. Jeśli ktoś w nią dotąd nie grał - najwyższa pora aby nadrobić zaległości. Tym którzy grali, mogę polecić tylko odgrzebanie tytułu i ponowne jego uruchomienie - jest mało prawdopodobne, abyście się na nim zawiedli.