Rebellion ostatnio dostał lekkiej zadyszki. Pasmo niepowodzeń (ShellShock 2, Aliens vs Predator, NeverDead) spowodowało, że szacunek do tego brytyjskiego studia powoli, acz nieubłaganie leci na łeb na szyję. Jego ostatnią deską ratunku jest nadchodzący Sniper Elite V2, którego wersja demonstracyjna miała premierę tydzień temu w usłudze Xbox Live. Niestety, z powodu braku abonamentu nie mogłem wcześniej przetestować produkcji, więc nad tekstem pracuję dopiero teraz. Oto krótkie wrażenia z krótkiej posiadówki, z głównym konkurentem rodzimego Sniper: Ghost Warrior 2.
Pokazówka pozwala rozegrać fragment misji z kampanii dla pojedynczego gracza. Wcielamy się w Karla Faierburne’a, - a jakże – snajpera. Jego zadaniem jest powstrzymanie niemieckiego konwoju przewożącego ważną osobistość. W pierwszej kolejności przyczepię się do długości dema. Cały gameplay trwa niespełna pół godziny, a słyszałem głosy, jakoby dało się go skończyć w 15 minut. Pozostaje niedosyt, zwłaszcza że…
w rozgrywanym fragmencie mało jest snajperzenia w byciu snajperem. Zaraz po rozpoczęciu gry trafiamy na pierwszego przeciwnika. Strzał – i nagle zza rogu wyskakuje cała gromada nazistów, chętnym ukatrupić naszego bohatera wszelkimi dostępnymi środkami. Jeśli ktoś jest na tyle uparty, by strzelać do biegających oponentów z głównej broni, to może zebrać dodatkowe punkty za „ruchomy cel”. Ja w tym momencie wyciągnąłem broń maszynową i zacząłem działać jak normalny żołnierz. Dopiero kilkaset metrów później napotkałem kolejnego wroga – i niestety, historia się powtarza.
Ten fragment misji jest zupełnie niereprezentatywny. Nie rozumiem twórców dlaczego się na niego zdecydowali. Dostaję grę, która pozwala wcielić mi się w snajpera, to chcę nim być! W trakcie gry oddałem strzał tylko w 3 żywe cele za pomocą pukawki z lunetą – to stanowczo za mało jak na produkcję o takiej tematyce.
Tym, co jeszcze nie pasuje do konwencji bycia strzelcem wyborowym jest kompletna liniowość. Deweloperzy tak skonstruowali lokację, że nie da się swobodnie poruszać po niej, ale i w dodatku przewidzieli dla nas konkretne miejscówki z których MUSIMY oddać strzał. Nie można ich nie przegapić, ponieważ żółte markery subtelnie informują gracza o ich położeniu. Jak do tego bukietu wad dodamy także nie za piękną oprawę graficzną, to mamy wrażenie, że od Sniper Elite V2 wieje budżetowością i zbyt długim czasem pracy.
Nie jestem starym piernikiem, co by tylko narzekał. Fakt, było kilka charakterystycznych elementów, które mogą się podobać. Pierwszym jest mocno reklamowany, efektowny jak diabli killcam – zwolnienie akcji z ukazaniem kruszenia czaszki (lub innego miejsca np. organu wewnętrznego) podczas przechodzenia pocisku.
Oprócz tego niezwykle satysfakcjonujące jest także strzelanie do nazistów z dużych odległości. Perfekcyjny strzał w krtań z 200-300 metrów – czysta kwintesencja zabawy w snajpera. Gra premiuje najefektowniejsze trafienia dodatkowymi punktami, które najpewniej wydamy na różnego rodzaju ulepszenia do naszych giwer; przekonamy się o tym po premierze gry.
Przypadłością wczesnych wersji gier są liczne niedoróbki, techniczne babole. Tak też było w przypadku wersji demonstracyjnej dzieła Rebellion. W niektórych momentach przeciwnicy biegali po mapie jak opętani, nie wiedząc gdzie strzelać; raz dwóch Niemców weszło w siebie i przy próbie odstrzelenia ich obu, tylko jeden oberwał. A szkoda, bo wiele bym dał za możliwość zabicia dwóch naraz.
I tak oto zakończyła się moja przygoda ze pokazówką SEV2. Odpowiednie podłożenie ładunków poskutkowało całkowitym zniszczeniem kolumny opancerzonych pojazdów, lecz za chwilę nadjechał czołg i wycelował swoją długą lufę wprost na moją pozycję…
Zabawa w „snajperowanie”, choć krótka, była całkiem przyjemna. Techniczne niedoróbki puszczam w niepamięć, lecz mam nadzieję, że deweloperzy je poprawią (muszą!). Klimatu troszkę jest, jednak nie za dużo. W ogóle to demo sprawiało wrażenie jedynie samouczka pozwalającego zapoznać się z podstawowymi elementami gry. Cóż, sądzę, że nie będzie to produkcja, która podniesie Rebellion z kolan, co najwyżej odroczy wyrok o rok, może dwa.