Miałem styczność z kilkoma grami z gatunku MMORPG. Dla nie znających tematu (są tacy?), gry em em oł to pożeracze czasu, które tylko udają rasowe erpegi. Często spotykamy się w nich z questami typu „nie zalicz sesji”, „strać przyjaciół” czy „zostań ostatnim prawiczkiem w swoim mieście”. Na domiar złego, wątpliwa przyjemność grania w jedną grę na jednym serwerze z milionami innych troglodytów zaszytych w swoich norach często odbywa się kosztem pozbycia się całego kieszonkowego – miesiąc w miesiąc. Ciężko mi uwierzyć, że są jacyś ludzie, których naprawdę to kręci.
Tak prawdę mówiąc, jedynym mmorpgiem, który zagościł na moim pececie była Tibia. Jestem bardzo wdzięczny jej twórcom, gdyż miesiąc grania w tę śmieszną gierkę zaowocował niechęcią do gatunku na całe życie. Wiem, że jest dużo fajnych gier mmo i można się przy nich naprawdę dobrze bawić ze znajomymi, ale granie w nie to jednak zawsze będzie dla mnie synonim bycia no-life, a przede wszystkim olbrzymia strata czasu, na którą niestety coraz rzadziej mogę sobie pozwolić.
Wszystko zmieniło się, kiedy przeczytałem wczorajszego niusa na Game Informerze. Czerwcowa okładka magazynu – The Elder Scrolls Online! Wyobraźcie sobie, że zostaje podjęta decyzja o ekranizacji Waszej ulubionej książki. Albo duże studio developerskie postanawia realizować Wasz pomysł na grę. Czujecie to? Ja tak właśnie się poczułem. Czekałem na taki projekt od premiery Morrowinda, a ostatnie plotki i domysły z gamingowego światka tylko podsycały mój apetyt na pierwszą grę, w której będziemy mogli zwiedzić CAŁE Tamriel. Momentalnie podjąłem decyzję – w 2013, o ile nie wyrzucą mnie jeszcze ze studiów – dobrowolnie wezmę urlop dziekański. BĘDĘ GRAŁ W GRĘ.
Skąd ta cała ekscytacja? Od premiery TES III Morrowind, seria Bethesdy jest dla mnie wyznacznikiem kierunku, w którym powinny iść współczesne gry cRPG. Wiadomo, że nie dostaniemy już żadnego tak dobrego kąska jak seria Baldur’s Gate czy pierwsze Fallouty, ale trzeba się z tym pogodzić i ruszyć z duchem czasu. Morrowind był dla mnie grą idealną, grą dla której wymieniałem komputer żeby tylko zobaczyć wodę ładniejszą niż na filmach z wakacji. Oblivion nie wywoływał już takich emocji, ale to wciąż jedna z gier, z którą spędziłem najwięcej godzin w moim życiu. Skyrim cały czas walczy z Dark Souls o miano gry roku 2011 w moim prywatnym rankingu, co zresztą bardzo dobrze świadczy o jej jakości. Jestem spokojny o to, że TES Online będzie świetną grą. Nie liczę na to, że pozycja najbardziej popularnych gier na rynku MMO zostanie zagrożona. Wystarczy mi to, że w końcu dostanę MMO szyte na moją miarę. MMO mroczne, wciągające i grywalne, a na dodatek osadzone w pięknie wyglądającym świecie, który nie jest upstrzony cukierkowymi kolorami, gdzie nie biegają awatary z wielkimi oczami i trzymetrowymi mieczami. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to Bethesda może zabrać cały mój wolny czas, pieniądze na piwo, znajomych i potencjalne dziewczyny. Nie do końca wiem, czy chcę, żeby to się udało – ale trzymam kciuki, żeby TESO zostało jednym z najlepszych współczesnych MMORPGów.
Jakie są Wasze obawy i nadzieje? Podzielcie się nimi w komentarzach, z chęcią podejmę z Wami dyskusję.
PS. To mój pierwszy wpis na gameplay.pl, więc witam się serdecznie i liczę na to, że ochoczo będziecie czytać moje kolejne wypociny.