Wakacje to dla graczy czas nadrabiania zaległości. Ja jeszcze podczas sesji egzaminacyjnej postanowiłem wrócić do Grand Theft Auto IV i od tatmego czasu co kilka dni włączam ją na jakąś godzinkę czy dwie. Wcześniej nie ukończyłem nawet połowy gry i już pamiętam czemu tak było. Po kilkukrotnym powtarzaniu niektórych misji po prostu miałem dość. Po każdym nieudanym podejściu wczytanie save’a cofało mnie do mojego mieszkania, z którego znowu musiałem przejechać pół miasta i po raz wtóry słuchać tych samych rozmów ze zleceniodawcami. Nie rozumiem, dlaczego produkcja z tak archaicznym systemem zapisywania stanu gry to do tej pory najlepiej oceniany tytuł na konsolach obecnej generacji i jeden z najlepszych na PC.
Lubię trudne gry, ale podczas wykonywania misji w GTA IV jeden mały błąd może spowodować, że wszystko muszę robić od nowa. Co prawda niektóre zadania to bułka z masłem, jednak sporo jest takich, które wymagają od nas wyjątkowej zręczności (pościgi) lub niezłych umiejętności strzeleckich (wszelkie zabójstwa, walki gangów itp.).
Sytuacja z pościgami przypomina mi moje utarczki z wirtualnymi przeciwnikami w Need For Speed Underground. Pisałem o tym w tekście 15 najgorszych momentów w życiu gracza. Tutaj również każdy zły ruch to ryzyko, że będziemy musieli zacząć jeszcze raz. W jednym z pościgów samochód, który gonimy, potrąca ułożone w piramidkę stalowe belki i zrzuca je nam pod koła. Nie ma na to rady, trzeba zawrócić i obrać inną trasę. Jeśli nie zrobimy tego wystarczająco szybko, to czeka nas restart. Problemy sprawiają też inni uczestnicy ruchu drogowego i przeszkody, które teoretycznie nie powinny zatrzymywać naszego auta, ale to robią. Nie wiem z czego w rzeczywistości twórców gry robi się latarnie ulicznie, bo te padają pod naszymi kołami jak drewniane tyczki... W przeciwieństwie do stelaży hotelowych baldachimów. One potrafią zatrzymać nawet Hummera rozpędzonego do stu mil na godzinę. W tym czasie cel naszego pościgu potrafi oddalić się tak bardzo, że już go nie dogonimy. A gracza ogarnia frustracja i zażenowanie.
Zadania wymagające strzelania wiążą się z tym, że bandziory czy policjanci w których posyłamy kolejne serie pocisków również odpowiadają ogniem, a w GTA IV łatwo jest zginąć od nadmiaru ołowiu. Jeżeli nie zadbamy o pełne zdrowie i kamizelkę kuloodporną przed wyruszeniem na typowo bojową misję, możemy liczyć się z koniecznością powtórzenia jej. Dzieje się tak, ponieważ czwarta część Grand Theft Auto tylko jedną nogą stoi w świecie next genowych produkcji. Tą jedną nogą jest system osłon, dzięki którym możemy prowadzić ostrzał nie narażając się na śmiertelną kulkę w łeb. Brakuje tu tylko elementu, który jest normą we współczesnych produkcjach – regeneracji zdrowia lub ewentualnie apteczek, których możemy używać w dowolnym momencie. Apteczki co prawda są, ale zużywają się w momencie ich podniesienia. Dlatego w GTA IV trzeba grać bardzo ostrożnie i uważnie obserwować pasek zdrowia. Zdarza się, że przez jakąś głupotę giniemy w końcowej fazie misji i dwadzieścia minut grania idzie się paść. Po godzinie rozgrywki wyłączam wtedy konsolę i okazuje się, że nie zrobiłem żadnego postępu. Świetnie.
Możecie pisać w komentarzach, że jestem po prostu za słaby. Piszcie. Ja czuję, że po prostu bawiłbym się lepiej, gdyby gra oferowała checkpointy w kluczowych momentach misji. Na pewno zaoszczędziłoby mi to nerwów i mozolnego powtarzania niektórych zadań. Mam nadzieję, że będzie to jedno z usprawnień, które zobaczymy w nadchodzącej, piątej części serii Grand Theft Auto i będzie to gra godna tak wysokich ocen, jakie otrzymała „czwórka”. Ja przez to ciągłe powtarzanie misji nie dałbym jej więcej niż 85/100.