„W co grać z dziewczyną” to tekst, który ukazał się na gameplayu w lipcu 2012 roku. Z dużym przymrużeniem oka opisałem w nim cztery gry i dodatkowo mały, złośliwy bonus. Tekst miał oczywiście odpowiedzieć na pytanie postawione w tytule, które często zadają sobie gracze będący w związkach. Jednak banalny dobór tytułów (Fifa, Tekken, Worms, Lips/Singstar) sprawił, że teraz w moim odczuciu tamten krótki poradnik jest bezwartościowy. Skala ocen mierzona w ilości mokrych majtek zostaje, jednak wybór gier będzie tym razem bardziej wyszukany. W co Buja gra z dziewczyną?
Heroes of Might & Magic III
Absolutny klasyk. Jeżeli urodziłeś się w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych lub wcześniej, musisz znać ten tytuł. Przez wielu do dziś uznawany za najlepszy z serii. Wielu z Was pewnie nie raz grało z kumplami w trybie „hot seat”. Polega on na naprzemiennym wykonywaniu ruchów swoimi bohaterami, tura po turze. Można grać przeciwko sobie lub w sojuszu. Teraz najważniejsza kwestia dla naszej sprawy. Połowa moich koleżanek uwielbia Heroes III. Jest więc duża szansa, że panna, z którą się umawiasz należy do tej lepszej połowy żeńskiej populacji, która zna i lubi Herosy.
Jeżeli dziewczyna nie jest takim maniakiem jak Ty, nie zna na pamięć wszystkich statystyk jednostek, a każdy jej ruch nie jest idealnie wymierzony, to lepiej zagrać w sojuszu. Natomiast jeśli uważa się za weterankę hexowych pól bitew, śmiało możecie grać przeciwko sobie. Wadą wspólnego grania w HOMM3 są z pewnością ilość czasu, jaką trzeba poświęcić na rozegranie jednego scenariusza. Kolejnym minusem jest ewentualność, kiedy gra się rozkręci i w każdej turze będziemy prowadzić kilka bitew. Wtedy druga osoba może jedynie patrzeć, a to zawsze jest ryzyko, że nasza ukochana zanudzi się na śmierć. Werdykt? Mocne osiem punktów.
I MAED A GAM3 W1TH Z0MBIES 1N IT!!!1
To co widzicie u góry to oryginalna pisownia tytułu dostępnego za pośrednictwem platformy Indie Games będącej częścią Xbox Live. Gra kosztuje zaledwie 80 Microsoft Points, więc jeżeli robicie jakieś zakupy na XBL i zostanie Wam trochę punktów na koncie, bierzcie „I Made A Game With Zombies In It” w ciemno. O co chodzi w samej grze? Najprościej: sterowany przez gracza żołnierz musi przeżyć. To zadanie jest trudne, bo z każdej strony ekranu lecą na nas chmary przeciwników. Naszym celem jest ich eksterminacja. Z pomocą przychodzą różne power-upy, co jest typowe dla gier tego rodzaju. Mamy więc do dyspozycji miotacz ognia, bazookę, shotgun, laserową pukawkę i kilka innych. Niezastąpioną pomocą może okazać się jednak nie dodatkowa tarcza, ale nasza partnerka. Wystarczy, że włączymy jej drugiego pada i już możemy grać w trybie kooperacji. Przeciwników jest wtedy trochę więcej, ale dzięki współpracy idzie łatwiej.
Do zalet tej małej produkcji należy banalne sterowanie. Nie trzeba dużo tłumaczyć. Lewą gałką chodzisz, prawą gałką strzelasz. I tyle. Pozostałe atuty to prosta, ale oryginalna oprawa graficzna i dźwiękowa. Plansza, na której przyjdzie nam eksterminować umarlaki raz po raz mieni się dyskotekowymi światłami, a w tle przygrywa punkowy kawałek nagrany specjalnie do gry. Kiedy już uda się Wam dojść do końca gry (kolejne fale zombie kiedyś się kończą), możecie wspólnie śrubować swoje najlepsze wyniki. Gra obsługuje do czterech padów, więc na podwójną randkę też będzie jak znalazł. Myślę, że 7/10 będzie dobrą oceną. Z obecną dziewczyną przeszliśmy całość ze dwa razy i więcej nie wracaliśmy już do tytułu, choć zabawa była przednia.
The Walking Dead
Ci z Was, którzy znają The Walking Dead studia Telltale Games, mogą się zdziwić. Przecież gra nie oferuje żadnego trybu współpracy czy też innych form multiplayer. To prawda. Grając pierwszy raz w The Walking Dead byłem jednak pod takim wrażeniem, że pokazałem ją swojej dziewczynie i wsiąknęliśmy na dobre, razem. Gra w tę przygodówkę, to jak oglądanie serialu. Przy czym jest to dużo lepsze doświadczenie, niż sam serial o zombiakach o tym samym tytule. Mimo że bez pada w ręce, partnerka nie nudzi się. Moja była tak samo zaabsorbowana historią jak ja, a wszystkie decyzje podejmowaliśmy razem. Jedynie przy tych z ograniczonym czasem były zgrzyty „czemu wybrałeś akurat TO?!”. Niezmiernie cieszy mnie fakt, że jest to jedyna do tej pory gra, przez którą usłyszałem coś podobnego: „Paweł, a pogramy w The Walking Dead?”. Dzięki temu w moim odczuciu produkcja ta zasługuje na maxa, ponieważ w końcu czułem, że dzielę pasję z moją dziewczyną.
Doritos Crash Course
Doritos Crash Course to prosta gra z Xbox Live Arcade, która kiedyś tam wygrała jakiś konkurs sponsorowany przez producenta czipsów Doritos i dzięki temu możemy ją teraz pobrać za darmo z Marketplace. Gra oferuje tryb zabawy dla dwóch osób, więc zaciągnąłem swoją pannę przed telewizor i odpaliliśmy Crash Course. Zasady gry znów nie są zbyt skomplikowane. Należy dobiec swoim awatarem z punktu A, do punktu B w czasie krótszym niż przeciwnik. Będzie wymagało to nie lada sprawności, ponieważ po drodze natrafiamy na mnóstwo przeszkód terenowych – młoty, zjeżdżalnie, trampoliny i inne uprzykrzacze życia. Wszystko to bardzo przypomina teleturniej „Wipeout”. Różnica polega na tym, że o ile oglądanie ludzi, którzy co chwila zaliczają faile i z gumowych platform spadają do wody, jest całkiem zabawne, to próba samodzielnego pokonania takiego toru, choćby awatarem, jest po prostu frustrująca. Zasadniczo nie polecam, chyba że Wasza sympatia ma bardzo sprawne ręce i duży spokój ducha. Spróbować jednak nie zaszkodzi, bo produkcja wciąż jest do pobrania za darmo.
Gra wstępna
To nie żart. Część z Was pomyślała pewnie „co on znowu dowalił” i złapała się za głowę, ale druga część czytelników pomyślała o tym już po przeczytaniu tytułu. Co dokładnie mam na myśli i jaki związek z grami video ma gra wstępna? Odpowiedź to Borderlands 2. Ta pełna humoru strzelanka kryje w sobie dziesiątki oryginalnych easter eggów. Jednym z nich jest unikalna broń cycatej Mad Moxxi – „Miss Moxxi’s Good Touch”.
Żeby ją zdobyć, wystarczy wsadzić Moxxi napiwek do słoika. Dużo napiwków. W końcu dostaniemy bliźniaczą broń – „Miss Moxxi’s Bad Touch”. Jeżeli nie poprzestaniemy w naszej hojności, otrzymamy w końcu i Good Touch. Dobry Dotyk to nie tylko śmiercionośne SMG. Ma jedną, bardzo interesującą funkcję. Jeżeli weźmiemy go do ręki, nasz pad zacznie bezustannie wibrować. Im dłużej będziemy trzymać broń, tym wibracje będą silniejsze. Jeżeli Wasza dziewczyna ma poczucie humoru – dajcie jej pada do ręki. Nie odpowiadam za to, co może się stać potem ;)
Jeśli jeszcze nie polecieliście do sklepu po Borderlands 2 i czytacie to dalej, ze smutkiem przyznaję że to koniec kolejnej części cyklu „W co grać z dziewczyną”. Mam na oku jeszcze kilka tytułów, które planuję ograć ze swoją panną: Rayman Origins, Portal 2, Lara Croft Guardian Of Light. Może w końcu szarpnę się na Kinecta. Tak czy siak, jak tylko znajdziemy czas na nowe doświadczenia, powstanie kolejna część zestawienia. Jak zwykle czekam również na Wasze propozycje w komentarzach. Ucałujcie swoje kobiety i bądźcie dla nich mili!