Bossowie w platformówkach często są pomysłowi. Odmienna stylistyka tych produkcji sprawia, że spotykamy w nich niezwykłe bestie i wymyślnych „maniaków”, którzy owładnięci są jakąś żądzą. Wystarczy przypomnieć sobie chociażby pierwsze odsłony Crasha Bandicoota, w których mierzyliśmy się z Tiny Tigerem, Dinogodilem czy doktorem N-Ginem. Starcia z nimi były zabawne, ciekawe i inne od tych wszystkich poważnych walk o losy świata w bardziej realistycznych grach.
Ratchet & Clank 2 nie jest jednak zwykłą platformówką. Może i dlatego bossowie tutaj nie są tacy, jak moglibyśmy się spodziewać. Uwaga, nisko latające spojlery!
Główni bohaterowie dysponują sporą siłą ognia i nie ma co ukrywać, że wymyślne bronie są jednymi z głównych elementów tej gry. Stąd też właśnie na strzelaniny i wymianę ognia nastawione są głównie walki z bossami. Niestety często przez to jest nudno, prosto i bez polotu. Szkoda, że autorzy nie pokusili się o większe zróżnicowanie pojedynków i nie zdecydowali się wprowadzić pewnych ograniczeń na graczy. Wymuszenie używania określonych typów broni czy nawet rozwinięcie idei wykorzystanej przy jednym z ukrytych bossów na planecie Oozla na pewno poprawiłoby poziom szefów w grze.
Trudno napisać cokolwiek sensownego o pojedynkach ze Swamp Monsterem #1 czy Thugs-4-Less Leaderem w helikopterze. Prostego schematu tych starć, w których wystarczy poruszać się na boki i pruć ze wszystkiego co mamy nie kamufluje tutaj nawet projekt wroga. Nie ma nic ciekawego w dwóch zielonych mackach wystających z bliżej niezidentyfikowanej mazi, czy w facecie w śmigłowcu, który lata wokół niewielkiej platformy. Po uniwersum R&C, gdzie kosmicznych ras i karykaturalnych postaci nie brakuje, można by spodziewać się więcej.
Poziom ratują nieco, nieoczekiwanie, bossowie dodatkowi, których spotykamy na specjalnych arenach. Niestety, o ile jeszcze starcia na początku gry z mechanicznym B2 Brawlerem czy przerośniętym Chainblade’em wymagają trochę zręczności, o tyle taki Arachnoid w dalszej części zabawy nie zmusza nas nawet do biegania. Niestety w sporej grupie przypadków Insomniacs Games nie potrafili znaleźć antidotum na długi pasek życia głównego bohatera i niesamowitą siłę posiadanych przez niego broni. Trzeba jednak oddać tutaj, że przynajmniej projekty tych oponentów są ciekawsze i budzą jakiekolwiek emocje (w przeciwieństwie do tych nieszczęsnych macek z zielonej mazi).
Jakiś pomysł autorzy mieli przy walce z ogromnym robotem na jednej z dalszych plansz. Niestety wielka, niszcząca miasto maszyna, nie zmusza nas do biegania i skakania. Większość czasu walczymy z nią bowiem ze stanowiska strzelca w jednej z umieszczonych na dachu budynku wieżyczek. Summa summarum, w tym momencie, gra na moment przeradza się w „celowniczek” i nie wywołuje zbyt wielkich pokładów adrenaliny. Dobrze jednak chociaż, że twórcy próbowali stworzyć jakieś odskocznie od klasycznego schematu zabawy.
Finałowe starcie nieco poprawia ocenę bossów w grze. Trwa w miarę długo, bo przeciwnik jest wytrzymały, a i zmusza nas do wykorzystania niemal całej amunicji do co najmniej kilku strzelb, laserów i dział. Schemat tego pojedynku nie jest może rewolucyjny, ale daje odpowiednie wyzwanie i człowiek ma ochotę podjąć rzuconą rękawicę. Niestety w tym przypadku również nie wykorzystano pewnego dobrego pomysłu, zapadających się platform, a i sam projekt Mutant Protopeta jest łagodnie mówiąc marny.
Walki z bossami w drugiej części Ratchet & Clank nie zapadają w pamięć, bo niewiele oferują. Nie ma pojedynków „wielopoziomowych”, które składają się z kilku faz, nie ma ciekawych projektów wrogów i nie jest też zbyt trudno. Szefowie nie budują klimatu, nie wywołują uśmiechu, nie są nawet specjalnie wyczekiwani i dobrze zarysowani fabularnie. Niestety, w tym aspekcie drugi Ratchet rozczarowuje.
Ocena bossów w grze: 3/10