Star Wars: The Force Unleashed Ultimate Sith Edition - recenzja (PC) - K. Skuza - 7 lipca 2012

Star Wars: The Force Unleashed, Ultimate Sith Edition - recenzja (PC)

K. Skuza ocenia: Star Wars: The Force Unleashed - Ultimate Sith Edition
85

Dawno, dawno temu, w Odległej Galaktyce, prawa dłoń Imperatora Sithów, Lord Vader, odkrył na planecie Kashyyyk niebezpiecznie ogromne skupienie Mocy. Mnogość midichlorianów zawierała się w skromnej posturze chłopca, syna jednego z ostatnich ocalałych Jedi. Mając pięć lat nie był świadomy siły w nim drzemiącej, ale Lord Vader dostrzegł jego predestynację u swojego boku...

Tak niewątpliwie mógłby zaczynać się scenariusz nowego filmu z cyklu „Star Wars”, powodując spore zainteresowanie poplątane z podnieceniem u rzeszy fanów sagi. Jest jednak ciut inaczej – i moim zdaniem – o wiele lepiej, mamy bowiem do czynienia z w pełni interaktywną grą akcji, w której własnoręcznie władamy mieczem świetlnym i wachlarzem możliwości Mocy, jakie oferuje nam Starkiller. Bohater opowieści dziejącej się pomiędzy „Zemstą Sithów” a „Nową Nadzieją” to sekretny uczeń Dartha Vadera, w przyszłości mający stanąć ramię w ramię z mistrzem w celu obalenia samego Imperatora. Na początku rozgrywki, przy akompaniamencie „Marszu Imperium”, wcielamy się w skórę (a w zasadzie pancerz) Vadera, z gracją trzęsienia ziemi przedzieramy się przez hordy włochatych Wookie, aby w finalnej walce pokonać ukrywającego się rycerza Jedi i „adoptować” jego syna na Starkillera (zbieżność ze Skywalkerem nieprzypadkowa). Samouczek z Vaderem w epicentrum doskonale oddaje możliwości totalnej rozwałki przeciwników i demolki otoczenia za sprawą potężnej – jak nigdy dotąd w żadnej grze ze stajni Lucasa – siły Mocy.

Później, jak w każdej historii ze świata Gwiezdnych Wojen, wszystko dzieje się równie dynamicznie, co nieprzewidywanie. Wątek fabularny pozostawiam do odkrycia graczowi, wspomnę jednak, że główny bohater będzie miał do czynienia z nie lada rozterkami moralnymi, przyjaźnią robota – Proxy, miłością najlepszego pilota Imperium – Juno Eclipse (a przy okazji kobiety piękniejszej od księżniczki Leii), infiltracją przeciwników (czyli „making of” Rebelianci), zaciekłymi pojedynkami z Jedi i rycerzami czerwonych ostrzy, zdradą („zawsze dwóch ich jest [Sithów]”), odkupieniem (zakończenie gry po Jasnej stronie Mocy) i zemstą (ścieżka Ciemnej strony Mocy). Na drodze przeznaczenia, Starkiller odciśnie piętno Mocą i mieczem w takich miejscach jak Coruscant, Bespin, Kashyyyk, Felucia, a nawet Gwiazda Śmierci. Do wyeliminowania nadarzą się setki szturmowców, Rodianów i Jawów, a także monstra większego kalibru – rancory, roboty AT-ST do obalenia, myśliwce TIE Fighter do wysadzenia, oraz… Imperialny Niszczyciel do własnoręcznego ściągnięcia z atmosfery i wbicia w skorupę planety! Przyjemności czerpanej z pokonywania większych, czy coraz silniejszych przeciwników towarzyszą sekwencje QTE, które dopełniają walki efektownym finiszerem. Po usunięciu ważniejszych postaci (głównie między poziomami) z całością współgrają świetne audiowizualnie (nie kochać muzyki ze „Star Wars” to jak nie kochać „Nocturne” Chopina – dla mnie niepojęte) cut-scenki napędzane silnikiem gry.

Jednak najważniejszym powodem do kilkugodzinnego (przejście gry bez bonusowych „PC exclusive” etapów zajmuje 8-9 godzin) zasiadania przy SWTFU jest ogrom Mocy drzemiącej nie tylko w postaci coraz doskonalszego w fechtunku Starkillera, ale i skrytych kombinacji klawiatury z myszką. Tutaj „pchnięcie” otwiera wszystkie drzwi, przebija ściany, a przeciwników rozjeżdża i rozrzuca jak japońskie metro! „Błyskawice” tworzą prawdziwą burzę Mocy, a „chwyt” pozwala miotać żołnierzami, skrzynkami, monitorami, głazami i silnikami! A propos: w tej grze oderwać, cisnąć, zniszczyć można niemal wszystko! Mało jest elementów w świecie gry, których nie da się ruszyć. Drzwi możemy bez problemu wypchnąć na zewnątrz, lub rozwijać-otwierać jak puszkę z sardynkami. Interaktywnych elementów w grze jest na pęczki, a wykorzystywanie ich sprawia niesamowitą frajdę! Każdy fan „Star Wars” i gier akcji poczuje płynące pod skórą midichloriany przebijając się przez tytanowe grodzie,  kamienne ściany, szkła lasera, czy barykady szturmowców.

Kwintesencją rozgrywki jest walka, czyli umiejętne wykorzystanie elementów otoczenia z szalenie efektowną i skuteczną kombinacją miecza świetlnego z tajnikami Mocy. Efekt? Piorunujący! Opanowanie walki „świetlówką” i potencjału Mocy jest stosunkowo proste, a wraz z postępem w grze – coraz przyjemniejsze.  I tak, możemy na przykład „podładować” miecz świetlny piorunami i rzucić go w grupę przeciwników, lub porazić-wgnieść w podłogę po kolei, każdego delikwenta. Warto także użyć jednocześnie miecza i „pchnięcia” co w efekcie pozwoli miotać monstrami niczym piłeczkami baseballowymi! Zaś podczas bezpośrednich, dłuższych starć warto podrzucić Mocą przeciwnika w powietrze, wzbić się za nim i rozprawić serią kombosów w powietrzu – cudo! Jakąkolwiek strategię przyjmiesz, jakąkolwiek drogą podążysz – w SWTFU jesteś prawdziwym „Zabójcą Gwiazd(y)”, herosem przekraczającym predyspozycjami wszystkie gry z uniwersum Gwiezdnych Wojen razem wzięte.

Rozwój bohatera zależy od zdobytego doświadczenia z pokonanych przeciwników i odnalezionych, rozrzuconych po planszach holocornów. W każdym momencie rozgrywki możemy przejść do menu charakterystyki postaci podzielonej na rozwój technik Mocy (typu „pchnięcie”), kombinacji walki („Sith Smash” i wiele innych), oraz stałego potencjału postaci (np. lepsze opanowanie szermierki). Natomiast holocorny szprycują Starkillera potężną dawką doświadczenia, zapewniają tymczasową nieśmiertelność, przypływ zdrowia i many, bądź odblokowują nowy kombos walki, kostium, ulepszenie lub kolor miecza. Ostrze może mienić się nie tylko krwawym kolorem Sithów, ale i tęczową gamą barw Jedi, a także na złoto, czy... czarno. Dodatkowo, „jarzeniówka” wibruje albo pulsuje w zależności od użytego gemu. Ponadto, po zaaplikowaniu znalezionych kamyków, miecz zadaje większe obrażenia elektryczne, lub lepiej radzi sobie z odbijaniem strzałów blasterów. Starkiller biega, skacze, dryfuje w powietrzu, kroczy po trupach w domyślnych, własnych ciuchach, ale w każdej chwili może przyodziać kostium osobistości z Gwiezdnych Wojen pokroju Dartha Maula, czy Anakina Skywalkera.

Z tą paletą różnorodnych zalet aż chciałoby się tekst zakończyć, jednakże, jak na konwersję gry konsolowej przystało, posiadacze pecetów mają na co narzekać. Fizyka w świecie gry lubi płatać figle – postaci zdarza się zaklinować wśród obiektów (na ziemi i w powietrzu). Al zamraża grupy przeciwników w bezczynnym bezruchu, nawet jeśli znajdują się stosunkowo blisko naszego herosa. Natomiast słaba optymalizacja gry czasem spowalnia diametralnie akcję gry, zdarza się jej zwiesić i wyrzucić do systemu. Brak trybu multiplayer, czy chociażby szybkiej potyczki dla dwóch graczy dotkliwie boli, a kostiumy i bonusowe etapy „PC exclusive” (szczególnie Hoth) to bardziej ciekawostki niż gratka i jatka dla graczy (co innego dla fanów Gwiezdnych Wojen!).

Niemniej jednak, jeśli kochasz uniwersum „Star Wars” i/lub błyskawiczne tempo akcji ze sporą dawką gwiezdnej adrenaliny, i chcesz poczuć się jak młody bóg – ta gra jest dla Ciebie, lepszej okazji spod znaku Lucasa nie znajdziesz. I niech Moc będzie z Tobą, Sithu, czy Jedi?...

PLUSY: oprawa audiowizualna; dynamiczny, efektowny system walki; ciekawa, wciągająca fabuła; rozwój bohatera i możliwość modyfikacji broni/wyglądu

MINUSY: grze zdarza się "chrupnąć", zaciąć i wyrzucić do systemu; dodatkowe etapy nie są tak dobre jak podstawowe; chciałoby się 20h gameplay'a...

K. Skuza
7 lipca 2012 - 16:51