Usługiwanie zombiakom i innym potworom? Kto by przypuszczał, że kiedyś role się odwrócą – od zamierzchłych czasów to człowiek strzelał/szlachtował i robił inne cuda chodzącym trupom. Dead Hungry Diner przedstawia nieco odmienny punkt widzenia, robiąc to tak uroczo, że nie sposób odmówić tej grze wdzięku.
Komiksowa oprawa, lekki klimacik i tona grywalności – te 3 cechy stanowią filar produkcji Black Market Games. Indyczek strawny jest zarówno starszym jak i młodszym odbiorcom: dzięki takiej zależności możemy odpalić tytuł młodszemu rodzeństwu, by mieć spokój przez godzinkę, dwie. Uważajcie, aby sami się za bardzo nie wciągnąć – ja nie zauważyłem, jak świetnie mi idzie i skończyłem grę o północy. Wy musicie bardziej się pilnować!
W Dead Hungy Diner poznajemy parę bliźniaków – Gabby i Gabe. Rodzeństwo odkrywa sekretną wioskę Ravenwood i postanawia w niej otworzyć restaurację. Od razu wspomnę, że rozgrywka podzielona została na 5 rozdziałów – w każdym jest 10 etapów, które musimy ukończyć na minimum jedną gwiazdkę, czyli uzyskać określoną liczbę punktów. Tymi punktami są pieniądze, zdobywane za każdą czynność wykonywaną w grze. Zbierając zamówienia, podając jadło, a później sprzątając po klienteli uzyskujemy odpowiednią liczbę gotówki, co automatycznie przekłada się na wyższy wynik. Możemy go mnożyć np. poprzez zebranie dwóch naczyń pod rząd.
Po ukończeniu tych 10 leveli przenosimy się w inną miejscówkę – dzieje się tak przez łowczynię truposzy. Kobiecina nawiedza co jakiś czas nasz lokal strasząc i płosząc gości. Na szczęście od brudnej roboty mamy Franka: frankenstainowy twór przesypia cały dzień, jednak jest bardzo skuteczny, również podczas burd w restauracji. Mogą się one zdarzać, gdyż dwa typy potworów nie przepadają za sobą (np. wilkołaki za wampiram). Usadzanie ich obok siebie skutkuje właśnie taką awanturą, ale jak wspomniałem, na posterunku zawsze stoi Frank.
W grze występują „czary”, pozwalające zażegnać potencjalne zagrożenie. Przytaczając wspomniany przykład nienawiści jednych do drugich – użycie magicznej właściwości zamieniającego dowolnego stwora w neutralne zombie spowoduje ocieplenie nastrojów panujących wewnątrz. Oprócz tego niektórzy klienci mogą niecierpliwić się już w kolejce – tym z kolei zaleca się, bardzo proste, wykopanie z niej. Niestety, później delikwent wraca, ale już w z pełnym paskiem „nastroju” (należy przestrzegać, by ów nie spadł do zera). Ten model podobał mi się chyba najbardziej. Dlaczego? Pozwalał ćwiczyć refleks, żywiołowiej reagować na otaczające nas wydarzenia. Dzięki niemy musiał bardziej skupić się na grze, mało kto potrafił mnie wtedy rozproszyć. Wielki plus dla autorów!
Tym, co na długie minuty (tytuł można ukończyć w ok. 5-6h) potrafi przykuć do monitora, jest planowanie, ogólnie mówiąc cała logistyka: gierka dobra jest również na szybkie, kilkuminutowe sesje. Dead Hungry Diner jest swoistym festiwalem tego typu umiejętności – w późniejszych etapach jest niezwykle ciężko wszystkich zadowolić, odpowiednio usadzić i w miarę szybko obsłużyć, by który się nie wściekł. Za to należy się konkretna pochwała deweloperom. Stworzyli produkcję całkiem przystępną (na niższych poziomach trudności) nawet kilkuletnim szkrabom, a zarazem trudną i – jak diabli – wciągającą starszym graczom (tutaj z kolei na wyższych poziomach trudności). Nie straszy nawet monotonia – lokacje zmieniają się całkiem dynamicznie, więc i do nich nie mogę się przyczepić. Ich wykonanie również jest porządne, a na swój sposób urokliwe. Jedyne co mnie zabolało, to monotematyczny motyw dźwiękowy, który w kółko wygrywał jedną melodię. Po 5 godzinach, gdy tytuł ukończyłem, miałem go serdecznie dość. Jeśli jednak nie zrażasz się takimi drobnostkami, w wakacyjną posuchę możesz śmiało postawić na tego Indyka – jest wart swojej ceny!
Plusy:
Minusy: