Na szybiora #2 - 'Afera' wokół pieniążka - Rasgul - 7 lipca 2012

Na szybiora #2 - "Afera" wokół pieniążka

Ostatnimi czasy na YouTube grzmi i trąbi się o tym, kto ile zarabia za wrzucanie filmików na właśnie ten serwis. Niektórzy określają to mianem wielkiej afery, co jak dla mnie jest kompletną bzdurą. Cała ta sytuacja zainspirowała mnie jednak do wyrażenia swojej opinii na temat relacji sprzedawanie się – zarabianie na swojej pasji. Zapraszam do czytania!

Jak je weźmiesz, to znaczy, że się sprzedałeś

Mój diabelski plan powoli zaczyna się sprawdzać! Dzięki temu tekstowi wypromuję się  w Internecie, korzystając ze sławy Rocka i innych vlogerów, a przy okazji zbiję na tym wszystkim ogromne miliony! Będę się kąpał w pieniądzach, a co tam! Przecież ja od dawna się sprzedałem i mam wysrane na czytelników, to tak mogę. I’m so popular! I can’t hear you over the sound of how awesome I am.

W dzisiejszym słowniku każdego hejtera nie mogą, nie znaleźć się takie zwroty jak: „Sprzedałeś się!”, „Śmierdzisz komercją!”, „Kiedyś twoje x były lepsze, ale teraz od kasy uderzyła ci woda sodowa do głowy!”. Wystarczy spojrzeć na komentarze pod jakimś teledyskiem TEDEgo, albo filmikami niektórych Vlogerów/YouTuberów, aczkolwiek owe kombinacje słów również nie omijają innych autorów, innych gałęzi rozrywki. W dobie dzisiejszego Internetu ciężko nie zauważyć tego typu uzasadnienia swojej „krytyki” i wielu używa go, żeby „wybić się swoją mądrością” ponad jakieś plebejskie opinie głupich jak dziurawe buty internautów. Nienawidzę tych zwrotów i często jak coś takiego widzę, to mam chęć odciąć paru ludziom dostęp do międzynarodowej sieci. Owszem, nieraz owe sentencje są prawidłowe, jeżeli kogoś przez dłuższy czas śledzimy, a ten po osiągnięciu pieniężnego sukcesu osiada na laurach, jednakże tego typu przypadki zdarzają się niezwykle rzadko i o ludziach tego typu szybko zapominamy, a oni giną gdzieś w odmętach rynku. Ostatnio na ten temat zrobiło się niezwykle głośno poprzez „aferę” związaną z tzw. „pieniążkami z partnerstwa”. Pewien pan opublikował pewien filmik w którym przedstawił „średnią stawkę” pieniężną za 100 000 wyświetleń danego filmiku na serwisie YouTube przy włączonym systemie Google AdSense (nie wspomniał o prywatnych partnerstwach z różnymi firmami). Wynosi ona rzekomo 50$ (co i tak nie jest prawdą, bo każdy ma inną stawkę). Nagle masa ludzi zaczęła sobie zliczać ile, kto zarabia na tym, co lubi robić. Wywołało to rzecz jasna oburzenie z obu stron i autorów, i ludzi ich oglądających. Z jednej strony jak można wtykać nos do cudzego portfela, a z drugiej jak można łoić takie kokosy na tym, że ktoś robi filmiki na temat jakiś głupiutkich rzeczy. Tu pojawia się zdecydowanie zazdrość i zawiść, ale czy aby potrzebna?

Nie ukrywajmy się. Stoję po stronie tych, którzy tworzą wszelakie materiały, ponieważ hejt wylewający się ze strony niektórych internautów jest dla mnie w zupełności nieuzasadniony. Sam zarabiam nieznaczne kwoty na tym co robię i oddaję w ręce czytelników/widzów (może w przyszłości). Ja, jak również inni autorzy wszelakiej maści rzeczy, pieniądze te przeznaczamy na ulepszanie naszego warsztatu pracy. Kupowanie jakiś peryferii do naszego komputera, zakup mikrofonów, statywów, kamer, tudzież nowych gier, a to tylko po to, żeby nasz odbiorca miał co czytać/oglądać i by mógł to robić w jak najlepszej jakości. Do tego dochodzi jeszcze ilość wolnego czasu jaki spędziliśmy, by stworzyć coś dla Was. Robimy to dla przyjemności, z tym się zgadzam, ale kiedy taki Rock wrzuca dziennie po kilka filmików oraz traci po dobre 4 godziny (więcej lub mniej, nie znam się) swojego żywota po to, żeby ileś tam tysięcy ludzi miało zabawę, to chyba jednak coś się temu człowiekowi w zamian należy. Za otrzymany profit będzie się rozwijał (tak jak już wspomniałem wyżej), wspomoże krewnych, a okazyjnie zrobi jakiś konkurs, wydając  przy tym swoje pieniądze. Równie dobrze mógłby tego nie robić i poświęcić się rodzinie, ale czuje on swojego rodzaju powołanie dlatego też to robi. My również je czujemy, ponieważ łączy nas pasja jaką są gry komputerowe. To my tworzymy tą branżę i nie powinniśmy się wzajemnie eliminować poprzez masę wybrakowanej, aczkolwiek dotkliwej pseudo-krytyki. Samo zjawisko „wpychania nosa w czyichś portfel” również jest dla mnie nieuzasadnione. Jeśli otrzymacie informacje o tym kto, ile zarabia, to traktujcie owe dane jako ciekawostkę, nie uzasadnienie do hejtu. Ludzie, których lubicie czytać/oglądać mają swoje życie prywatne, a to, że cenicie ich twórczość nie uzasadnia Was do wykraczania poza obręb kanału/bloga, czy też innych środków ukazywania swoich „dzieł” w Internecie. Są takie serwisy jak twitter, gdzie możecie się dowiedzieć o nas troszkę więcej, ale przekraczanie granic przyzwoitości, które Wam wskazujemy, to zwykłe wścibstwo. Taka jest moja opinia na ten temat.

Czy czerpanie korzyści ze swoich pasji, to przekleństwo, czy może błogosławieństwo? Zdecydowanie coś, co obie strony (autor-odbiorca) powinny szanować i zarazem satysfakcjonować. My się rozwijamy, Wy dostajecie lepszy content. Do tego dąży każdy i krytykowanie jest jak najbardziej nie na miejscu. Chyba, że macie inne zdanie i chcecie je przedstawić przy pomocy innych argumentów? Zapraszam do dyskusji w komentarzach!

Jeśli chcecie wiedzieć co na bieżąco dzieje się u Rasgula, to zapraszam do odwiedzania mojego twittera! Coś na pewno na nim znajdziecie.

Rasgul
7 lipca 2012 - 15:23