Film na wieczór - Dług - Grins - 20 lipca 2012

Film na wieczór - Dług

Każdy z nas zna jakiś tytuł filmu, który być może nie „zachwyca” ale jest dobrym sposobem na zabicie dwóch godzin. Sam znam kilka takich produkcji, które mógłbym spokojnie zaliczyć do filmów dobrych. Jednym z nich jest „The Debt”, który miał swoją premierę dwa lata temu. Mój przyjaciel zwykł mawiać o czymś „Dupy nie urywa”. „The Debt” dupy nie urywa, ale…

„Dług” to fikcyjna opowieść o trzech agentach Mossadu, którzy otrzymali wyjątkową misję. Mieli spotkać się z człowiekiem, odpowiedzialnym za śmierć kilku tysięcy ludzi podczas II Wojny Światowej. Rachel Singer (Jessica Chastain), David Peretz (Sam Worthington) oraz Stephen Gold (Marton Csokas) zostali wyznaczeni do schwytania oraz doprowadzenia przed sąd samego „Chirurga z Birkenau”, zwanego również „Aniołem śmierci” – Dieter’a Vogl’ea (Jesper Christensen). Historia Josef’a Mengele (bo tak naprawdę się nazywał) jest poniekąd inna. Niektóre źródła podają, że faktycznie został namierzony przez Mossad, ale nie przeprowadzono akcji jak tej w filmie, więc czytając wikipedie nie natkniecie się na żaden spoiler. Wracając do fabuły. Historia toczy się na dwóch płaszczyznach, wszystko zaczyna się w latach ’90 XX wieku, następnie mamy retrospekcje – wydarzenia z lat ’60. Izraelska agencja wywiadowcza Mossad namierzyła nazistowskiego oprawcę w Berlinie Wschodnim. Trójka agentów zostaje wysłana, aby schwytać i doprowadzić przed sąd w Izraelu dr Bernhardt’a. Ci, którzy interesują się choć trochę historią, wiedzą że po II Wojnie Światowej w Europie panowała atmosfera podziału. Tym podziałem stał się Mur Berliński, postawiony w 1961 roku. Rozdzielił Europę na dwie części. Misja trójki agentów nie była więc łatwa, samo schwytanie nie oznaczało jeszcze przewiezienia. Bohaterowie zostali pozostawieni wyłącznie sami sobie, bez pomocy z zewnątrz. Natomiast wydarzenia z lat ’90 opisują błędy przeszłości. Misja sprzed trzydziestu lat nie znalazła jeszcze zakończenia. Do emerytowanej Rachel i Stephan’a dociera informacja o śmierci ich przyjaciela David’a. Powstaje pytanie, jaki związek ma sprawa nazistowskiego oprawcy ze śmiercią jednego z agentów? Sami poznajcie odpowiedź. 

Nie ukrywam, że do oglądnięcia podchodziłem z dużym dystansem, bowiem ocena oraz recenzje nakazywały mi ten dystans utworzyć. Po obejrzeniu miałem trudność z oceną ponieważ „Dług” to dość specyficzny film. Nie stwarza sztucznej atmosfery, nie utrzymuje przez cały czas napięcia akcji. Niektóre sceny były wręcz statyczne. Pomimo tego, gdy zbierzemy to wszystko do kupy okazuje się, że powstało coś całkiem dobrego, zasługującego na indywidualną ocenę widza. W tym przypadku sugerowanie się recenzjami oraz ocenami nie ma najmniejszego sensu. „Dług” jest czymś zależnym od indywidualnych oczekiwań i upodobań. Nie trafi na pewno do większej grupy fanów gatunku, ale do masy wąskich grup, które oczekują czegoś konkretnego. Historia przedstawiona w filmie jest wyjątkowa na swój sposób. Po obejrzeniu jak i w trakcie oglądania miałem wrażenie, że wpadłem w historię wyjętą z jakiejś ważniejszej całości. To tak jak ze zdaniem wyjętym z kontekstu. Z reguły nie przepadam za remake’ami lecz ten był dość udaną adaptacją izraelskiego filmu „Ha-Hov”.

Spotkałem się z komentarzami, iż John Madden postawił nie na rozwój akcji lecz na dramat jednostki oraz konsekwencje wyborów. To prawda – nie bez powodu film nosi tytuł „The Debt”. Właśnie ten przenośny dług świadczy o błędach jednostek, które zaowocowały w przyszłości. Poprzednie zdanie kojarzy mi się raczej z tanią komedią romantyczną, w której para spotyka się po dwudziestu latach i znajduje w sobie na nowo miłość do partnera. I znów pojawia się specyfika. Fakt, iż akcja toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych powoduje poczucie zrozumienia i logiki wyborów. Bohaterowie podejmują słuszne decyzje, teoretycznie nie powinny być one złe. Powinny prowadzić do sukcesu. Pomimo słuszności podjętych rozwiązań coś idzie nie tak, a dowiadujemy się o tym dopiero pod koniec drugiego tysiąclecia. 

„Dług” to film, w którym nie powinni pojawiać się znani aktorzy. Ludzie z reguły nie zapamiętują gry aktora, jeżeli jest on im nieznany. Gdy nie znamy bohaterów zapamiętujemy fabułę, a nie to w jaki sposób odegrali swoje role. Jestem zdania, że Ci mniej znani powinni pojawiać się w produkcjach mniej znanych i szukających wymagającego widza. Nie wyobrażam sobie, żeby w tym filmie obsada wyglądała jak ta z Avengers’ów. Również na tym polega wyjątkowość filmu. Zapamiętujemy fabułę, dla której aktorzy tworzą tło. Niewątpliwie film nie przechodzi echem, zostawia w nas po sobie jakiś tam ślad, w niektórych niewielki, a w niektórych większy. Co najważniejsze – zmusza do refleksji. Choć nie ogromnej to wciąż do refleksji, która dla mnie, jako wymagającego widza jest bardzo ważna.

Jeszcze krótko o faktach. Josef Mengele istniał naprawdę. Nie był typowym lekarzem, swoją „działalność” prowadził w Auschwitz-Birkenau. Można powiedzieć, że do medycyny miał żołniersko-nazistowskie podejście. Historia mówi o tym, że już dwa dni po przybyciu do obozu zdecydował o śmierci 1042 Romów, chorych na epidemie tyfusu. Wikipedia mówi, że Mengele wziął udział w co najmniej 74 selekcjach, polegających na podzieleniu więźniów na tych zdolnych do pracy i na tych „do odstrzału”. Przydomek „Anioł Śmierci” zaskarbił sobie tym, że niezależnie od losów, zawsze miał na sobie baiły, lekarski fartuch oraz białe rękawiczki. Eksperymentował na ludziach, najczęściej przeprowadzał swoje „próby” na żywych więźniach. Wstrzykiwał im do krwioobiegu m.in. naftę. Szczególnie upodobał sobie bliźnięta, z jego rąk zginęło ich około 1400. Szukał sposobu na genetyczne warunkowanie cech aryjskich u dzieci i zwiększenie ilości ciąż mnogich. Ciężko jest określić ile tysięcy ludzi zginęło z jego rozkazu lub ręki. Najkrócej mógłbym go nazwać psychopatą trzeciej rzeszy.

Na zakończenie mały spoiler. W trakcie jednej z rozmów między agentami, a Vogl’em padło zdanie (nie pamiętam słowa w słowo ale brzmiało ono podobnie) – „Żydzi byli i są narodem słabym, przez całą wojnę uznawali Hitlera za przesłanie od Boga. Ich słabość przejawiała się m.in. brakiem spójności. Często kilku żołnierzy prowadziło kilka tysięcy więźniów i ani jeden z nich nie postanowił dać sygnału do ataku. Nikt nie oddał życia za swój naród.”. Zaznaczę, że nie jestem antysemitą. Jak dla mnie zdanie prawdziwe. Gdyby te kilka tysięcy istnień rzuciło się na kilku żołnierzy to możliwe byłoby odzyskanie wolności dla części narodu. Jeżeli uważacie inaczej zachęcam do komentowania. Co do filmu – polecam, ciekawe dwie godziny oglądania.

Grins
20 lipca 2012 - 00:01

Czy miałeś okazję obejrzeć "Dług"?

Tak, nie podobał mi się 1 %

Tak, ale "dupy nie urywa" 10,7 %

Tak, był niezły 78,6 %

Nie, nie zamierzam oglądnąć 1 %

Nie, ale zamierzam oglądnąć 8,7 %