Koncepcja wzoru - Grins - 22 lipca 2012

Koncepcja wzoru

Nie wiem czy jestem jedyną osobą, która zauważyła, że od kilku lat w kinie ma miejsce kopiowanie bohaterów. I nie mam na myśli klonowania. Mam na myśli sposób w jaki bohaterowie egzystują na ekranie. Mam wrażenie, że producenci czy to filmów czy seriali natknęli się na kopalnie złota. Odkryli co zaczęło decydować o oglądalności.

A dzieje się to wszystko od czasu, gdy na ekranach telewizorów zawitał serial House M.D. Przynajmniej ja jestem tego zdania. W 2004 roku pojawiła się postać zarabiająca na samym wizerunku. David Shore utworzył nowy ideał kina, wcześniej bohaterowie byli raczej naładowani cechami o zabarwieniu pozytywnym, niżeli negatywnym. Od czasu premiery House’a minęło może kilka lat – coś koło tego – zaczęły pojawiać się kopie. Producenci zauważyli, że widz znudził się dobrocią i wspaniałością, a kolejne super postacie nie przynosiły już większych korzyści. Weszliśmy w całkiem nową erę, w której ceni się charyzmę, geniusz postaci, falę przebłysków, ironię, sarkazm, cynizm i brutalną szczerość. Taki właśnie jest tytułowy Gregory House. I taki jest aktualny ideał bohatera. Sami zobaczcie dlaczego. 

Robert Downey Jr. 

Przed House’m – grywał w filmach, które mogę określić mianem średnich. Był kojarzony bardziej z nazwiska niż ze swoich ról. Częściej prezentował się dobrze na czerwonych dywanach Hollywood’u niż w filmach. Natomiast po sukcesie serialu House M.D., rozwijał się na tyle, by w końcu dotrzeć do roli Sherlock’a Holmes’a oraz Iron Man’a. Dotarł do sedna - podbił serca milionów widzów, stał się rozpoznawalny i identyfikowany z wielkimi postaciami, a czym podbił te serca?. Tym, że wypromował się jako aktor kojarzony z cechami wymienionymi przy okazji opisu Gregory’ego House’a. Oglądając pierwszą część Sherlock’a Holmes’a miałem dziwne wrażenie, że oglądam całkiem dobrą kopie geniusza medycyny. I wrażenie to nie było mylne. Sherlock Holmes to geniusz - leniwy, ironiczny i cyniczny – ale wciąż geniusz. I dokładnie to samo wrażenie miałem przy okazji premiery Iron Man’a. Ten sam aktor, te same cechy, ten sam „idealny” bohater. 

Benedict Cumberbatch 

Nie kojarzycie go, prawda? Poznałbym go po zdjęciu, po nazwisku nigdy. A to dlatego, że jest głównym bohaterem współczesnej adaptacji Sherlock’a Holmes’a – serial „Sherlock”. Uczepiłem się tej postaci ale cóż, muszę mieć jakieś przykłady. Ten aktor jest z kolei kopią Robert’a Downey’a Jr. Serialową adaptację przygód niezłomnego detektywa postanowiłem obejrzeć ze względu na dość dobrą ocenę portalu filmweb. Naprawdę fajnie oglądało się sześć odcinków - każdy trwał prawie dziewięćdziesiąt minut, z utęsknieniem czekam na kontynuacje przygód detektywa naszych czasów. Z kolei tym razem czułem, że oglądam kopie kopii House’a. Znowu postać o tych samych cechach, znowu geniusz. I znowu sukces. 

Tim Roth

Ostatnio miałem przyjemność obejrzeć kilka odcinków serialu „Lie to me”. Tim Roth odgrywa tam rolę głównego bohatera – doktora Cal’a Lightman’a. Cal jest człowiekiem od rozpoznawania kłamstw. Jeżeli ktoś kłamie, to on widzi to pierwszy. Potrafi rozpoznać kłamcę, patrząc mu tylko w oczy. Potrafi stwierdzić, że ktoś mówi prawdę, bo wyczytał to z jego powiek. Mniejsza o treść serialu – zajmijmy się samym bohaterem. Znowu trafił się nam geniusz, który się nie myli. Jestem w stanie zaryzykować tezę, że serial „Lie to me” oparty jest o serial „House M.D.”. Wystarczyło zmienić tylko nazwę i dziedzinę, wokół której będzie rozgrywała się akcja. Postać wystarczy lekko zredukować, tak żeby pasowała do dziedziny. Mimo, że mamy już na rynku serialowych adwokatów, policjantów, lekarzy, morderców, naukowców itd. to właśnie niektóre z nich bazują na przekonaniu, że skoro House odniósł sukces to one też muszą, jeżeli dokonają korzystnych zmian. 

Poza cechami wewnętrznymi ważne są również cechy zewnętrzne. I tutaj jest podobnie. Wydaje mi się, że na widza można wpłynąć samym wizerunkiem postaci. Schemat jest taki sam w przypadku House’a, Sherlocka Holmes’a i Cal’a Lightmana. Mężczyzna koło czterdziestki, z wymalowanym doświadczeniem na twarzy. Koniecznie nieogolony. Do tego dochodzi wzrok, który odgrywa najważniejszą rolę. Nieważne gdzie, nieważne jak – wszyscy wyglądają tak jak gdyby czytali w naszych myślach. Ich głębokie spojrzenie utożsamiane jest z perfekcją i inteligencją.

Ostatnio spotkałem się jeszcze z kilkoma podobnymi produkcjami, w których magie pożyczono od Hugh’a Laurie’go. Użyłem go jako podstawy, ponieważ od niego wszystko się zaczęło. Temat jego ról był już omawiany wiele razy, w końcu przygoda ze Stuartem Malutkim nie mogła doprowadzić do sławy. Hugh Laurie kojarzony jest tylko i wyłącznie z House’m. Teraz mówią o nim jak o aktorze doskonałym, ale prawda jest taka, że dotarł do perfekcji poprzez rolę lekarza. 

Jeżeli uważacie, że moje spostrzeżenia są słuszne i zauważyliście podobną sytuacje w przypadku innych filmów czy seriali to zapraszam do komentowania oraz podzielenia się swoimi uwagami. 

Grins
22 lipca 2012 - 23:27