Nie umiem grać w te gry ale się tym nie przejmuję - Cascad - 25 lipca 2012

Nie umiem grać w te gry, ale się tym nie przejmuję

 

Gry video stają się coraz łatwiejsze – developerzy chcąc zaistnieć na światowym rynku dostosowują swe produkcje do masowego odbiorcy nie potrafiącego zaznaczyć sobie punktu na mapie. Prowadzi to do ogólnego ogłupienia i irytacji wśród osób, które instynktownie wiedzą gdzie iść, na jaki przycisk się skacze, a na jaki strzela... MIMO TO nadal pojawiają się pozycje w które jestem słaby. I nic nie mogę na to poradzić.

 

 

 

Gram od kiedy skończyłem 6 lat, widziałem przez ten czas naprawdę wiele pozycji i przeżyłem niejedno „zacięcie” - co ciekawe na samym początku miałem kłopot z... Tetrisem. Kompletnie abstrakcyjna idea opuszczania klocków w linii była dla mnie pozbawiona sensu (gdzie przeciwnicy, świat, bossowie, bohaterowie, początek i koniec?) jednak irytujący widok mojej mamy „układającej klocki” przez pół wieczora w końcu sprawił, że i ja wkręciłem się w świat gier logicznych. I było tak do czasu gdy nie postawiono mnie przed Chime (wersja na 360) – zabijcie mnie, ale nie umiem wam powiedzieć o co tam chodzi i czemu te bloki się ustawia tak, a nie inaczej i w jaki sposób mają one wymierny wpływ na muzykę lecącą z głośników. Najgorsze jest to, że nawet się bawiłem przy tym tytule, zwłaszcza wtedy gdy siedząc na kanapie jak szympans i wymyślałem sobie jak to może działać...

 

Z młodzieńczym zawodem zawsze będę kojarzyć Resident Evil 3. Postać, która kręci piruety zamiast skręcać w prawo/lewo, magiczne skrzynki do teleportacji przedmiotów, łączenie roślin (w jakiej szkole uczą, że z dwóch małych chwastów wychodzi jeden duży) i niesamowite szukanie kluczy. „Jestem przy drzwiach i mam w kieszeni arsenał Rambo, ale muszę się cofnąć nie wiadomo gdzie po kluczyk” - takie myśli towarzyszyły mi kiedyś przy wielu grach, choć i tak najbardziej bolało mnie to w absolutnie niewygodnych Residentach.

 

 

W ogóle, kiedy do głosu dochodzą gry w których potrzebna jest dobra pamięć zaczynam wariować – bo jakim cudem mój mózg ma pamiętać nawał informacji z gier, które nie potrafią się odpowiednio rozkręcić (często tak bywa). Dostając RPGa i tytuły z otwartym światem często dostaję szału gdy mam naraz do zrobienia kilka questów – niby fajnie, że jest wybór, ale w pewnym momencie i tak się wszystko zacina po to żeby zrobić resztę. Niestety, jak to mówi mój dziadek „nie da się być dupą na dwóch weselach na raz”, a ja jestem z tych osób, które chcą zrobić wszystkie zadania jak najszybciej, zanim o nich zapomną... Już wiele razy popsuło mi to zabawę.

 

Strzelaniny to inna para kaloszy, jakimś cudem radzę sobie z serią Halo i Quake III Areną, ale cała reszta to jakiś koszmar. Nie wiem co z tym zrobić, ale nie rejestruje wyglądu map, układu broni i punktów respawnu. W multiplayerze gubię się co chwilę i na swą specjalność już dawno temu wybrałem samotne wpadanie pod lufy idących w szyku przeciwników.

 

 

Poza zafiksowaniem się na co bardziej pomysłowych grach logicznych i rozdygotaniem popartym problemami z pamięcią mogę więc stwierdzić, że całkiem niezły ze mnie gracz. Platformery, action-adventure, bijatyki i pozycje sportowe to raczej nie problem – tym bardziej dziwi mnie to, że nie radzę sobie z pozycjami powyżej.

 

Nie wszystko da się ogarnąć i nie widzę powodu by miał to być problem. Dużo bardziej cieszy mnie to, że dobrze idzie mi z FIFĄ, PESem, Tekkenem i Virtua Fighterem dzięki, którym mogę irytować swych znajomych. Gearsy, Asasyny, Enslaved, Bayonetta czy Vanquish to też nie problem, nawet mi z tym dobrze, że jest kilka wyjątków, kilka gier robiących ze mnie głupka. Takie doświadczenie przydaje się każdemu.

Cascad
25 lipca 2012 - 13:14