Recenzja God of War: Chains of Olympus - przenośny a nadal wariat - Rasgul - 25 lipca 2012

Recenzja God of War: Chains of Olympus - przenośny, a nadal wariat

Rasgul ocenia: God of War: Chains of Olympus
86

Ja, Kratos, Ostrza Chaosu oraz widok na urywaną głowę meduzy, to rzecz bardzo romantyczna, zapadająca w pamięć i poruszająca moje nerdowskie uczucia. Powtarzałem ową czynność tyle razy na ekranie telewizora, kiedy w napędzie konsoli - PlayStation 2, kręciła się któraś z dwóch części serii God of War. Przyszedł jednak czas, gdy musiałem opuścić zacisze swojego pokoju, wyjechać na odpoczynek do czeskich gór, ale Duch Sparty nękał mnie i nie dawał za wygraną, toteż zostałem zmuszony, żeby kolejna jego przygoda niezwłocznie wylądowała w napędzie PSP, umilając mi tym samym leżenie bykiem na łonie natury i podziwianie cudownych krajobrazów krainy Morawy.

Na samym początku chciałbym zaznaczyć, iż będzie to recenzja lekko nietypowa, choć jej schemat widzieliście już na tym serwisie. Wymienię najważniejsze wady i zalety omawianej gry, a zarazem krótko lub dłużej je opiszę. Pojawiać się będzie również zwykła forma tego typu artykułów w postaci ściany długiego tekstu, podzielonego akapitami, ale to wtedy, kiedy będę miał chęć bardziej się rozpisać. ;)

+ Postać Kratosa

Nie potrafię zrozumieć chemii pomiędzy mną, a Kratosem. Na pierwszy rzut oka wygląda jakby był po prostu zwykłym debilem z wielkimi „bajcepsami”, które uprawniają go do odcinania głów minotaurom, cyklopom, a nawet bogom. Wszystko rozwiązuje używając jedynie brutalnej siły, a dialogi przez niego wypowiadane zwykle odwzorowują gadki naszych polskich kiboli lub panów, którzy o drugiej w nocy „proszą” cię o portfel. Owszem, ma on swoją mroczną przeszłość (w końcu zabił własną żonę) i jego motywem przewodnim głównie jest zemsta oraz pragnienie zapomnienia o tym co było wcześniej, ale te czynniki nie wynoszą go jakoś specjalnie ponad inne osobowości znane nam z branży gier. Dziwną rzeczą jest to, że pomimo wielu jego wad i ogólnej płytkości charakteru, owy „dżentelmen” przyciąga przed ekrany tysiące lub nawet miliony graczy na całym globie. To właśnie on przekręca całą mitologię do góry nogami, a finezja z jaką ucina wszystkie kończyny, przyprawia wielbicieli latającej na lewo i prawo posoki o rzekę łez wzruszenia. Można go za to wszystko kochać, albo nienawidzić. Ja wybrałem to pierwsze.

+ System walki

Miąższ z całej serii God of War to rzecz jasna prosty, intuicyjny, aczkolwiek efektowny system wachlowania Ostrzami Chaosu (tak się nazywają w przypadku tejże części). Jest to idealne zrównoważenie mechanik z łatwych slasherów, a takiego Devil May Cry, tudzież Ninja Gaiden. Nie trzeba posiadać siedmiu rąk, żeby wykonać coś ciekawego, a do dobrego combosa wystarczy naciskanie dwóch lub jednego przycisku, co dla niektórych może być wadą, dla reszty zaletą. Całą tą prostotę nadrabia rzeź jakiej dokonujemy na ekranie. Przeciwników trafia się masa i cały czas trzeba być czujnym, aczkolwiek gdy trafimy w odpowiedni moment do kontrataku, to system wynagradza nas cudownym widokiem konających przeciwników z których wylewają się czerwone kule, niezbędne do rozwoju naszego arsenału. Dobra, dobra. Ja się tu tak rozpisuję jakie to wszystko cudowne, ale nawet nie wytłumaczyłem jak dokonujemy tego masowego zniszczenia. Otóż wszystko opiera się na dwóch ciosach – szybkich i mocnych, które odpowiednio odpowiadają kwadratowi i trójkątowi. Te szybkie zadają mniejsze obrażenia, ale są po prostu szybsze, zaś te mocniejsze są wolniejsze, ale nadrabiają to mocą uderzenia. Oba możemy łączyć w dużą ilość kombinacji zarówno na ziemi, jak i w powietrzu. Do tego dochodzą również chwyty pod kółkiem, które zwykle służą do wykończania przeciwników, blok pod L1, unik pod naciśnięciem dwóch klawiszy L1+R1 oraz czary znajdujące się pod przyciskami R1+kwadrat/kółko/trójkąt. Brzmi niezwykle prosto i tak jest również w rzeczywistości, ale mi to wystarcza, bo wszystko nadrabiają przepięknie kręcące się ostrza, które Kratos dzierży w ręku. Może troszkę się powtarzam, ale naprawdę panorama ta jest wspaniała.

No to teraz mieczyk do buzi za mamusię! Amciu, amciu!

+ Wyborna grafika i muzyka

God of War: Chains of Olympus hula na zmodyfikowanym silniku Daxtera, a trzeba przyznać, że i w tym wypadku sprawdza się on wyśmienicie. Jak na całkiem słabe technicznie PSP, to lokacje cieszą oko pod wieloma względami, animacje stoją na wysokim poziomie, tekstury również, aż ciężko uwierzyć, że ta malutka konsolka jest w stanie wszystko utrzymać. Jeśli chodzi o aspekt graficzny, to GoW:CoO jest jedną z najładniej wyglądających produkcji na tą platformę. A jak z dźwiękami? Wszystkie stoją na równym poziomie, co efekty cieszące oko, ale szczególne brawa należą się człowiekowi odpowiedzialnemu za muzykę. Orkiestra cudownie komponuje się ze śpiewającymi chórami, co przyprawiało mnie o ciarki epickości i ciągłe opadanie szczęki wraz z majtkami na podłoże. Wielki szacunek!

Sami zresztą posłuchajcie motywu z głównego menu, który może i jest bez chóru, ale nadal moje uszy przez niego mogły doznać dźwiękogazmu.

+ Otoczka mitologicznej Grecji

Mity Markowskiej i Parandowskiego czytałem za młodu w bardzo dużych ilościach, dlatego też mam do nich ogromny sentyment. Ujrzenie przeniesionych do gry przez jej twórców, wizji i wyobrażeń różnych postaci, tudzież miejsc ogromnie mnie satysfakcjonuje. Sama wiedza, którą nabywa się przy lekturze przydaje się, żeby umieć bardziej napawać się smaczkami typu widoku upadku Heliosa oraz konsekwencjami z tego wynikającymi, czy spaceru po polach elizejskich, a jest tego jeszcze cała masa, lecz nie chcę Wam wszystkiego wytykać, żebyście mieli jeszcze samemu czym się zachwycać. Również samo oglądanie jak Kratos w brutalny sposób niszczy wierzenia starożytnych Greków przyprawia mnie o dziwny rodzaj zachwytu i to właśnie ten aspekt bardzo sobie cenię w całej serii God of War.

+ Dużo goła baba

Gdzieniegdzie są gołe cycki, a nawet powraca ero-minigierka (i to na początku gry) w której widać tylko trzęsącą się świecę… ALE FAKT, ŻE JEST!

- O wiele łatwiejsza niż wersje na PS2

Przeszedłem obie części wydane na PlayStation 2 całkiem niedawno i mogę szczerze powiedzieć, że poziom trudności na wersji przenośnej jest wyraźnie zaniżony. Na normalu padłem dosłownie parę razy przez własną niewiedzę o przeciwniku lub głupotę swojego działania, a do tego całość można ukończyć dosłownie na jednej kombinacji uderzeń. W „większych” wersjach przedstawia się to nieco inaczej, więc żeby nie czuć się jak lamus, a jak bóg, wybrałem po ukończeniu gry po raz pierwszy, poziom God, czyli bardzo trudny. Powiem szczerze, że dopiero tam zaczynała się frajda i porządne wyzwanie. Pada się tam często oraz gęsto, a przeciwnicy mają nas na parę ciosów. Polecam wypróbowanie go dopiero po pierwszym finiszu na normalnym poziomie, zobaczycie ogrooomny przeskok i poczujecie się jak prawdziwy Bóg Wojny.

A cyklopom ucinam rączki o tak!

- 3 lub 4 godziny rozgrywki, to jednak niezbyt wiele

Od samego początku do końca, Ready at Dawn, obdarza nas szeregiem różnych lokacji, hordami przeciwników do pokonania, ciekawymi bossami i tym podobne. Te zr&´żnicowanie tak szybko przelatuje nam przed oczyma, że kiedy nagle widzimy napisy końcowe, to dziwimy się czemu tak wcześnie, skoro przed chwilą co dopiero klikaliśmy na napis „Nowa Gra”. Tak. Produkcję tą da radę ukończyć w 5 godzin lub jak się sprężycie, to nawet w jeszcze krótszym czasie. Może to ograniczenia techniczne PSP zmusiły twórców na takie posunięcie, a może goniły terminy, a może po prostu im się nie chciało? Nie wiem, ale jak dla mnie te 3-5 godzin to zdecydowanie za mało.

- Nieco uboższa paleta przeciwników do posiekania

Jakieś minotaury, cyklopy, meduzy, ptaszki, zwykłe mięso armatnie w postaci mhocznych żołnierzyków i dalej nie nie mogę sobie przypomnieć, ale wystarczy mi pamiętanie faktu, że rodzajów przeciwników jest tu bardzo, bardzo mało przez co może nam doskwierać w pewnym momencie niemałe poczucie monotonii. W końcu ile można siekać to samo, tym samym?

No nie mów, że się na mnie zdenerwowałeś, bo wyciąłem ci oko!

- Fabuła do najlepszych nie należy

Gdyby wyciąć otoczkę mitologiczną, to fabuła byłaby po prostu do bani. Jak na razie w żadnym ze spotkanych przeze mnie God of Warów nie ma przebłysków ze strony scenarzystów. No może jest jeden malutki zwrot fabularny na koniec Chains of Olympus i parę nawiązań do części z PS2, ale oprócz tego nie znajdziemy tu nic ciekawszego. Twórcy jak zwykle kamuflują płytką jak kałuża opowieść, wyrzynaniem sporej kadry Olimpu lub innych postaci znanych nam z mitów. Samo to zjawisko bardzo pochwalam, bo bardzo ciekawie wygląda jak nasz protagonista (który wykazuje cechy antagonistyczne) pozbawia bogów i spółkę ostatniego tchnienia, aczkolwiek całkiem nieźle ukrywa to ogólną biedę fabularną. Zwykle starałem się przymykać na to oko, ale kiedy mam z tym do czynienia po raz któryś  z kolei, to przestaje mi się to podobać.

- Troszkę ubogi arsenał

Kolejna bolączka, która jest powtarzana od dłuższego czasu w tej serii – oprócz Ostrzy Chaosu i jednego zaklęcia w grze nie znajdziemy ciekawszych narzędzi siania destrukcji. Nie wiem czy wspomniane wcześniej dwa miecze na łańcuchach są tak dobre i kanoniczne, czy po prostu reszta jest taka słaba, ale wszystko inne czym się posługujemy, wydaje się jakieś takie sztywne, wolne i po minucie zabawy bezużyteczne. Ten stan rzeczy został naprawiony dopiero w ostatniej części tej „większej” trylogii, gdzie mieliśmy do czynienia po prostu z lekko zmienionymi kalkami ostrzy jakimi posługuje się Kratos, jednak w tym przypadku nie liczcie na coś takiego, tutaj po prostu cały czas wachlujecie tym samym.

Jaki piękny widoczek na wojnę...

Podsumowując wszystko, co zostało tutaj napisane - jestem w stanie powiedzieć, że Chains of Olympus to naprawdę kawał dobrego slashera, niezbyt odstępującego od takiego GoWa, czy GoWa II wydanego na PS2. Dużo wad jest nam od dłuższego czasu do czynienia z tą serią, po prostu znanych lub też niektóre są powiązane ograniczeniami technicznymi PSP, także można na nie po części przymknąć oko. Cała reszta to rzeczy za które kochamy wszystkie przygody Kratosa, czyli porządne i satysfakcjonujące siekanie, oparcie uniwersum o mity starożytnych Greków oraz świetne detale graficzne i muzyczne, cieszące nasze oko wraz z uchem. Jestem spokojnie gotów wystawić ocenę 86/100, a samą grę zarekomendować wszystkim fanom serii, zaś dla posiadaczy PSP musi być to pozycja obowiązkowa, ponieważ jest to wyborny wręcz produkt na platformę, gdzie podobnych jakościowo tytułów jest nie za dużo.

Jeśli chcecie wiedzieć co na bieżąco dzieje się u Rasgula, to zapraszam do odwiedzania mojego twittera! Coś na pewno na nim znajdziecie.

Rasgul
25 lipca 2012 - 15:49