Ile razy rozpoczynałem z kimś dyskusję o starych, dobrych czasach dla RPG, tyle razy kończyło się na wspominaniu Black Isle. Słusznie, ponieważ firma miała na swoim koncie jedne z najlepszych i najoryginalniejszych produkcji swoich czasów dumnie stojąc obok Looking Glass Studio czy Origina. Skończyła podobnie.
Interplay wie, że gracze wciąż kochają Black Isle. Uwielbiają marki, które tam powstawały – fantastyczne dwa pierwsze Fallouty, które zmieniły patrzenie na RPG. Icewind Dale, które kupiły serca licznych graczy. Nieśmiertelnego tuza gatunku jakim jest Planescape. Oraz mało znane w Polsce, lecz naprawdę udane Baldur’s Gate Dark Alliance II na konsole. Gry Black Isle są ponadczasowe, czego dowodzą fani, dowodzą gracze i dowodzą pasjonaci gatunku, zawsze gotowi którąś z nich ogrywać.
Decyzja jest zatem czysto marketingowa – studio przecież rozbito, uciekinierzy z niego, na czele z Chrisem Avellone oraz Brianem Fargo otworzyli własne firmy, markę na lata pogrzebano. Spuściznę po Black Isle w dużej mierze zebrał Obsidian, nie mając jednak szczęścia do kończenia gier. Żaden z głównych twórców sukcesu nie jest zamieszany w ten projekt. Przypuszczalnie żaden z nich o nim nie wiedział.
Avellone wyraził się wprost: „Doesn't involve Obsidian at all. No idea what it's about. I wasn't aware anything beyond the name was left at Interplay.” Brian Fargo odmówił konkretnego komentarza bez poznania szczegółów.
Coś ostatnio lubi się grać na emocjach graczy pamiętających dawne czasy pecetowego RPG. Nie podoba mi się to, jednak chciałbym żeby wyszło. Żeby użycie znanej marki nie miało na celu wciskać nam crapy, ale po prostu zapewnić odpowiedni start i odpowiednio dużo światła ze strony mediów utalentowanemu zespołowi, który da nam gry równie dobre co prawdziwe Black Isle. Marzyciel ze mnie, prawda?