Grałem w Dark Souls na PC i żyję – o konwersji słów kilka - Hed - 22 sierpnia 2012

Grałem w Dark Souls na PC i żyję – o konwersji słów kilka

Na Gamescomie zmierzyłem się z pecetową wersją Dark Souls, znaną jako Prepare to Die Edition. Ten niesławny port konsolowego hitu From Software powinien mnie zabić – tak przynajmniej sadziłem po komentarzach na forach, w których posiadacze komputerów wylewają żale pod adresem japońskiego studia. Ku mojemu zaskoczeniu, kiepska konwersja nie pogorszyła mojego wzroku, nie spowodowała osłabienia ciała, ani nawet nie popsuła humoru. Bo dobra gra pozostanie dobrą grą, niezależnie od tego, jak słaby port otrzyma.


Wyjście z cienia

Zanim opowiem o dramatycznym spotkaniu z konwersją gry, cofnijmy się w przeszłość, aby zrozumieć czemu wzbudza ona tak skrajne emocje. Parę lat temu Eurogamer i kilka innych serwisów wypromowało na Zachodzie Demon’s Souls, wymagającą i rozbudowaną grę akcji RPG od From Software. Japoński deweloper robił podobne produkcje od lat, kierując je do wąskiego grona swoich fanów. Nigdy nie było ich zbyt wielu, ale wystarczało na to, aby kontynuować pracę i funkcjonować w kolejnych generacjach konsol. Z zachodniego punktu widzenia studio funkcjonowało więc niejako na marginesie, nie zyskując ogólnego poklasku.

Nie będę wymieniał przeszłych tytułów From Software, bo po prostu nie znam ich zbyt dobrze. Lepiej będzie jeśli zajrzycie na blog Piotra, który parę razy o nich wspominał – zawsze z niekrytym rozrzewnieniem i fascynacją (ostatnio o King’s Field II). Chodzi o to, że Japończycy przez lata wypracowali swój styl i pozostawali wierni pewnym wartościom. Na pierwszym miejscu zawsze była rozgrywka, głębia i design. Z racji niewielkich budżetów i wyjściowych założeń perfekcja techniczna schodziła na dalszy plan.

Po sukcesie Demon’s Souls stało się jasne, że przed From Software otworzyła się szansa na dotarcie do szerszego grona odbiorców. Z dnia na dzień ten relatywnie nieznany deweloper stał się cichą gwiazdą. Chwaliło się go na Zachodzie, chwaliło i w Polsce, czego najlepszym przykładem jest Wiedźmin 2 (Tomek Gop nigdy nie krył fascynacji tym tytułem). Japończycy stanęli na wysokości zadania i „dostarczyli” – kolejny tytuł, czyli Dark Souls, przebił poprzedniczkę pod wieloma względami. Także sprzedażowymi.

 

Chcemy, nie chcemy

„Dlaczego tej gry nie ma na pecetach?” – zadawali sobie pytanie prawie wszyscy. Zadawałem i ja, marząc po cichu o tym, że gry From Software zyskają w Polsce status kultowy, który niewątpliwie mają wśród konsolowców. Nie liczyłem na sukces na miarę Gothica, czy The Elder Scrolls. Wystarczy grupa fanów doceniających japońskie podejście do projektowania gier. Nagle okazało się, że Namco Bandai otwiera furtkę dla konwersji. Gracze wykazali się zainteresowaniem, wydawca zobaczył szansę. Kilka miesięcy później pecetowy Dark Souls trafia do sklepów.

Zanim do tego doszło, nastąpiło wielowektorowe zderzenie kulturowe, w którym wzięli udział zarówno deweloperzy, jak i gracze. Tym co, uwielbiam we From Software jest to, że producenci z tego studia są szczerzy. Ich mózgi nie posiadają zachodnich filtrów marketingowych, więc mówią to, co myślą, czasami szkodząc własnemu wizerunkowi. Tak było w przypadku pytań o kiepskie działanie niektórych lokacji z Dark Souls. Hidetaka Miyazaki, producent gry, dał do zrozumienia, że i tak jest zadowolony z tego, co udało się osiągnąć jego ekipie.

Przekomarzania odnośnie Lagtown (w oryginale: Blighttown) i innych niezoptymalizowanych lokacji są jednak niczym wobec wypowiedzi From Software na temat konwersji. Mówiąc krótko, kilku producentów ze studia postawiło sprawę dość jasno: „nie znamy się na tym, bo dopiero uczymy się tej niepopularnej u nas platformy, ale zależy nam na tym, żeby gra była taka sama jak na konsolach”. Gniew posiadaczy pecetów, do których zresztą należę, nasilił się, kiedy za tymi komentarzami poszły konkrety: gra działa w 30 klatkach animacji na sekundę i wewnętrznej rozdzielczości 1024 x 720. W dodatku jej tryb online jest obsługiwany za pośrednictwem platformy Games for Windows LIVE, która nie ma najlepszego wizerunku.

Podążając za wypowiedziami użytkowników paru polskich forów, gdzie pecetowy elitaryzm jest niemal religią, należałoby wykupić wszystkie pudełka z pecetowym Dark Souls, żeby rytualnie spalić je na środku miasta. A później kupić inne tytuły From Software i dorzucić je do ognia. Na szczęście ja wolę rozpalać ogniska w samej grze, gdzie jest to jedną z podstawowych mechanik rozgrywki. Gdy przechadzając się po halach targowych Gamescomu, zobaczyłem stoisko Prepare to Die Edition, wiedziałem, że muszę zajrzeć do środka. Sprawdzić na własnej skórze jak zaboli mnie ta podła konwersja. Czy przeżyję spotkanie z pecetowym Dark Souls?

 

Wizualnie „ble”

W niewielkim boksie o czarnych ścianach umieszczono kilka komputerów z różnymi padami (nie były to kontrolery z Xboksa 360) oraz klawiaturami i myszkami. Naturalnie sprawdziłem oba rozwiązania, aby odpowiedzieć na parę pytań, czy wręcz już zarzutów. Czy gra wygląda fatalnie? Czy da się grać na klawie i myszy? I w końcu, czy From Software to najgorszy deweloper w historii, który za sprawą konwersji Dark Souls na PC zasługuje na potępienie?

Wizualnie pecetowy Dark Souls wygląda jak konsolowa edycja odpalona na telewizorze przez kabel Component. Obraz nie jest więc tak ostry jak mógłby być, a kolory są odrobinę wyprane. W niedawnym podcaście naGRAnie ująłem to wrażenie w onomatopeicznej postaci, mówiąc, że od tej strony Dark Souls jest „ble”. Nie mogę jednak stwierdzić jednoznacznie, że przeszkadzało mi to w rozgrywce. Możecie tłumaczyć to jak chcecie, bo chyba należę do grupy dziwnych posiadaczy pecetów. Od lat nie interesuję się za bardzo sprzętem i osiągami graficznymi. Szukam dobrych gier i to im oddaję hołd w rozmowach, czy tekstach.

Na marginesie mówiąc, Dark Souls nie wyglądał dobrze nawet na konsolach – znaczna większość tekstur w tej produkcji jest kiepska. Wrażenia estetyczne ratuje design lokacji, sprzętu, czarów i w końcu przeciwników. From Software ewidentnie przedkłada tu chęć stworzenia jednego, dużego i pozbawionego ekranów wczytywania świata nad dopracowaniem graficznym. I ja to kupuję, bo, jak pisałem, wolę dobrą rozgrywkę od dobrej grafiki. Wersja pecetowa jest na tyle znośna, że raczej da się zapomnieć o jej wizualnych wadach.

 

Słaby port, wciąż dobra gra

Jednym z zarzutów wobec edycji pecetowej jest to, że granie na klawiaturze i myszce wypacza naturę rozgrywki. Od tej strony port nie jest może najlepszy, bo widać, że został zrobiony przez kogoś, kto nie obcuje za często z grami na komputery. Mimo tego, Dark Souls jest grywalny przy użyciu tego charakterystycznego dla PC sprzętu, o czym możecie przekonać się w filmie tvgry.pl, pokazującym nową arenę PvP. Pograłem też padem pewnej znanej firmy, który oprócz irytującego przycisku wibracji umieszczonego koło „start” i „select”, sprawdzał się dobrze.

Brak większych różnic między konsolami i pecetami pozwolił mi dość mocno wymiatać jakąś przypadkową postacią, wyposażoną w przypakowaną broń (zdaje się, że było to toporek ulepszony do maksimum). Trudno wydawać mi tu ostateczne wyroki, bo pograłem tylko kilkanaście minut, ale ogólnie na pecetach gra From Software ma taką samą dokładność i styl. To gra akcji RPG wymagająca pewnego pomyślunku i precyzji, premiująca zdolności manualne, ale też dopuszczająca alternatywne drogi do sukcesu. Mówiąc krótko, jest dobrze.

Ucieszyło mnie to, że pokazano nową zawartość. Co więcej, dopiero po kilku minutach przemierzania pewnych ruin odkryłem, w którym mniej więcej fragmencie świata Dark Souls mogę się znajdować. Na tym nowym terenie spotkałem dziwacznych przeciwników, walczyłem z nowym NPC mającym trochę do powiedzenia (co sugeruje nowe wątki fabularne) i widziałem jednego z bossów (na pokonanie go czasu już nie starczyło). From Software robi dobrą robotę wplątując „DLC” do dotychczasowej struktury gry. W końcu zachęca ona do wielokrotnego powtarzania „kampanii”, szukania nowych przedmiotów, podkręcania sobie wyzwań (np. przez zaniechanie rozwoju postaci) i rywalizacji. Chcę przejść grę jeszcze raz z nowymi miejscami, mimo, że na konsolach powtarzałem ją bodajże trzy razy.

Kwestią, której na Gamescomie nie dało się zmierzyć i zbadać jest stabilność gry oraz przede wszystkim jej trybu online. O Games for Windows LIVE zdania najlepszego nie mam, ale ostatnie moje dłuższe spotkanie z tą platformą nie było wcale takie najgorsze. Grałem wtedy w Bulletstorm i po paru perypetiach na starcie, usługa nie sprawiała problemów. Mogę tylko liczyć na to, że w tym przypadku będzie podobnie – tryb online jest jednym z ciekawszych elementów Dark Souls i głupio byłoby z niego rezygnować.

 

Dobry, zły i brzydki

Dark Souls to dobra gra, chociaż jej port będzie pewnie zły. Lekceważenie produkcji z tego względu jest jednak błędem, a już grzebanie From Software jako dewelopera przegranego jest mówiąc krótko brzydkie. Tak, zgadzam się, że konwersje powinny być dobre i widzę, że pewne firmy mają z nimi problemy. Dobrą grę warto jednak sprawdzić zawsze – o ile jest grywalna.

W całej tej sytuacji mam nadzieję na jedną rzecz: że w pecetową grę Japończyków zagrają te osoby, które miały w nią zagrać. Nie ma co udawać, że Dark Souls spodoba się wszystkim – do tej produkcji potrzeba cierpliwości, samozaparcia i uwagi. Ironiczne jest to, że edycja pecetowa ze swoim topornym portem tylko uwypukla konieczność posiadania tych cech.

Dla mnie kiepskość portu nie przesądza o jakości gry – o ile tylko konwersja działa stabilnie, nie wysypuje się z głupimi błędami i jest grywalna. Z wszelkimi innymi przeciwnościami losu sobie poradzę, bo Demon’s Souls i Dark Souls zahartowały mnie już dawno. Mam nadzieję, że podobnego ducha walki znajdzie w sobie część z Was, a mój wpis nie zostanie odebrany jako zamach na integralność pecetowej społeczności, którą od lat współtworzę.

Hed
22 sierpnia 2012 - 19:37