Wydane na PSX-a Final Fantasy Tactics jest przez wielu graczy otoczone kultem. Trudno dostępna, niesamowicie rozbudowana, wciągająca, dopracowana i poruszająca trudne tematy produkcja trafiła do nielicznych, ale i tak zyskała opinię jednego z najlepszych tytułów swojego gatunku. U mnie po raz pierwszy główny bohater, Ramza, zawitał dopiero w XXI wieku, gdy wśród platform do zabawy były nie tylko PC i PSX, ale też oferująca wiele PlayStation 2.
To sprawiło, że gra miała dużą konkurencję, bo wiele produkcji i innych aktywności życiowych walczyło z nią o wolny czas. A Tactics jest trudny i niezbyt przystępny dla osób, które nie potrafią się zaangażować. Niby można włączyć go na chwilę i rozegrać sobie jedno treningowe starcie, po którym jeszcze w trzy minutki szybko przydzielimy punkty doświadczenia na nowe umiejętności. Ale taka zabawa to jak lizanie cukierka przez szybę. Kilka lat temu dzieło Squaresoftu przegrało więc dwukrotnie. Po kilku godzinach zabawy w budowanie drużyny marzeń i poznawanie skomplikowanej historii Final Fantasy lądowało na półce, bo akurat pojawiło się nowe Pro Evolution Soccer lub wyszedł Metal Gear Solid 2. Nie oznacza to jednak, że magiczny świat Ivalice i historia Ramzy zostały całkowicie wymazane z pamięci.
Jest bowiem coś w Tactics niezwykłego, co sprawia, że widząc jakikolwiek artykuł o tej grze ma się ochotę raz jeszcze spróbować. Przez wiele lat nie było jednak wystarczającej okazji, aby zdobyć raz jeszcze wersję na wysłużonego „szaraka” lub pokusić się o inwestycję w konwersje na GameBoya Advance lub PSP. A może po prostu nie było samozaparcia i chęci? W końcu ten taktyczny RPG nie zachwyca dziś oprawą, a do tego wymaga poświęcenia wielu godzin, aby poznać skomplikowaną historię rodu Beoulve'ów i wszystkie sekrety systemu.
W końcu jednak stało się. Edycja na przenośną konsolę Sony o podtytule War of The Lions trafiła do biblioteczki. Po kilku kolejnych tygodniach zdecydowałem się spróbować wrócić do Ivalice. Ryzykowne to, bo wolnego czasu jest niewiele, a konkurencja walcząca o wolną chwilę jest duża. Szybko okazało się, że na PSP gra się nieco inaczej. Autorzy usprawnili kilkuletnią produkcję o przerywniki podczas zabawy, więc odbiór jest przyjemniejszy. Pojawił się też chyba wcześniej nieobecny moduł Chronicle, w którym możemy sobie przypomnieć poprzednie wydarzenia po dłuższej przerwie. Coś w sam raz dla osoby, która potrafi przez kilka dni nie mieć okazji nawet zbliżyć się do konsoli.
Wystarczyła godzina, aby Final Fantasy Tactics znowu mnie porwało. Na razie powtarzam poziomy, które pokonałem przed laty, ale nie czuję znużenia, bo na nowo bawię się systemem i kombinuję z profesjami. Lepiej rozumiem też historię i odczytuję ukryte przesłania. W końcu to „dorosła” gra, do której chyba trzeba dojrzeć, aby zrozumieć ją w pełni.
Powiecie, że znowu na początku zabawy się zachwycam. Może macie rację. Tak było przecież też przed laty, gdy Tactics kręcił się w czytniku pierwszego PlayStation. Potem już wiecie co się wydarzyło. Czy tym razem będzie podobnie? Wątpię. Ale przekonamy się o tym dopiero za jakiś czas.