Odwróceni zakochani. Film prześliczny ale... - fsm - 13 września 2012

Odwróceni zakochani. Film prześliczny, ale...

Hasło reklamowe #1: Najbardziej efektowna historia miłosna od czasów Titanica. Hasło reklamowe #2: Romeo i Julia w świecie Incepcji. Cytuję z pamięci, ale przekaz jest chyba jasny. Muszę tu przyznać, że nawet nie są specjalnie zwodnicze te hasła. Odwróceni zakochani rzeczywiście są bardzo efektownym filmem, a zabawa z grawitacją przywidzi na myśl incepcyjne hotelowe figle w wykonaniu Josepha Gordon-Levitta. Szkoda tylko, że ta historia miłosna taka chłodna i pozbawiona emocji się wydaje.

Odwróceni zakochani to kanadyjsko-francuski film argentyńskiego reżysera, który na koncie ma krótkometrażówkę sprzed lat, pełnometrażowy dramat i długaśny dokument. Czyli ta produkcja to jego pierwsze tak drogie (60 milionów dolarów) i stricte komercyjne przedsięwzięcie. Szkoda zatem, bo mamy tu bardzo ładny przykład przerostu formy nad treścią. Uwaga - przedstawię teraz założenia filmu, naukowi puryści, filmowi realiści i ortodoksi s-f proszeni są o wyrozumiałość.

W kosmosie istnieją cuda, mówi narrator. Wśród nich jedyny znany układ planetarny, w którym dwa ciała niebieskie współistnieją jedno obok drugiego, połączone dziwnym oddziaływaniem grawitacyjnym: odległość między planetami to mniej niż kilometr, więc większość nieboskłonu zajmuje efektowny widok tworów cywilizacji znajdującej się powyżej. Na obu planetach żyją ludzie, ale przekraczanie granicy jest zabronione. Jeśli urodziłeś się na dole, to działa na ciebie grawitacja z dołu i vice versa (czyli bardzo trudno jest utrzymać się na powierzchni planety sąsiadów), a materia szmuglowana przez granicę ma taką przypadłość, że po jakimś czasie płonie. I teraz bohaterowie: Adam pochodzi z biednej, wyzyskiwanej przez "tych z góry" planety zwanej Dołem (zimno, pada, syf, krajobraz jak po wojnie i trabanty). Przypadek chce, że stojąc na czubku najwyższego szczytu poznaje dziewczynkę z Góry (a tam drapacze chmur, słońce, zieloność i radość). Eden jest śliczna, blondyniasta i szybko zaczyna między nimi iskrzyć. Przez lata spotykają się w tajemnicy, aż w końcu patrol graniczny kilkoma strzałami z broni palnej kładzie kres romansowi. Mija dekada. On musi ją znaleźć. Nie jest ważny zakaz, nie jest ważna odwrócona grawitacja i konsekwencje. Musi i już.

Nietrudno wpaść na skojarzenie: oto klasyczny mezalians. Dwie połówki uczuciowego jabłka pochodzą z różnych światów, ale są sobie przeznaczeni. Ziew. Dobra historia miłosna jest dobra niezależnie od otoczenia, okresu historycznego i pochodzenia bohaterów. Tutaj niestety dobre jest tylko otoczenie, żaru uczuć nie uświadczymy. Zanim jednak o fabule i zaangażowaniu postaci, to jeszcze dwa słowa o tzw. settingu. Generalnie mam bardzo dużą tolerancję dla filmowych głupot i pewne założenia łykam gładko. Sam pomysł bliźniaczych światów o przeciwnych grawitacjach jest fajny, ale przez cały czas zastanawiałem się nad różnymi duperelami. Czy planety wirują wokół własnej osi? A jeśli tak, to jak mogą być połączone wieżami? A jeśli nie, to jak w ogóle utrzymują się na orbicie? Czy rzeczywiście dostawałyby tak dużo światła słonecznego? Czy naprawdę nikt przez wszystkie lata nie odkrył tego, co w finale pokazuje wszystkim kolega głównego bohatera? I dlaczego do jasnej cholery - skoro biednych ludzi z Dołu nie stać na prąd - główny bohater zostawia zapalone światło u siebie w mieszkaniu? Jest tego trochę, ale na szczęście Odwróceni zakochani to produkcja prześliczna, więc odwraca uwagę od takich głupotek. Fantastyczne kolory, rewelacyjne (ś)wirujące chmury, cudny horyzont, bardzo dobrze wyglądające postawienie połowy świata na głowie... Od strony technicznej i realizacyjnej wielkie uznanie.

No dobrze, mogę wrócić do gorącej miłości Adama i Eden. Jim Sturgess stara się, miota, krzyczy i przeżywa - w jego uczucie jeszcze jestem w stanie uwierzyć, ale Kirsten Dunst ma wszystko gdzieś. Niby mówi, co mówi i robi, co robi, ale ja tego nie kupuję. Totalnie bezosobowy jest także "wróg", który utrudnia kochankom bycie razem. I w końcu: film nie ma żadnego punktu kulminacyjnego. Domyślam się co miało nim być, ale chyba nie wyszło do końca. Tylko najbardziej czuły sejsmograf byłby w stanie zarejestrować moje zaangażowanie w historię w tym momencie. Jasne: są zwroty, przewroty i inne cuda. Para musi się rozstać na trochę, ale to wszystko najwyraźniej było zrobione, bo tego wymagają prawidła tego typu opowieści. Brakuje prawdziwych filmowych emocji. A to w historii miłosnej jest niedopuszczalne.

Podsumowując: Odwróceni zakochani to rzecz przecudnej urody, która nie ma niczego ciekawego do powiedzenia i po jednym spotkaniu nie będziecie wracać doń myślami. Można ten film obejrzeć bez bólu i nie być smutnym czy złym, ale ten świat zasługuje na lepszą fabułę i - najlepiej - inny gatunek filmowy.

fsm
13 września 2012 - 15:01