Krzyżowanie gatunków i mieszanie różnych sposobów przekazu to największa zaleta gier. Bez tego nie byłyby nawet w połowie tak emocjonujące jak są. Deadlight, produkcja hiszpańskiego studia Tequila Works, stara się pogodzić platformówkę z klimatem retro-zombie-apokalipsy.
Pytanie brzmi: Czy robi to dobrze?
Królik z kapelusza
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Deadlight pomyślałem „chcę w to zagrać”. Krótkie wideo pokazywało ciemną, bardzo dobrze animowaną postać biegnącą przez zepsuty świat - taki widok jest w stanie zaintrygować chyba każdego. Mam zdecydowanie dość zombie i wciskania ich wszędzie gdzie się da, chciałem jednak dać szansę pierwszej grze niewielkiego europejskiego studia - przecież to w takich "bezpudełkowych" premierach najczęściej znajduje się masa oryginalnych pomysłów. Najczęściej nie oznacza jednak "zawsze".
Stare mury, bramy, kamienice
Miejsce po którym będziemy się przemieszczać z lewej do prawej (i vice versa) to Seattle roku 1986. Trwa epidemia śmiertelnego wirusa, a my jako brodaty Randall Wayne staramy się dotrzeć do swojej rodziny. Innymi słowy: standard.
Naszą podstawową bronią staną się przede wszystkim szybkie nogi pozwalające uciekać wyjątkowo żywotnym nieumarłym. Walczenie z nimi jest raczej nieopłacalne i grozi szybką śmiercią. Z czasem dostajemy co prawda strażacką siekierę, pistolet i strzelbę jednak korzystanie z nich zostało skutecznie utrudnione. Zamachy siekierą kosztują dużo sił, a broń palna ma niewielkie magazynki - dzięki takim ograniczeniom gra zyskuje sporo na klimacie zaszczucia i niepokoju. Nie jest to co prawda Dark Souls, ale każdego przeciwnika należy się obawiać.
Kompleks Limbo
Deadlight mocno inspiruje się Limbo. Bardzo ciemny pierwszy plan od razu kojarzy się z koszmarną przygodą małego chłopca, szkoda tylko, że duży chłopiec w brudnym płaszczu nie oferuje zagadek, emocji i atmosfery swojego "pierwowzoru" (w bardzo dużym cudzysłowie).
Ujmę sprawę tak: jeśli chce się obecnie zrobić emocjonującą grę 2D to należy wpakować w nią dużo akcji, co niestety Tequila Works się nie udało. Skakanie po planszach nie sprawia problemów i niewiele jest momentów wymagających większego skupienia lub timingu. Oczywiście brak dynamiki i wyzwania w tej kwestii zawsze można uzupełnić dobrymi łamigłówkami. Przesuwanie bloków, otwieranie przejść, skradanie się, przełączanie wajch... Wszystko to wypada tu nieciekawie. Owszem, zdarzają się momenty gdy trzeba się nieco rozejrzeć po otoczeniu, lub spróbować przejść jakieś pomieszczenie kilka razy, jednak jest to ksero tysiąca innych gier gdzie skacze się przez kolce albo operuje windą, żeby przewieść klocek z piętra A na B.
Takie rozwiązania są na dłuższą metę jedynie spowalniaczem gracza. Z Deadlight jest ten problem, że w zasadzie nie jest platformerem bo wykonuje się w nim raczej powolne, proste akcje i nie ma punktów/power upów/księżniczek, nie jest też strzelaniną bo szybko tracimy wszystkie naboje. Co gorsze nie jest nawet horrorem/thrillerem bo nie przemyca strachu i napięcia, brakuje mu też dobrej historii...
Wydaje się, że twórcy nie mieli pomysłu na realizacje tej gry. Wpadli na dobry pomysł ze stylem graficznym, sterowaniem i przygotowaniem "płynnego" gameplayu, tylko nie zrobili nic, by bawić gracza, by zmusić go do myślenia i zachęcić do poznania kolejnej nudnej opowieści o mężu szukającym czegoś świętego w świecie splamionym śmiercią i mordem.
Jesteś w środku?
Dwoma aspektami wyciągającymi tą grę nieco ponad średnią jest udana oprawa i bezbolesny proces jej przechodzenia. Czasem już tak jest, że niektóre gry przebiega się i dostrzega ich ewentualne wady dopiero po odłożeniu pada... Szkoda zatem, że Deadlight można przebiec w dwie godziny (!!) bo tak skandalicznie krótki czas tylko uwydatnia brak pomysłu na zrobienie tytułu ciekawego nie tylko pod względem settingu.
Oferowanie tak krótkiej produkcji za 1200 Microsoft Points to przesada, i to nawet nieśmieszna. To powinien być produkt sprzedawany za 1/4 swej obecnej wartości – wtedy na pewno można by było patrzeć na niego przychylniejszym okiem.
Co począć?
Najlepiej czekać na przecenę. To solidne 2D, idealne do pokazania początkującym graczom. Są tu mechanizmy obecne w tysiącu innych pozycji, jednak fajnie połączone, są też bardzo silne zombie i dopracowana oprawa. Mocno brakuje za to ciekawych postaci oraz momentów, które można pamiętać długo po odejściu od konsoli.
Fanom „widoczków” polecam poczekać na wyprzedaż, to samo tyczy się graczy zaczynających dopiero swą przygodę z padem (nie będą czuć odtwórczości tej gry) – reszta niech bierze na własną odpowiedzialność.