Do boju Polsko #1 - Słowo wstępu - Yoghurt - 22 września 2012

Do boju Polsko #1 - Słowo wstępu

Brucevsky, który wytrwale opisuje swą karierę w Fifa 12, zainspirował mnie do podobnego przedsięwzięcia – własnej serii „Lecplejów”. Jednakże tematyka będzie zgoła inna –nie będziemy prowadzić do zwycięstwa ekipy sportowców, o nie. Pomyślimy w większej skali i przewodzić będziemy całemu państwu. A konkretnie – Królestwu Polskiemu. Przy okazji znów sprawimy, ze Polska będzie się ciągnęła od morza do morza.

Do realizacji tego celu potrzebujemy dwóch rzeczy:

1. Medieval II: Total War

2. moda Stainless Stel 6.4 w trybie hard z włączonymi skryptami:

*Savage AI poprawiający dyplomację – komputer bywa zdradziecki, ale nie zapomina naszych dobrych uczynków, nie daje się łatwo wciągnąć w dwa konflikty jednocześnie, potrafi wycofać się w obliczu przeważających sił wroga, przeprowadzić zaskakujący desant morski etc. Bez usprawnionej dyplomacji gra byłaby zbyt łatwa i zbyt przewidywalna

*Real Recruitment – zgodnie z nazwą, urealnia  trening wojaków. Szkolenie jednostek jest ograniczone i uzależnione jest od liczby ludności w danym mieście, usprawnień w nim zbudowanych i kilkunastu innych czynników. Dzięki temu wciąż możemy budować pokaźne armie, ale nie zrobimy tego w ciągu 3 tur i podczas długich konfliktów na wrogiej ziemi musimy bardziej polegać na najemnikach

*Longer Assimilation – przekonanie podbitej ludności zajmuje więcej czasu, nie możemy od razu rekrutować jednostek w zajętych prowincjach. Ważne w przypadku wypadów mniejszymi armiami, zwłaszcza dowodzonymi przez kapitanów, a nie generałów  - trudniej jest zając kilka słabo bronionych miast, wiążąc większe siły wroga na jednym froncie, gdyż szybko mogą nas przepędzić buntownicy

*Permanent Watchtowers – prowincje mają kilka już zbudowanych wież strażniczych. Umożliwia nam to skupienie się na głównej rozgrywce, bez ganiania naszymi generałami po całej mapie i budowania co pięć kroków kolejnej wieży.

Kampanię będziemy toczyć w tak zwanej „Późnej Erze”, czyli od roku 1200 do 1520 – dzięki temu będziecie mogli zobaczyć o wiele więcej ciekawych jednostek, zarówno najemnych, jak i rekrutowanych w miastach. Stainless Steel dodaje setki nowych regimentów – każda nacja ma kilka  unikalnych oddziałów, wiele prowincji również ma własne, charakterystyczne drzewka treningu.

Tak było w okresie świetności. Spróbujemy być jeszcze lepszymi władcami.

Dodatkowo mod poszerza o ponad 1/3 obszar, na którym toczymy kampanię oraz zwiększa liczbę prowincji do maksymalnych 199. Krótko mówiąc – czeka nas długa droga do zwycięstwa.

By uczynić Królestwo Polskie największą światową potęgą, musimy zdobyć 50 regionów – wśród nich Kraków, Wrocław, Toruń, Szczecin, Wilno, Halicz, Rygę, Olesze nad Dnieprem i Połock na dzisiejszych ziemiach Białorusi. Poza tym musimy wyeliminować Święte Cesarstwo Rzymskie (czytaj: Niemców), Litwę i Wielkie Księstwo Kijowskie.

Jako, że początki w grach o takiej skali działań bywają nudne i żmudne, pozwoliłem sobie od razu rozpocząć serię od roku 1310 – po ponad 100 latach na mapie Europy zaczęło wreszcie robić się ciekawie. Poniżej znajdziecie skrót najważniejszych wydarzeń, prowadzących nas do obecnego momentu rozgrywki.

Tuż po rozpoczęciu kampanii, do najdalszych zakątków kontynentu dotarły wieści o wielkich hordach barbarzyńców ze wschodu. Mowa rzecz jasna o mongolskich najeźdźcach, którzy sukcesywnie zaczęli zbliżać się do granic starego kontynentu, napotykając na swej drodze pierwszą, drobną przeszkodę – Chanat Kumański.

W roku 1215 rozpoczęła się krótka wojna Polski z najbliższym sąsiadem – Litwą. Z papieskim błogosławieństwem udało się pokonać słabo wyposażone i zdemoralizowane amie pogan. Jednak zamiast zniszczyć całkowicie frakcję, po zajęciu Grodna pomaszerowałem na Wilno i po krótkim oblężeniu wystosowałem do litewskiego księcia propozycję, którą przyjął – wolał zostać wasalem polskich panów, niż skazać swój naród na zagładę. Podjąłem słuszną decyzję – przez następne 100 lat małe terytorium Litwy będzie mi służyło za bufor, przez który będą się musieli przebijać zarówno żołnierze Zakonu Krzyżackiego, jak i wojska Nowogrodu, jeśli kiedyś zdecydują się na otwarty konflikt.

A propos Krzyżaków – nie chciałem im pozwolić na zbytnie panoszenie się po Morzu Bałtyckim i zaraz po zakończeniu wojny z Litwą, w roku 1220, ruszyłem na Połągę, zajmując ją bez większych problemów (większość zakonników zajęta była bronieniem granic Łotwy przed najazdami zarówno Nowogrodu, jak i podporządkowanej mi Litwy. Szybki pokój wymusiła interwencja papieża. Do teraz między Królestwem Polskim i Zakonem da się wyczuć napięcie, a granica Prus Wschodnich i Łotwy obstawiona jest wojskami obu stron.

Granica z Zakonem. Zielone strzałki oznaczają nadchodzące z Torunia i Halicza polskie posiłki. Na niebiesko zaznaczyłem litewską armię podgryzającą co jakiś czas dwa krzyżackie forty. Czerwone kółka to znane pozycje wojsk Zakonu.

W trakcie, gdy armia dokonywała podbojów na północnym wschodzie, do zachodniej i południowej Europy ruszyli dyplomaci, podpisując traktaty handlowe i sojusze. Nowe Cesarstwo Rzymskie z ochotą zostało partnerem Królestwa, podobnie jak Duńczycy, Węgrzy oraz Bizancjum. Po kilku latach udało się też nawiązać traktaty handlowe z Anglikami, Francuzami, Hiszpanią i państwami włoskimi.

Zabezpieczywszy (na razie) dyplomatycznie zachodnie i południowe  granice (po drodze zajmując rebeliancką prowincję czeską ze stolicą w Pradze), należało zrobić coś z o wiele groźniejszymi, wschodnimi sąsiadami. Konflikt wisiał w powietrzu z jednego, prostego względu – wszelkie zapędy zachodnich państw hamował papież, który potrafił sprawnie kończyć wszelkie spory między katolikami. Wschód natomiast opanowany był przez prawosławnych i muzułmanów, na których jego Świątobliwość nie miał żadnego wpływu.

Chanatem Kumańskim nie musiałem się przejmować – miał pełne ręce roboty z  Mongołami oraz z Nowogrodem, poza tym oddzielało mnie od niego Wielkie Księstwo Kijowskie, którym należało się zająć w pierwszej kolejności. Z Rusinami z Nowogrodu wolałem podpisać sojusz i póki co nie prowokować ich do bitki – ich prowincje i armie rosły w siłę dzięki żyznym glebom i choć moja ciężka polska kawaleria wdeptałaby w ziemię słabowitą ruską piechotę, stepowi łucznicy konni oraz bojarzy potrafiliby wystarczająco napsuć mi krwi. Poczekałem więc, aż Nowogród postanowi połakomić się na ziemie Wielkiego Księstwa.

Nastąpiło to w roku 1250 – ruszyłem bezpośrednio na Kijów, po drodze zajmując Żytomierz, kierując przy okazji część swych sił nad Dniepr i szybkim manewrem zajmując Olesze. Po zajęciu Kijowa z drobną pomocą armii Nowogrodu, postanowiłem nie przerywać dobrej passy i od razu zaanektować Perejasław. W ten sposób, w ciągu 7 lat, Wielkie Księstwo Kijowskie zostało starte na zawsze z mapy Europy.

Od roku 1260 panował relatywny spokój – nie wyprawiałem swych generałów na krucjaty do Jerozolimy, gdyż nie martwiłem się o swa reputację w Watykanie – wysyłani na wschód w celach chrystianizacyjnych misjonarze skutecznie wyrabiali renomę w oczach Ojca Świętego, nawracając innowierców i skazując na śmierć heretyków. Przy okazji postanowiłem jeszcze trochę podenerwować papieża i podpisałem traktaty handlowe z państwami islamskimi – Kalifatem Fatymidzkim i Sułtanatem Seldżuckim, które zajęte były dobijaniem krzyżowców w Ziemi Świętej. nawiązałem tez kontakty dyplomatyczne z coraz bardziej ekspansywną Złotą Ordą, miażdżącą niedobitki wojsk Chanatu Kumańskiego, któremu zostało zaledwie kilka prowincji.

Ku mojemu zaskoczeniu, na Krymie, który pragnąłem zająć jak najszybciej, wydzierając go z rąk dogorywającego Chanatu, napotkałem krzyżowców z odleglej Genui, którzy postanowili pognębić muzułmanów po drodze do Ziemi Świętej i tam już zostali. Zaryzykowałem i wypowiedziałem wojnę temu małemu państewku – zależało mi jak najszerszym dostępem do Morza Czarnego – umożliwiłoby mi to wtedy nieskrępowany handel z arabami. Jako, że większość wojsk Genui związana była walką albo w okolicach Jerozolimy, albo z innymi księstewkami włoskimi nad Morzem Śródziemnym, udało mi się zająć Krym bez większych problemów. Do teraz nie podpisałem pokoju – moi wierni, niemieccy sojusznicy skutecznie gaszą wszelkie zapędy inwazyjne. Poza tym udało mi się posadzić dwóch kolejnych polskich kardynałów na Tronie Piotrowym, przez co Watykan był rzez długi czas po mojej stronie.

Okres relatywnego spokoju zakłócili... Węgrzy. W 1280 byli już prawdziwą potęgą, zajmując niemal cały Półwysep Bałkański i redukując Cesarstwo Wschodniorzymskie do malutkiego, nic nie znaczącego państewka. Armie Madziarów odbiły się dopiero od murów Konstantynopola. Wtedy to, widząc, ze Bizancjum nie stanowi już większego zagrożenia, moi długoletni sojusznicy postanowili wbić mi nóź w plecy i znienacka zaatakować Pragę, którą sprzątnąłem im sprzed nosa blisko 50 lat wcześniej. Choć w skali europejskiej był to zaledwie konflikt lokalny (nikt z sojuszników obu stron nie był chętny do przyłączenia się do wojny, wszyscy zajęci byli niesnaskami na zachodzie), toczył się przez ponad 20 lat i okupiony był wielkimi stratami. Po przyjściu z pomocą Pradze i  ściągnięciu posiłków z umocnionych granic na wschodzie, Węgrzy zostali wzięci w kleszcze – armie z Krakowa i Halicza szybko przebiły się przez Karpaty i zajęły Wiedeń, Esztergom oraz fortecę Kassa, podczas gdy oddziały złożone ze zbieranych po drodze z Żytomierza i Kijowa wojsk zaciężnych (złożonych głównie z piechoty stepowej, konnych łuczników i mas lekkiej jazdy) opanowały fort Baia w Besarabii i Brasow w Transylwanii. Węgrzy, choć wciąż posiadali ogromne ludzkie rezerwy, po utracie swych północnych regionów i naciskani przez polskiego  papieża, zmuszeni zostali do podpisania zawieszenia broni w roku 1303. Obecna sytuacja jest wyjątkowo napięta – okupowane przez polskie wojska miasta co prawda relatywnie szybko przyzwyczaiły się do nowych władców, jednak Madziarzy wciąż czekają na odpowiedni moment, by odbić należące do nich od wieków ziemie.

Ostatni bastion Chanatu nad Morzem Czarnym. Na zielono - moje najemne armie stepowej jazdy. Na czerwono - niedobitki Kumańczyków

W 1305, znów z pomocą armii złożonej głównie z najemników, udało się zająć sąsiadujący z Krymem Azow, należący do Chanatu, wciąż rozpaczliwie broniącego się przed Mongołami. Zaatakowani Kumańczycy nie chcieli dalej prowadzić wojny i natychmiast podpisali zawieszenie broni – jedynym wciąż pozostającym pod ich kontrolą regionem był Krasnodar ze stolicą w Tmutarakanie.

Na powyższej mapie widzicie stan na rok 1310 – do polski należą:

-Kraków (największe centrum handlu, nauki i chrześcijaństwa w Europie Środkowej)

-Toruń (ogromna twierdza, w której już wkrótce będą powstawać pierwsze polskie armaty)

-Szczecin (niewielki zamek zapewniający wymianę handlową ze Skandynawią)

-Halicz (główny ośrodek szkolenia wojsk przeznaczonych do walki na wschodzie, w razie potrzeby przygotowany na bycie „Polskim Alamo”, gdyby Rusini z Nowogrodu lub Mongołowie zdołali zająć byłe ziemie Kijowa)

-Wrocław (bez większego znaczenia militarnego, będący ośrodkiem wymiany towarów z Niemcami)

-Płock (miasto o rosnącym znaczeniu handlowym)

-Praga („okno na świat”, w którym łączy się wiele szlaków kupieckich z zachodniej i południowej Europy)

-Połąga (twierdza w Prusach Wschodnich, mająca zatrzymać napór ewentualnej krzyżackiej inwazji)

-Grodno (które rozwija się dzięki umowie handlowej z Nowogrodem oraz ze zwasalizowaną Litwą)

- Żytomierz (przyjmujący dobra pochodzące z dalekowschodnich prowincji Nowogrodu oraz Złotej Ordy)

- Olesze (będące przystankiem w drodze na Krym)

-Kijów (główny ośrodek handlu i nauki na ziemiach wschodnich)

-Kaffa (krymska stolica, umożliwiająca handel na Morzu Czarnym)

-Perejasław (wciąż zagrożony przez spodziewaną w przyszłości zdradę Nowogrodu lub atak Mongołów)

-Azaq (odebrany Chanatowi port czarnomorski, zwiększający wpływy z transakcji zawieranych z państwami arabskimi)

-Kassa i Baia (dwie twierdze węgierskie, które w razie kolejnego konfliktu z Madziarami dostarczą świeżych rezerw dla zmęczonych armii)

-Wiedeń (konkurujący obecnie z Pragą o tytuł najlepiej rozwijającego się centrum handlu)

-Esztergom (dawna stolica Węgier, obsadzona po brzegi polskimi siłami okupacyjnymi pod wodzą samego Wielkiego Księcia, siejącego popłoch na polach bitew)

-Brasow (miasto otoczone górami bogatymi w złoża, również odebrane Węgrom)

Na mapie zaznaczyłem też spodziewane na najbliższą przyszłość stosunki dyplomatyczne oraz ruchy wojsk:

-kolor zielony oznacza, że tej strony raczej nie muszę się obawiać ataku. Z Cesarstwem żyję w świetnych stosunkach, zaś z ekspansywną Wenecją (widoczna na mapce jako dwie czerwonawe  prowincje na południe od polskich ziem), mam unię personalną. Litwa, zgodnie z planem, jest strefą buforową między Krzyżakami i Rusinami.

-kolor pomarańczowy to stan zimnej wojny – konflikt może wybuchnąć w każdej chwili zarówno z Nowogrodem (ciemnoniebieski obszar), jak i z Węgrami (pomarańczowe prowincje na południu). Strzałki to przewidywane kierunki ataku, wywnioskowane z koncentracji wojsk na granicy.

-Kolor czerwony to pewny konflikt. Zaznaczyłem nim obszary należące do Genui oraz granicę z Chanatem Kumańskim.

-Wielka żółta strzałka to przewidywany kierunek ekspansji Mongołów, których wyjątkowo się boję. Póki co, są związani walką z arabami na Bliskim Wschodzie, ale w razie najazdu nie mogę liczyć, że Nowogród stanie po mojej stronie - bojarzy w lepszych układach ze Złotą Ordą.

Na mapie zaznaczyłem także moje planowane ruchy na najbliższe lata – na pewno muszę jak najszybciej całkowicie opanować północne brzegi Morza Czarnego i umocnić miasta, stojące na drodze mongolskich najeźdźców. Poza tym czas najwyższy rozwiązać problem z Krzyżakami – przez 100 lat zdążyli mocno się okopać w twierdzy w Rydze. Na szczęście sporą część swych sił skoncentrowali na południowej granicy prowincji, gdzie boja się litewskich napadów. Co prawda, według doniesień szpiegów, sam zamek jest doskonale broniony i będzie miał czas ściągnąć część posiłków, jednak liczę na pomoc swych litewskich wasali, którzy mogą związać walką ewentualną pomoc dla zakonnej stolicy, a ja będę miał chwile czasu na głodzenie obrońców. Na pewno będę musiał wydać sporą cześć skarbu państwa na zbudowanie nowoczesnej armii, mogącej stanąć do równej walki z doskonale wyszkolonymi żołnierzami Najświętszej Marii Panny, zwłaszcza, że nie mogę ściągnąć swych doświadczonych wojsk z południa – będą mi potrzebne do odparcia ewentualnego kontrataku ze strony wkurzonych Madziarów albo prewencyjnego uderzenia uprzedzającego.

Na początek to tyle. Niedługo dam znać, na co zdały się moje przewidywania i plany taktyczne. Oby Nowogród dał mi jeszcze chwilę na rozbudowę armii na wschodzie.

Yoghurt
22 września 2012 - 12:25