Produkcji amerykańskiej wersji The Office podjęła się telewizja NBC. Adaptacją istniejących scenariuszy do amerykańskich realiów zajął się Greg Daniels, doświadczony scenarzysta, pracujący przedtem również nad King Of The Hill (Billy kontra wapniaki) czy Saturday Night Live.
Amerykańskim odpowiednikiem Slough został Scranton w stanie Pennsylvania. Jest to równie prowincjonalne miasto. Tutaj mamy również oddział firmy sprzedającej papier, o nazwie Dunder Mufflin. Postanowiono kręcić z jednej kamery, bez ścieżki ze śmiechem ze studia, po to aby podobnie jak w wersji brytyjskiej, zasymulować wygląd programu dokumentalnego.
Droga do niezależności
Początkowo na ekranie pojawiały się wyłącznie odpowiedniki postaci z wersji brytyjskiej. Amerykańskim menadżerem został Michael Scott, kreowany przez znanego komediowego aktora Steve'a Carella. Odpowiednikiem Tima jest Jim Halpert, grany przez Jona Krasinskiego. Wkurzającym współpracownikiem Jima tym razem jest Dwight Schrut, brawurowo sportretowany przez Rainna Wilsona.
Początkowo serial był adaptacją. Fabuły pierwszych odcinków były oparte o treść odcinków serialu BBC. Pilot był napisany przez Gervaisa i Merchanta i był w całości oparty o fabułę pierwszego odcinka pierwszej serii wersji brytyjskiej. W czasie filmowania dużą uwagę poświęcano paradokumentalnemu charakterowi serialu. Na przykład słynne się stały tzw. Pam's looks of horror: zakłopotane spojrzenia w kamerę gdy Pam była szczególnie zawstydzona zachowaniem nieświadomego niczego Michaela. Każda scena była filmowana tak aby było możliwa realizacja tego ujęcia przez ekipę dokumentalną - postacie często starały się ukryć to co mówią przed mikrofonami czy kamerami.
Gdy serial okazał się być sukcesem, coraz bardziej stawał się samodzielnym bytem. Zaczęły powstawać oryginalne scenariusze, oddające na przykład problemy typowe dla Ameryki (np. pracowników - imigrantów z Meksyku). Zaczęły pojawiać się również oryginalne postaci (np. postać Jen - szefowej i kochanki Michaela, czy Ryana - pracownika który przeszedł drogę od praktykanta do wiceprezesa, by potem odejść w niełasce po ujawnieniu przekrętów). W moim odczuciu w pewnym momencie amerykańska wersja stała się lepsza i bogatsza w wątki i poruszane problemy od wersji oryginalnej. Bardzo mocną stroną amerykańskiego Biura są oryginalne i dobrze przedstawione postaci - o wielu z nich wiemy praktycznie wszystko.
W trakcie wielu sezonów tego serialu (w tej chwili trwa oficjalnie ostatni - dziewiąty sezon) przez serial przewinęło się wielu gościnnych aktorów. Amy Ryan, Kathy Bates, Will Ferrel, Jim Carrey, sam Ricky Gervais, Amy Adams, Timothy Olyphant, Jack Black - to tylko niektórzy ze świetnych aktorów którzy zapragnęli pojawić się w epizodzie serialu.
Upadek
Po siódmym sezonie odszedł Steve Carell, odbierając serialowi oś wokół której zazwyczaj toczyła się fabuła. To właśnie megalomania i głupi upór Michaela Scotta był motorem wszystkich wydarzeń. Gdy jego zabrakło, to już wyraźnie było nie to samo. Ósmy sezon był moim zdaniem najsłabszym ze wszystkich swoich poprzedników.
Kilka tygodni temu rozpoczął się sezon dziewiąty i szczerze mówiąc uważam że dobrze że będzie ostatni.
Co dalej?
W styczniu 2012 roku pojawiły się doniesienia o planowanym przez NBC spin-offie, dziejącym się na... buraczanej farmie Dwighta Schrute'a (to długa historia: Dwight jest potomkiem dziwnie konserwatywnej grupy imigrantów z Niemiec, od wieków uprawiających buraki). Mówcie co chcecie, ale ja chętnie obejrzę Dwighta w swoim żywiole.
Jeśli chcecie obejrzeć The Office, polecam zacząć od wersji brytyjskiej, jest dostępna na DVD w polskiej wersji. Jeśli się wam spodoba ten specyficzny klimat, zacznijcie oglądać wersję US od pierwszego sezonu.