Gdyby poręcze Gaudiego ożyły czyli Botanicula - myrmekochoria - 16 października 2012

Gdyby poręcze Gaudiego ożyły, czyli Botanicula

Od czego zacząć? Jak oddać piękno i harmonie mikroskopijnego życia? Jak oddać hołd pięknu? Czasem można je imitować, opisywać, naśladować. Można też stworzyć świat na takich samych zasadach, ale zupełnie inny, dziwny,  niepodobny, ale wciąż znajomy, bo przypominający o mikrobiologicznym rytmie życia. Taka właśnie jest Botanicula.

Tętniący życiem świat staje na skraju zagłady. Z całego kolorytu życia zostają wybrani przedstawiciele ras, aby ocalić ów świat. Brzmi znajomo. Fabuła nie poraża. Nie chodzi o schematy fabularne a zupełnie coś innego.

Świat Botaniculi jest przekonywujący, pełen harmonii, organizmów żyjących  z sobą w symbiozie, pasożytnictwie, drapieżnictwie, konkurencji, ale posiadają pełno ludzkich cech; niezrozumiały język, architektura, związki społeczne. Hybryda mikrobiologicznego świata z elementami ludzkimi. Podobnie i inaczej niż w Machinarium gdyż tam mamy biegunowo różne światy – mechaniczny i mikrobiologiczny.

Rozglądanie się po świecie ogranicza się do klikania na wszystko, co nie jest zbyt odkrywcze i pracochłonne. Czasem nie wiadomo na co mamy robić, co jest związane z prawami rządzącymi światem Botaniculi jak i samą „dziwnością” owego świata. Nie można wymagać od zupełnie innej rzeczywistości logicznych praw rządzących naszą rzeczywistością.

Nie mi mówić o tym co jest sztuką, ponieważ wszystko jest kwestią perspektywy i subiektywnego spojrzenia. “Beauty is in the eye of the beholder” jakby powiedział Rod Serling. Wiem czym jest piękno dla mnie. Botanicula jest piękna i to piękno może uderzać w banał, kicz czy tandetę dla ludzi dekonstruujących zdarzenia na czynniki pierwsze. Zamiast tego warto cieszyć się chwilą z światem Botaniculi. Tych chwil jest mnóstwo.

Wizyta u dżina, który spełnia marzenia naszych bohaterów. Lekkie niezrozumiałe szepty spływające po karku w ciemnej siedzibie owego dżina zmieniają się w rzeczywistość. Wizyta na diabelskim młynie, który po czasie wybucha odpustowymi kolorami. Uczestnictwo o koncercie „Dva”. Panika i krzyki naszych towarzyszy gdy na drodze staje im pająk. Odwiedziny ula pełnego pobrzmiewających pszczół. Muzyka, która stapia się razem z zielonym tłem i przepływem chlorofilu w żyłach wielkiego drzewa. Znów chce się powtórzyć różnorodność życia, od drobin bakteryjnych po giganty. Gra kolorem i wyobraźnią. Komizm sytuacyjny rozumiany bez słów. Dźwięki zupełnie obce, hipnotyczne, wprawiające w trans. Gwarność pomieszczeń. Przeróżne geometryczne kształty zamienione w kadry, kadry przypominające ekspresjonistyczne filmy niemieckie z lat dwudziestych.

Botanicula to gra przeżycie a nie gra rozgrywka i prawdopodobnie tak trzeba na nią spojrzeć. Świat Botaniculi skąpany jest również w manichejskich barwach, a raczej opozycjach. Pasożytnictwo – współpraca, przemoc – harmonia. Może twórcom marzy się taki świat. To także opowieść o cykliczności czasu. Jeden z mieszkańców drzewa opowiada nam historię, prawdopodobnie przekazywaną przez pokolenia, o gwieździe, która spadła z nieba. To właśnie z niej wyrosło drzewo. Przy obecnym stanie wiedzy wiemy, że jesteśmy zbudowanie z tych samych cząstek co gwiazdy i galaktyki. Wszyscy jesteśmy jednością. Jakkolwiek głupio to nie brzmi.

myrmekochoria
16 października 2012 - 23:13