Jedno jest pewne - każdy zdrowy na umyśle człowiek musi rozróżniać co jest rzeczywistością, a co fikcją. Gry pozwalają nam na skosztowanie czegoś... innego. Możemy wcielić się w rzuconego na linię frontu żołnierza, kierowcę rajdowego/wyścigowego, pilota, maga, czołgistę, zabójcę, możemy zarządzać stworzonym przez nas miastem, możemy w zasadzie wszystko. Niestety (na szczęście?) jest to wciąż świat gry wideo, nie nasz. Kiedy wyłączamy grę wracamy do otaczającej nas rzeczywistości. Czy nie zdarzyło się Wam jednak, że obserwując niektóre sytuacje czy zjawiska pomyśleliście: "ej, znam to z jakiejś gry!"? Jeśli tak to zapraszam do dalszej części felietonu.
Jeśli mówimy o tego typu przenikaniu się obu światów to bardziej ze wskazaniem, że to rzeczywistość wydaje się być zastaną przez nas w grze sytuacją. Na odwrót, w moim mniemaniu, nie miałoby to większego sensu, bo z jednej strony gry starają się przecież jak najbardziej zbliżyć się do świata realnego, a z drugiej - całkowicie go odmienić.
Spędzając kilka/kilkanaście/kilkadziesiąt godzin tygodniowo przed komputerem/konsolą, a ściślej - grając, stykamy się z różnego rodzaju bodźcami. Może chodzić o obrazy statyczne (przede wszystkim krajobrazy, ale też budynki, stroje i tak dalej), jak i o różnego rodzaju akcje i działania. Łatwo się domyślić, że krajobrazy i widoczki prędzej przyjdą do głowy miłośnikowi erpegów, a działania (instynkty?) fanom strzelanek, często też gier z samochodami w roli głównej i nieco rzadziej - gier RPG właśnie. Chcecie konkretnych przykładów? Proszę bardzo...
Będąc we wrześniu w górach zwróciłem uwagę na piękny strumyczek płynący u stóp Nosala. Zadumałem się później nad własną reakcją, ale patrząc na strumyk w pewnej chwili (nieświadomie) pomyślałem: "jak w Skyrimie". Nie była to jedyna sytuacja. Jadąc samochodem zdarza mi się ucieszyć z idealnego wejścia w zakręt i utrzymania optymalnego toru jazdy (bez obaw - jeżdżę przepisowo i nie ścinam zakrętów), prawie jak w serii F1, WRC, Shift i tym podobnych. Oczywiście nie ma tu mowy o poczuciu wiatru w żaglach i rozhulaniu się za kierownicą, bo zachowujący się tak osobnik prędzej czy później stanie się sprawcą wypadku, ale nutka swoistego poczucia się jak w grze czasem istnieje (tylko żeby Punciak choć w połowie przyspieszał tak jak dowolny samochód z Need for Speeda ;)). Inna sytuacja? Po kilkugodzinnym maratonie w drugim Risenie postanowiłem przejść się na spacer z Lubą. Efekt? W mojej głowie pojawiła się myśl, by zerwać napotkane rośliny. A czy Wy, patrząc na osadzoną na środku rynku wieżę kościelną, pomyśleliście, że byłoby to idealne miejsce do przycupnięcia ze snajperką? I jeszcze sytuacja, która miała miejsce ostatnio - patrząc na przechodzące przez witraże światło słoneczne w kościele pomyślałem: "Diablo 3, po prostu Diablo 3...".
Nie wiem z czego dokładnie wynikają te skojarzenia, bo czasu przy grach aż tak dużo przecież nie spędzam (maksymalnie 2h dziennie. No, chyba że narzeczonej nie ma na weekend w domu, wówczas te sesje, gdy jest coś pilnego do ogrania, faktycznie potrafią i z 3/4 dnia zająć), pewny też jestem swego zrównoważenia psychicznego. Są to jednak sytuacje, które później wywołują uśmiech na twarzy i stają się przyczynkiem do na przykład takiego tekstu. Czyżby gry, ze swoimi wykreowanymi przez twórców światami, tak bardzo ingerowały w nasze codzienne, realne życie? A może te ingerencje to nic innego jak mimowolne "odruchy" po kilkugodzinnych sesjach z danym tytułem? Co by to nie było - najważniejsze, by zawsze odróżniać fikcję od rzeczywistości i nie pozwolić grom na nic więcej, niż te właśnie, wywołujące uśmieszek na twarzy, skojarzenia.
A czy Wam także zdarzają się podobne sytuacje? Jeśli tak to z czym dokładnie się one wiążą i jakie są Wasze reakcje?
<Spodobał Ci się tekst? Wpisy przypadły Ci do gustu? Polub growo&owo na Facebooku.>