Uwaga! Achtung! Wnimanie! Niniejszy tekst jest marudzeniem nawiedzonego nerda, który uparł się by „dokopać” filmom o zombie i teraz czepia się na siłę wygarniając wszystko najświeższemu tytułowi jaki w tej tematyce znalazł. Czujcie się ostrzeżeni. Jeśli nie macie na coś takiego ochoty to zwyczajnie tego nie czytajcie...
Niemal wszystkie filmy o zombiakach hołdują tym samym kretyńskim zagrywkom i wydaje się, że tylko mnie przestało to bawić po pierwszej setce. Tekst, który macie okazję czytać jest prostym, żeby nie powiedzieć „prostackim”, wygarnięciem wszystkiego tego co mnie drażni już od dłuższego czasu.
W 95% filmów nikt wcześniej o zombie nie słyszał!
99% filmów o zombie rozgrywa się w świecie łudząco podobnym do naszego więc dlaczego do jasnej cholery nikt tam nie słyszał o tych pociesznych nieumarłych? W popkulturze żywe trupki obecne są od ponad 40 lat, a wcześniej kojarzone były z voodoo więc nie ma szans żeby żaden z bohaterów horrorów i pseudo-horrorów nigdy żadnego takiego filmu nie widział. Pieprzyć logikę! A potem widz siedzący w kinie / przed telewizorem słyszy zbiorowy facepalm, którym widownia reaguje na kolejnego niedoszłego bohatera, który funduje sztuczne oddychanie czemuś co nie żyje od pół roku...
Zombie > wojsko!
W chyba każdym filmie o zombie te niepozorne stworzenia potrafią sobie bez problemu poradzić ze służbami porządkowymi co mogę jeszcze zrozumieć. Powiedzmy, że policja padła poprzez efekt zaskoczenia i dołączyła do tej bardziej aromatycznej strony konfliktu, ale wojsko? WOJSKO?! Jak to, cholera, jest możliwe żeby armia nie złożona w stu procentach ze skończonych kretynów zdołałaby przegrać z czymś co NIE MYŚLI? Wiem, że zombie jest dużo i są cholernie wytrzymałe, bo zatrzymać je można tylko niszcząc ich mózgi, ale kto jest w stanie zaakceptować fakt, że nikt nie wpadł na to jak spacyfikować takiego klienta? Nawet jeśli gdyby nikt nie wpadł na pomysł aplikowania im „head shotów” to byle ładunek wybuchowy rozwiązuje sprawę, a czołg jest dla umarlaka przeciwnikiem nie do pokonania. Nie wspominając już o wszelakich maszynach latających. Ba! Przecież dla zombie drabina jest problemem nie do przejścia...
Zombie opanowują świat...
No właśnie, jak one to robią? Pomijając już kwestię tego, że „epidemia” zostałaby raczej zauważona przez sąsiednie kraje i podjęto by odpowiednie kroki to przecież połowa przeszkód naturalnych jakie możecie sobie wyobrazić stanowi dla zombie barierę nie do przejścia. Rwące rzeki, kaniony, jeziora czy wreszcie morza i oceany zamknęłyby plagę, w najgorszym razie, na terenie jednego kontynentu. Bardzo fajnie ten problem pokazano w „28 dni później” gdzie gromadka podobnych do zombie stworzeń utknęła na Wyspach Brytyjskich, bo zwyczajnie nie potrafiła się przedostać przez morze.
Nie myślę więc (jeszcze) jestem
Większość bohaterów chce wyleczyć się z chronicznej głupoty. Problem w tym, że hołdują zasadzie mówiącej, że głupotę wyleczyć może tylko śmierć... ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Dzięki temu widzowie mogą pośmiać się z bohaterów, którzy uparcie generują wokół siebie możliwie największy chaos, hałas i, w miarę możliwości, spektakularne efekty świetlne. Do moich ulubionych akcji należy zdobywanie paliwa do samochodów. Nie wiecie co mam na myśli? Ano bohaterowie nigdy, albo prawie nigdy, nie zabierają paliwa na zapas. Podjeżdżają na opuszczoną stację benzynową i tankują do pełna po czym spokojnie odjeżdżają licząc na to, że gdy zabraknie im paliwa to będą akurat w pobliżu kolejnego źródełka...
O nieumarłej kawalerii zapomnij
W zombie przeważnie zmieniają się tylko ludzie. Dlaczego? Wyobraźcie sobie, że bohaterowie „The Walking Dead” prócz unikania dwunożnych nieumarłych muszą uważać też na czworonogi i wszelkie pełzające zwierzęta, które gnieżdżą się okolicy siedzib ludzkich... nieumarłe szczury, psy koty, a może nawet robactwo. Chociaż w sumie, kto by to zdołał przeżyć?
Azor! Do nogi!
Zauważyliście, że w „The Walking Dead” praktycznie nie ma zwierząt domowych? Ludziom koty i psy towarzyszą od bardzo dawna, a tu wszystkie chyba wyparowały. Gdyby zostały pożarte to zostałyby jakieś szczątki, ale tych też nie ma. Skoro zwierzęta nie zmieniają się w zombie to po świecie powinny grasować stada zdziczałych psów jak to bywa w przypadku działań wojennych...
Kto nie skacze... ten nie żyje! A może jednak?
W kinie mieliśmy do czynienia z wieloma straszakami wzorowanymi na zombie. Były różne, jedne szybkie inne powolne (jak to zombie), bezdennie głupie i takie, które coś potrafiły z siebie wykrzesać, a w „The Walking Dead”... zombiaki raz są takie, a raz takie. W jednym odcinku biegają po lesie jak sarenki, a w innym wloką się nie mogąc dogonić rannego bohatera. Innym razem radzą sobie z przeszkodami w postaci drzwi i płotów, a innym razem napierają nań póki samą masą się nie przebiją. Co ciekawe taka niekonsekwencja jest właściwa chyba tylko dla tego serialu. Z czym w końcu zmagają się główni bohaterowie?
Zobacz! Zombie! Porozmawiajmy o Bogu!
Zauważyliście, że bohaterowie filmów o zombie nigdy o nich nie rozmawiają? Za to nagminnie zdarzają im się nadęte dysputy o wierze, nadziei na lepsze jutro, samobójstwach, samochodach, podboju kosmosu, fizyce kwantowej, planowanej ciąży i ufo...
Zobacz! Zombie! Schowajmy się tutaj!
Ulubionym miejscem bytowania zombie są sklepy z ogromnymi przeszklonymi ścianami, wszelakie markety i... samochody. Wait, what? Dlaczego zombie było stosunkowo mało na posterunku policji i w szpitalu (czyli tam gdzie ludzie zwykli szukać pomocy), a całe stada kitrają się po samochodach? To co? Właściciele samochodów postanowili w nich zostać olewając instynkt samozachowawczy, który wrzeszczy „uciekaj debilu”? W sumie logiczne. Widzę, że na ulicę wysypują się zombiaki i zagryzają ludzi w sąsiednich samochodach, to ja zostanę żeby mojego nie ukradli.