Nightmare: najgorszy Mortal Kombat w historii? - Brucevsky - 3 listopada 2012

Nightmare: najgorszy Mortal Kombat w historii?

Słynna seria bijatyk miała swoje słabsze dni. Początki w 3D były dla wielu osób koszmarne, a szukanie innych dróg przedstawienia postaci z uniwersum potrafiło skończyć się koszmarnie, o czym przekonał choćby występ Jaxa. Mortal Kombat potrafił jednak zawieść także jako dwuwymiarowe mordobicie. Niestety można się było tego spodziewać, gdy autorzy postanowili skonwertować czwartą część na GameBoy Color.

Popularny handheld był naprawdę wart swoich pieniędzy i na początku XXI wieku miótł konkurencję dziesiątkami znakomitych tytułów. W czasie jego panowania nie było dla gracza lepszej alternatywy w podróży niż kieszonsolka Nintendo. Na niej jednak też dało się znaleźć crapy, a jednym z nich bez wątpienia był czwarty Mortal Kombat.

Na pierwszy rzut oka, dzisiaj gra wygląda koszmarnie. W 2000 roku nie robiła jednak aż tak złego wrażenia, w czym duża zasługa nie najgorzej wymodelowanych postaci. Scorpiona, Raidena czy Liu Kanga można było bez problemu rozpoznać. Niestety koszt tej jeszcze nieźle wyglądającej na statycznych ujęciach grafiki był spory, bo GameBoy miał spore trudności z „uciągnięciem” Mortala. Przez to tempo walk było słabe i wydawało się, że obraz i animacja ciągle rwą. Nie przeciętna oprawa bolała jednak fanów MK najbardziej.

GameBoy Color z powodu polityki Nintendo i biblioteki gier szybko dostał łatkę platformy dla dzieci. Midway zleciło więc autorom konwersji, Digital Eclipse, odpowiednie ułagodzenie wizerunku ich flagowej serii. Tym sposobem każdy, kto liczył na litry krwi na małym ekraniku swojej konsolki, przeżył po jej odpaleniu ogromny zawód. Co gorsza, bez krwi nie było czuć tej wyolbrzymionej do karykaturalnych rozmiarów przemocy, a bez niej z kolei, gra została zmuszona do bronienia się samym systemem walki. A wystarczy powiedzieć, że dla wielu jest on daleki od ideału. W przypadku „czwórki” na GBC dodatkowo został uproszczony z powodu ograniczonej liczby przycisków na konsolce. Rezultat każdy jest w stanie przewidzieć sam.

Gwoździem do trumny i jednocześnie najlepszym symbolem beznadziejności Mortal Kombat 4 na GameBoya jest pomysł twórców na przedstawienie fatalities. Próba znalezienia złotego środka pomiędzy ogromną brutalnością, a określonymi wymaganiami Nintendo była może chwalebna, ale wybrane rozwiązanie …. jest kiepskie. Czarno-białe animacje zawodzą, a krew w nich przypomina niezidentyfikowaną substancję, której bliżej do żelatyny niż do czerwonej cieczy z organizmu.  Fakt, że niewiele na przygotowanych scenkach widać tylko dodatkowo odbiera satysfakcję z brutalnego rozprawienia się z wrogiem. Tym samym MK traci cechę, za którą pokochały go setki tysięcy.

Pod koniec XX wieku nikt nie myślał, że gry na przenośne konsole mają być rozbudowane i oferować masę zabawy. Mortal Kombat 4 był więc prosty, krótki i szybko stawał się monotonny. Nie było żadnych dodatków, strojów do przebierania postaci i elementów do odblokowania. W tamtych czasach walki z drugim graczem na handheldach był śpiewką przyszłości, więc bijatyki także były kierowane do samotników.  Ta produkcja niczego jednak pojedynczemu graczowi nie oferowała. W ogóle nie miała nic ciekawego nikomu do zaoferowania i dzisiaj może być wspominana tylko jako koszmarek.

Brucevsky
3 listopada 2012 - 10:47