Każda gra określa zasady, jakimi się rządzi. Od początku mówi czym jest, a kiedy wymaga od nas czegoś innego, komunikuje nam to w jasny sposób. Tak mówi teoria. Jednakże od czasu do czasu odnoszę wrażenie, że gry mnie oszukują, lub co gorsza, robią ze mnie idiotę.
Generalnie gra ma określone zasady, które mówią co graczowi wolno, a czego nie. Natomiast gra tak naprawdę może z graczem zrobić wszystko. Problem pojawia się wtedy, kiedy wyzwanie zamienia się we frustrację.
W strzelankach zasady są proste. Kładziemy naszych wrogów kilkoma strzałami. W naszego protagonistę wrogowie mogą natomiast wystrzelić trzydzieści pełnych magazynków i na dodatek trzykrotnie z bazooki, a ten nadal stoi. Taka dysproporcja jest obecna w wielu tytułach. Zwykle się na nią godzimy, gdyż w tym przypadku reguły rządzącą rozgrywką są po naszej stronie.
Z drugiej strony mamy pojedynki z bossami. Dobrze, jeśli są oni wyzwaniem, kiedy rzeczywiście musimy znaleźć lukę w obronie, by ich pokonać. Gorzej, kiedy gra nachalnie pokazuje nam, w jaki sposób należy owego przeciwnika pobić. Co jest lepsze w takim przypadku: samodzielne odgadnięcie zasad, czy jawna podpowiedź? Wyzwanie i radość z pokonanego wroga, czy frustracja, że gra musi mi wszystko wyjaśnić?
Czasami czuje się w takiej sytuacji jakbym był ograniczony umysłowo. Kiedy tak naprawdę gra powinna przestać prowadzić gracza za rączkę? Wykonując jakąś czynność w grze, zazwyczaj wiem jak ją wykonać, bo nauczyłem się tego wcześniej w samouczku lub przejrzałem klawiszologię bądź też znalazłem tę informację w instrukcji. Nie potrzebuję wyskakujących zewsząd okienek i opisów z komunikatem jak wykonać czynność, którą właśnie robię.
Za kilka minut natomiast gra postanawia zerwać ze schematem podpowiadania i zarzuca mnie oskryptowanymi przeciwnikami, których muszę pokonać jednego po drugim, wykonując ekwilibrystyczne popisy na klawiszach, oczywiście nie mówiąc mi co mam robić. Żadnych podpowiedzi. Tylko nauka przez ból, aż nauczę się całej sekwencji wrogów ze sposobem ich pokonania na pamięć, zamiast po prostu ich przejść tak, jak robiłem to wcześniej. Ponoć przed chwilą nie potrafiłem samodzielnie otworzyć drzwi bez podpowiedzi...
Dlaczego gry łamią własne zasady podczas rozgrywki? Czy takie urozmaicenia są naprawdę potrzebne? W jednej chwili prowadzą za rączkę przez góry mówiąc, gdzie ma stawiać nogi, by w kolejnej popchnąć gracza do przepaści mówiąc: teraz radź sobie sam. Problem z tym, że to nie tak miało być. Gra zmienia zasady jak jej się podoba. Często także konwencje. To tak jak z obowiązkowym obecnie w strzelankach etapem z celowniczkiem. Nigdy nie dowiedziałem się, czemu ma on służyć.
Czy to aby na pewno właściwe urozmaicenie? Zastanawiam się nad tą dysproporcją nie od dziś. Nie jest to stawianie kolejnych wyzwań przed graczem. Jest to raczej niekonsekwencja w rozgrywce. Podobnie sprawa ma się z oskryptowanymi przeciwnikami wyskakującymi zza drzwi lub zza naszych pleców. Nie możemy ich wcześniej zauważyć, po prostu się pojawiają. Nieważne, jak bardzo się staramy, nie uchronimy się przed nimi. Wmawia nam się wtedy, że jesteśmy za wolni, kiedy tak naprawdę gra, zamiast stawać się motywującym wyzwaniem, sięga po najprymitywniejsze zagrywki.
Komunikuje jasno: ja tu rządzę. Najwidoczniej gracz musi znać swoje miejsce. Można uznać, że taka jest konwencja gry, że skrypty są częścią fabuły, jednak uczucie, że nas ktoś próbuje na siłę wykiwać, pozostaje.
Tak samo ma się to w chwili dotarcia do końcowego przeciwnika, kiedy odbiera nam się cały ekwipunek i umiejętności, a następnie każe go pokonać. Po co w takim razie przechodziłem całą grę, skoro nie mogę wykorzystać tego, co zdobyłem i czego się nauczyłem? Nie łatwiej było by zrobić gry z tylko tym jednym poziomem?
Niestety to tylko najprostsze przykłady, kiedy gra nas oszukuje. Najczęściej jednak przekłamania mają miejsce we wszelkich grach wyścigowych. Doścignięcie stawki zajmuje nam stosunkowo dużo czasu. Jednak przeciwnicy doganiają nas prawie natychmiast, nawet wtedy, kiedy pędzimy maksymalną prędkością, a on i przed momentem wylądowali w rowie. Frustracja gwarantowana.
Podobnie sprawa ma się z fabułą, kiedy cały trud włożony w przejście gry okazuje się być nic nieznaczący. Tak naprawdę najważniejszy jest jeden wybór podejmowany na końcu. Nieważne co nas do niego doprowadziło, nieważne jak graliśmy, wybór jest jeden dla wszystkich. Dobrze, jeśli jest logiczny w odniesieniu do samej fabuły. Niestety niekonsekwentnych zakończeń gier jest bardzo dużo. To jest moment, kiedy naprawdę czuję się oszukany przez grę i jej twórców. Kiedy przemijają napisy końcowe, a ja zastanawiam się czy było warto grać.
Przykładów można mnożyć bez umiaru. W końcu, czy któryś z graczy nigdy nie poczuł się oszukany przez grę? Jednak tak naprawdę oszukują nasz twórcy gier. Stawiają przed nami wyzwania, czasami zapominając o tym, w jakiej gramy konwencji. Wiedzą, że gracze w pewnym momencie gry na pewno będą sobie dobrze radzić w określonym etapie, skoro tam dotarli. Jednak po co ma się dobrze bawić, rozwalmy to, zmieńmy na siłę, oszukajmy go.
Tak po prostu, żeby się nam za szybko granie nie znudziło, chociaż czasami frustracja jest ogromna. Najważniejsze jednak, żeby te przekłamania nie zabrały nam przyjemności płynącej z samego grania.