Witam! Dłuższy czas zastanawiałem się jak powinien wyglądać mój pierwszy wpis i czym ewentualnie was w nim uraczyć. Pomysł przyszedł sam słuchając muzyki w samochodzie. Nie przeciągając, mowa będzie o rockowo-bluesowym duecie zza oceanu The Black Keys.
Tworzą go Dan Auerbach odpowiedzialny za grę na gitarze i wokal oraz Patrick Carney – perkusja. Pochodzą z Arkorn w Ohio, gdzie poznali się w dzieciństwie i razem dorastali. Zespół założyli w 2001 i do tej pory ukazało 10 albumów w tym dwie Epki. Duet z Ohio początkowo grał w mniejszych klubach, znajdując się w muzycznym podziemiu, mimo niezbyt wielkiego sukcesu ich pierwszej płyty The Big Come Up uzbierali rzeszę fanów. Sukces nadszedł w 2004 r. wraz krążkiem Rubber Factory, który zdobył uznanie krytyków i został jednym z najlepszych albumów w roku według Entertainment Weekly i The New Yorker. Ciekawostką jest, że dopiero w 2008 r. nagrali płytę w profesjonalnym studio, wcześniej tworzyli w prowizorycznych warunków, tak powstał Atak & Release. Rok temu ukazał się album zatytułowany El Camino z singlem poprzedzającym płytę, Lonely Boy. Okrągłe 10 wydanie nie zawiodło nikogo. Krążek przypadł do gustu dotychczasowym fanom i nabył tysiące nowych. Obecnie The Black Keys znajdują się trasie koncertowej, a ich bilety rozchodzą się w zatrważającym tempie. Udało im się dotrzeć także do Polski, niestety tylko w radiowym przykazie.
Po krótkim wstępie czas na garść subiektywnych odczuć. Dlaczego Oni ? Wszakże przyznam się to nie jest mój zespół nr 1, mimo tego, że blisko mu do niego. Wszystko tkwi chyba w unikalnym brzmieniu duetu z Ohio. Pierwszy raz usłyszałem ich w kwietniu ubiegłego roku na napisach końcowych filmu Limitless, był to wtedy jeszcze mi nieznany utwór Howlin’ For You z albumu Brothers. Oniemiało mnie, osobiście poczułem się tak jakby moje muzycznego ego zostało uzupełnione o brakujący element. Od tamtej pory The Black Keys zagościło na moim odtwarzaczu i długo nie zniknie. Może mniej istotną rzeczą, która niemiłosiernie mi się podoba to plakaty i okładki. Przyznam, że w dobie takiego komercjalizmu nie często spotykam się z taką oryginalnością (wystarczy spojrzeć na to co stało z plakatami filmowymi), pomysł, tematyka, różnorodność i kolory, to jest to! Z resztą dość pisania, mała próbka.
Mam świadomość, że muzyka jest rzeczą gustu i nie każdemu moja propozycja się spodoba, jednakże będę usatysfakcjonowany jeśli kilka par uszu znajdzie uciechę słuchając ich. Ostatnim smutnym dla mnie wnioskiem a propos tematu to brak naszego kochanego kraju na trasie koncertowej. Z pewnością wielu z was wysłuchało by ulubionego zespołu na żywo i nie mam na myśli samych światowych sław. Pocieszeniem jest tylko to, że do Polski przyjeżdża coraz więcej wykonawców zza granicy, a Ci co już się pojawili chętnie wracają. Liczę, że z przyjemnością będziecie wpadać na mojego bloga. Ja ze swojej strony mogę obiecać, iż postaram się was nie zawieść.