Sword Art Online - powieść i anime szczególnie atrakcyjne dla graczy? - OsK - 17 grudnia 2012

Sword Art Online - powieść i anime szczególnie atrakcyjne dla graczy?

Wyobraźcie sobie specjalne, przypominające hełm urządzenie, dzięki któremu można przenieść się w świat gry MMORPG i czerpać z niej doznania za pomocą wszystkich pięciu zmysłów. Bohaterowie SAO są niezwykłymi szczęśliwcami, ponieważ udało im się zakupić rzeczone urządzenie i tytułową grę (Sword Art Online) w dniu premiery. Nie zwlekając ani chwili, równo z datą oficjalnego uruchomienia systemu, prawie dziesięć tysięcy osób zalogowało się do wirtualnej rzeczywistości świata Aincrad – do swojego nowego więzienia.

Jeżeli ktoś orientuje się w nowościach anime, wie, że niedawno ukazała się dwudziestopięcioodcinkowa ekranizacja powieści. W ramach wytłumaczenia, jest to adaptacja pierwszych czterech tomów (całość liczy dzisiaj 11 książek). Jeżeli ktoś nie ma ochoty zagłębiać się w niemałą już sagę, od razu uspokajam, pierwszy tom powieści stanowi zamkniętą całość i można się z nim zapoznać bez konieczności sięgania po kolejne. Dom drugi to zbiór krótkich opowieści, które dzieją sią gdzieś pomiędzy poszczególnymi rozdziałami z tomu pierwszego, ale mają one jedynie charakter rozbudowujący i – dopóki nie zdecydujemy sięgnąć po tom trzeci i kolejne – nie są wymagane do zrozumienia fabuły.

Jeżeli ktoś będzie chciał poznać jedynie fabułę pierwszych dwóch części (zatytułowanych Aincrad), powinien przerwać oglądanie na czternastym odcinku, nie ma zresztą możliwości, żeby ktokolwiek nie rozpoznał tego momentu. Anime wygląda znakomicie, zarówno pod względem graficznym, dźwiękowym, jak i w sprawie wyborów, które fragmenty książek, w jaki sposób i w jakiej kolejności zekranizować. Mimo wszystko, jeżeli ktoś zna japoński, lub ma dostęp do kogoś, kto mu przetłumaczy, polecam literacki pierwowzór, bo znacznie dokładniej są w nim wyjaśnione niektóre zasady rządzące światem.

Dziesięć tysięcy osób loguje się do świata Aincrad – latającego zamku z kamienia i stali, który przypomina bardziej olbrzymią, unoszącą się w powietrzu wyspę. Aincrad ma sto pięter, gracze zaczynają od pierwszego, a po pokonaniu bossa mogą przejść wyżej. Celem głównym jest zabicie głównego przeciwnika, który zamieszkuje pałac na najwyższym poziomie. Poza tym, że grający widzi wszystko tak, jakby rzeczywiście był jedną z postaci, mamy do czynienia z dosyć klasycznym MMORPG.

Problemy zaczynają się, gdy z menu znika przycisk „wyloguj”. Gracze leżą w swoich łóżkach, z kaskami na głowach, a wszystkie sygnały wysyłane przez ich mózgi są przechwytywane przez urządzenie i przetwarzane na ruchy wykonywane wirtualnie. Tak więc bez przycisku „wyloguj” nie ma możliwości na opuszczenie świata gry. Prawdziwy dramat zaczyna się jednak w momencie, gdy okazuje się, że nie jest to wcale chwilowy błąd systemu, ale świadoma decyzja projektanta gry (Kayaby Akihiko) – motywy, które nim kierowały poznajemy dopiero na ostatnich stronach powieści, więc nie będę nikomu psuł zabawy. Jako że urządzenie ma stałe połączenie z graczem, przerwa w zasilaniu lub próba zdjęcia hełmu skutkuje natychmiastowym usmażeniem mózgu. Taki sam skutek ma śmierć awatara. Jedynym sposobem na wyjście z gry jest zabicie najsilniejszego przeciwnika.

Żeby wszystko wyglądało jeszcze realniej i nie było wątpliwości co do prawdziwości gróźb, Kayaba Akihiko zmienia wygląd wszystkich postaci na taki, jaki mają grający nimi ludzie w realnym świecie.

awatary graczy
gracze

Tutaj przejawia się prawdziwa siła SAO. Jest to opowieść przede wszystkim o graczach i prowadzonej przez nich rozgrywce, dzięki czemu autor mógł zawrzeć w swoim utworze parę obserwacji zarówno na temat wieku, płci i charakteru przeciętnych użytkowników MMORPG, jak i wartości wirtualnej rozgrywki i budowanych przez nią międzyludzkich więzi, a wszystko to podane w lekkiej i atrakcyjnej formie. W świecie Aincrad natychmiast odnajdzie się każdy, kto choćby przez chwilę miał kontakt z komputerowymi RPGami.

Kawahara Reki wprost perfekcyjnie połączył "realizm" z elementami wyciągniętymi wprost z gier. Cały czas mamy świadomość, że świat rządzi się innymi prawami, ale  zostały one przedstawione i zaimplikowane z taką lekkością, że czytelnik w ogóle nie odczuwa tego zabiegu jako czegoś wymuszonego.

Z czasem, zarówno w powieści, jak i w serii, zaczynają się nawarstwiać kolejne standardowe dla większości anime motywy, które mogą zniechęcić mniej zagorzałych fanów gatunku, ale pierwszy tom i bazowane na nim odcinki są jak najbardziej godne polecenia nie tylko fanom japońskiej animacji, ale także zapalonym graczom i w ogóle wszystkim, którzy szukają lekkiej i oryginalnej opowieści fantastyczno-przygodowej. 

OsK
17 grudnia 2012 - 14:24