Heavy Rain jest już grą legendarną, absolutnie kultową, jednym z najważniejszych ekskluzywów na konsolę Sony. Tyle tylko, że od czasu premiery doczekaliśmy się nie tylko nowej produkcji studia, ale także do pewnego stopnia konkurencyjnych gier ze stajni Telltale. Heavy Rain bez wątpienia jest grą ważną, w pełni zasługującą na zbierane pochwały, ale z biegiem czasu coraz wyraźniej rzucają się w oczy jej braki.
Quantic Dream pchnęło gry wideo na ścieżki, które zdawały się już zupełnie zamknięte dla nowszych produkcji. Przed sukcesami Fahrenheita i Heavy Rain interaktywne filmy wydawały się już gatunkiem wymarłym, postrzeganym przede wszystkim przez pryzmat skrajnie nieudolnie reżyserowanych produkcji typu Phantasmagorii oraz niemal już dzisiaj niegrywalnych zbitek powtarzalnych QTE, jak Dragon's Lair. Z drugiej strony produkcje Quantic Dream wywodzą się w prostej linii z klasycznych gier przygodowych, uzupełniając je o znacznie większą ilość emocji i dynamiki. Jedni gatunku nienawidzą (bo to nie gra), inni kochają (nareszcie można zagrać w film), wszystko zależy od tego, czego kto szuka.
Historia opowiada o zabójcy dzieci, który porywa swoje ofiary, topi je w deszczowej wodzie po czym porzuca ciała, zostawiając przy nich orchideę i figurkę origami. Mocna fabuła z kilkoma bardzo emocjonującymi momentami sprawia, że grę przechodzi się tak, jakby oglądało się wciągający serial kryminalny. Co prawda całość rozkręca się dosyć topornie i wielu graczy po pierwszych paru minutach ma już z całego serca dosyć głównego bohatera i jego bachorów, ale im dalej, tym lepiej.
Fabuła stopniowo, w zrównoważonym tempie odsłania kolejne karty, wyjaśniając tajemnice i rzucając przed gracza naprzemiennie kolejne wskazówki odnośnie do tożsamości zabójcy, jak i fałszywe tropy. Zakończenie logicznie wynika z przedstawionych wcześniej zdarzeń i pasuje do klimatu opowieści kryminalnej (nie, nie mamy tutaj tak zwanego „Fahrenheita”). Pod względem fabularnym jest naprawdę dobrze. Można się co prawda doczepić, że końcowy twist jest wymuszony i niedostatecznie umotywowany, ale żaden odbiorca powieści i filmów kryminalnych nie powinien czuć się zawiedzionym lub oszukanym.
Grywalnych bohaterów mamy czterech, więc nawet jeżeli do pana „Shaaaaun! Shaaaun!!!” poczujemy niechęć, wciąż pozostaną nam postacie, które będziemy mogli naprawdę polubić: stereotypowy prywatny detektyw, oryginalny agent FBI i wścibska reporterka są tak odmienni, że chyba każdy znajdzie kogoś dla siebie. Zadanie będzie tym łatwiejsze, że decyzje, co dana postać ma zrobić możemy podjąć w kluczowych momentach, więc mimo wyraźnie zarysowanych charakterów, wciąż pozostawiono nam trochę swobody w odpowiednio dramatycznym reżyserowaniu naszego interaktywnego filmu.
Pewnym problemem jest niestety rzeczywista waga podejmowanych decyzji. Podczas gdy te najważniejsze wyraźnie wpływają na to, jakie zobaczymy zakończenie, cała masa pomniejszych jest bez najmniejszego znaczenia. Kilka razy zdarzyło mi się, że postacie odgrywały role wyraźnie pasujące bardziej do skrajnie odmiennych decyzji niż te, które podjąłem. W innego typu grze byłoby to drobnym przewinieniem, ale w interaktywnym filmie takie drobnostki psują to, co jest najważniejsze, błyskawicznie niszcząc immersję i sprawiając, że zastanawiamy się, czy my jeszcze gramy, czy tylko klikamy regularnie „play”, bo odtwarzacz nam się przycina.
Niestety Heavy Rain niezbyt dobrze znosi konfrontację z grami takimi jak The Wolf Among Us lub The Walking Dead. Do niektórych postaci drugoplanowych czujemy mniejszą lub większą niechęć… i tyle. Bardzo daleko tutaj do pełnego wachlarza emocji, które wywołują bohaterowie gier studia Telltale. Główna różnica między TWD a HR polega jednak na tym, że w pierwszej grze nie mamy zbyt dużego wpływu na wydarzenia, ale wprost olbrzymi na relacje między postaciami i kształtowanie ich charakteru. W HR jest zupełnie inaczej – dostajemy kilka zakończeń i w wiemy, że oglądany film został dostosowany do naszych wyborów, ale trudno jest czuć prawdziwą więź z bohaterami. Co najwyżej jednych lubimy trochę bardziej, drugich trochę mniej.
Momentami nieciekawie wygląda również ciągłość scenariusza. Można odnieść wrażenie, że gdy tylko rozegramy coś w któryś z mniej standardowych sposobów, fragment filmu zostaje wycięty, bo akcja z wybitnie małą gracją przeskakuje do sceny mało powiązanej z poprzednią. Takie sytuacje miałem dosłownie trzy razy podczas rozgrywki, czyli niedużo, ale właśnie przez nie czułem podczas grania, że Heavy Rain ma ambicje by być filmem, ale niezbyt radzi sobie z połączeniem ich z oddaniem graczowi możliwości wpływania na wydarzenia.
Największą bolączką jest jednak sterowanie. Nie jest ono trudne do opanowania lub jakoś skrajnie udziwnione, ale i tak sprawia wrażenie jakby zostało zaprojektowane tylko po to, żeby wykorzystać pełen wachlarz możliwości kontrolera do PS3. Nie lubię, gdy muszę machać padem na wszystkie strony, ale jestem to w stanie zaakceptować. Może nawet komuś taki sposób interakcji się podoba, więc czepiać się tego nie mam zamiaru… Ale nie można się nie doczepić banalnego faktu, że gra to po prostu kilkugodzinne QTE. Lubię QTE, są gry, w których sprawdza się wyśmienicie, ale w niektórych scenach rozgrywka aż prosiła się o małe urozmaicenie (pamiętacie sekwencję strzelankową w TWD?). Wątpliwości budzi też czasem powiązanie naciskanych przycisków z akcją na ekranie. Niestety, zamiast pozytywnie wpływać na immersję, wywołuje wrażenie, jakbyśmy musieli machać padem, żeby włączyć następną część filmu, a nie żeby wykonać konkretny ruch postacią.
W skrócie: fabularnie HR nie zawiódł mnie ani trochę. Otrzymałem dokładnie to czego oczekiwałem, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że mimo jakiegoś wpływu na fabułę, tak naprawdę tylko odtwarzałem film. Dobra historia (zwłaszcza jak na standardy gier), ale raczej niespecjalna gra.